wtorek, 8 stycznia 2013

Hej!
Dziś jakiś pechowy dzień.
Nie dość, że od rana źle się czuję. Nie wiem dlaczego. Jakoś źle mi na żołądku, ciężko, niedobrze.
To jeszcze chciałam wynieść kota na zewnątrz i się poślizgnęłam i przewróciłam. Jedna noga wylądowała z przodu jedna z została z tyłu. Obiłam sobie palce u nogi i kolano, bo na nie poleciałam.
Mam tylko nadzieję, że przez ten upadek nic się nie stanie dziecku.
Poza tym ryczeć mi się chce z wielu jeszcze innych powodów. Nic mi nie wychodzi, nic się nie chce. Mój mąż odsunął się ode mnie ostatnio coraz bardziej.W sferze intymnej nic nie działo się u nas od 3 miesięcy. On uważa, że może to zaszkodzić dziecku, a ja wręcz czuję, że to nie o dziecko chodzi tylko o to, że ja już mu się najzwyczajniej w świecie nie podobam jako kobieta i żona.
Teraz to będzie na mnie patrzył już chyba tylko jak na matkę.
Poza tym wkurza mnie , że remont w naszym pokoju trwa za długo. Jakoś nie widać końca, a ja chciałabym już porządnie posprzątać. Facet u którego zamówiłam komodę dla dziecka mówił, że max. 2 dni a teraz leci już drugi tydzień. Ja nocami planuję już gdzie co powkładam a tu nici z moich planów.
Wczoraj zaczęłam 31 tydzień i coraz bardziej boję się zbliżającego terminu porodu a mój M. ciągle nie podjął decyzji czy będzie ze mną rodził. Widzę, że nie chce, że się boi. Ale do cholery niech mi to powie. A nie tylko zmienia temat jak o to pytam.  Chciałabym jeździć do szkoły rodzenia, ale nie  pasuje to mu z pracą, więc nie mogę jeździć. Boję się, że nie rozpoznam gdy już będzie godzina zero, że spanikuję, nie będę umiała oddychać i nie daj Boże zaszkodzi to dziecku.
Jako kobieta i żona i  w ogóle jako człowiek czuję się samotna. Spędzam dni całkiem sama, jak M. wraca też ma pełno pracy i czuję że w nią ucieka ode mnie. Pewnie to moje głupie myśli ale boję się że jak już Jaś się pojawi nie będę miała w nikim oparcia. Tak jak teraz ciążą moją nikt się nie interesuje tak później nikt się nie zainteresuje nami. Jedyne oparcie w blogach. Jak czytam wasze posty o podobnych problemach, rozterkach to od razu jakoś lżej na duchu. Ach..................................

6 komentarzy:

  1. A może Twój M po prostu się boi? Pojawienie się dziecka to naprawdę duża zmiana w życiu. Wszystko będzie się kręcić wokół maluszka. Może powiedz mężowi, że przecież nadal go kochasz i bardzo Ci go brakuje i że go potrzebujesz i jego wsparcia. Niech poczuje się potrzebny ;-) to na moją logikę.
    ps: mi też nie chciało zdjęć dodawać, więc zmieniłam przeglądarkę na "google chrome" i już bez problemu ;-) pozdrawiam serdecznie i życzę więcej optymizmu i uśmiechu ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No chyba się boi i dlatego ucieka jak z nim zaczynam rozmawiać. Ale mówię mu że go kocham i że potrzebuję go. Dzięki za radę. Zmieniłam przeglądarkę i udało mi się dodać zdjęcia zakupowe.

      Usuń
  2. popieram poprzedniczkę :) szczera rozmowa zawsze jest najlepsza! także do dzieła! a ten moment na pewno rozpoznasz nawet bez szkoły rodzenia, wierz mi :) a będziesz miała najprawdopodobniej sporo czasu, bo pierwsze porody trwają długo, mój od pierwszych najlżejszych skurczy 14h

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam wrsżenie że Twój mąż jeszcze nie do końca potrafi się odnaleźć w nowej roli. Potrzebna jest chyba szczera rozmowa, choć i to nie zawsze daje skutek. Poza tym wydaje mi się że nasze buzujące hormony też mają tu znaczenie. Mój ma już jedno dziecko a i tak widze że sytuacja go przerasta.
    Co do tego upadku to jak mały jest normalnie aktywny to pewnie nic się nie stało. Jednak jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości to jedż na izbę przyjęć i sprawdzą czy wszystko w porządku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mały jest normalnie aktywny i myślę, że nic się nie stało. W środę mam wizytę więc się dowiem. Pewnie masz rację z tymi hormonami.Na wielu blogach czytam podobne historie więc coś w tym jest chyba. Widzę sama, że raz mam ochotę góry przenosić a raz leżę i ryczę więc to muszą być hormony

      Usuń
  4. oby nic się Wam nie stało po tym upadku, co do strachu przed porodem to zupełnie naturalne, dlatego ja zdecydowałam się na szkołę rodzenia. Sama dojeżdżałam do miasta obok, bo mąż też nie mógł, co prawda byłam tylko na paru zajęciach bo potem musiałam leżeć, ale i tak bardzo mi to pomogło zwłaszcza w nastawieniu się psychicznie do porodu. Jak się już zaczęło byłam zdeterminowana, a po strachu nie było śladu. Ja miałam to szczęście, że mój mąż był przy porodzie, ale myślę że jeśli twój jest tak bardzo niezdecydowany, to lepiej mu odpuścić. Nie każdy facet dobrze to znosi. pozdrawiam i więcej spokoju Ci życzę

    OdpowiedzUsuń