środa, 27 kwietnia 2016

Franio

Hej! Właśnie wróciłam od gina. Dziecko rośnie, wszystko O.K.Ma 320 g. Nadal nie chciało pokazać co tam ma między nogami, bo pępowina zasłaniała, ale położyłam się bokiem i jednak lekarz dostrzegł, że będziemy mieli chłopca.Mały właśnie wkładał sobie rączki do buzi nie przejmując się wcale sytuacją. Mój gin podsumował fakt, że będzie synek. Powiedział, że chłopaki się lepiej chowają. Nie beczą z byle powodu i nie są tacy wymagający jak dziewczynki. Ciekawe jakie on ma dzieci. Mimo, że Jaś już mówił do brzuszka Emilka to ucieszył się jak mu powiedziałam, że będzie miał braciszka. Powiedziałam, że jednak będzie Franio. A Jaś na to, że nie chyba Franek mama. I potem opowiadał, że będzie się z nim bawił traktorami i jego zabawkami. Także syn mój się cieszy. Mi niby też było wszystko jedno, ale jakoś tak w głębi myślałam, że będzie dziewczynka. Fajnie byłoby kiedyś w przyszłości przeżywać z nią pierwsze miłości, potem wybierać suknię ślubną. M powiedział, że nic straconego- postaramy się o jeszcze jedno. Ale jak dla mnie dwoje dzieci wystarczy. No chyba, że coś by się przytrafiło. Ale oby nie. Już z jednym Jaśkiem mam dość zmartwień i trosk. Także z moich planów kupowania różowych ubranek nici. Ubranka po Jaśku mam. Przebiorę je tylko jak już będziemy po remoncie. Te bardziej zniszczone wywalę. M mówi, że się cieszy. Ale chyba też liczył, że będzie dziewczynka. Jest Franio. Na pewno będzie super bratem i fajnym facetem. Tylko się boję, że ja będę za bardzo zaborczą matką. Z dwoma synkami mamusi może być ciężko. A dlaczego Franio? Sama nie wiem. Z Jaśkiem mieliśmy lada problem, żeby wybrać imię. Spisaliśmy listę i jakoś żadne nam nie pasowało. Jakoś Jaś był najfajniejszy.A teraz jak się dowiedziałam o ciąży od razu jakoś tak mi wpadło.Miała być albo Agatka albo Franek. Emilkę wymyślił Jaś podczas oglądania bajki: "Mały miś" Tam jest Emilka. Poza tym mój dziadek miał na imię Franciszek. I z tego co opowiadała mi mama to był poczciwym człowiekiem. Poza tym jak miałam rozprawy z ojcem w sądzie zawsze chodziłam na cmentarz do dziadków i z nimi gadałam najzwyczajniej w świecie. Dzięki temu przetrwałam nie jeden kryzys w moim życiu. Dla niektórych to może być śmieszne. Ale tak właśnie było. Także Franio, nasz Franek.

wtorek, 26 kwietnia 2016

Moja nowa miłość

Hej! Dziś kolejny post o kosmetykach ze strony http://kosmetykizameryki.pl/ .Tym razem zachęcona filmikiem jednej z moich ulubionych YouTuberek szusz1313 postanowiłam zamówić sobie kilka wosków zapachowych Kringle i Yankee Candle. Dodatkowo zamówiłam jeszcze kilka rzeczy:
Mały pomocnik-musiał otworzyć.
Zamówiłam sobie: 1.
Odżywka Charles Worthington- 60 sekundowa maseczka do włosów farbowanych 2.
Receptury Babci Gertrudy Szampon Chroniący Kolor Do Włosów Farbowanych 3.
Tangle Teezer Aqua Splash -to mój drugi Tangle Teezer i nie zamienię już go na żadną inną szczotkę. Wcześniej używałam jakiś grzebieni i szczotek i zawsze mnie bolało rozczesywanie a ta szczotka jest super. Łatwo się ją czyści. A ta jeszcze stoi i jest z jednego kawałka, więc od mycia mi się nie rozklei. Poprzednią, taką kompaktową miałam kilka lat. I już miała te ząbki powyginane i się rozkleiła, bo ją myłam dość często.Ale i tak wytrzymała kilka lat. 4.
No i moja nowa miłość. Tak, wiem zamówiłam dopiero i pewnie ktoś powie, że skąd mogę to wiedzieć. Ale zawsze uwielbiałam jak mi pachnie w pokoju. Dotąd kupowałam olejki eteryczne i takie te patyczki zapachowe. Ale w porównaniu do intensywności z tymi woskami to tamto to było wywalanie kasy w błoto. Bo niby pachniało, ale bardzo krótko i jak chciałam intensywniejszy zapach to musiałam wlać dużo olejku. A patyczki niby ok, ale jak zapaliłam więcej aby mocno pachniało to aż mnie mdliło. Te woski są takie intensywne, ale zarazem zapach nie przeszkadza. Są dość drogie, bo Kringle kosztuje 11,27 zł za jeden a Yankee Candle 6,57zł ale uważam że warto. Zakochałam się i już zamówiłam 16 innych zapachów.A to i tak nie wszystkie. Ale chcę zamówić sobie wszystkie i wtedy wybiorę te które mi się najbardziej podobają i będę je kupować ponownie. Także kto jeszcze nie miał- zachęcam! Ja kiedyś też myślałam, że to ściema. Ale jednak nie. Zapachy: *Clean Cotton *Peony *Soft Blanket to Yankee Candle *Rainy Day Deszczowy Dzień *French Lavender Francuska Lawenda *Baker's Vanilla Wanilia Cukiernika to Kringle Użyłam już tego zapachu Rainy day i na pewno będzie jednym z moich ulubionych i ten clean cotton pachnie na prawdę jak rozwieszone pranie
I będę mogła je trzymać w tym szkle. A tak stało puste, bo nie wiedziałam co w niego włożyć. A w gratisie dostałam korektor z Miss Sporty i serum przeciwzmarszczkowe Olay.
I to serum na prawdę fajne. Buzia jest taka mięciutka. Kiedyś miałam krem z Olay i nie byłam zadowolona. Ale to serum może nawet sobie kupię w jakimś stacjonarnym sklepie. Na temat wosków i świeczek Yankee Candle i Kringle jest pełno filmów na YT. A tutaj instrukcja jak ich używać. Zachęcam

piątek, 22 kwietnia 2016

Rok

Hej! Dokładnie dziś minął rok od momentu kiedy M. wyjechał. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak ten czas szybko leci. Już rok a będą kolejne lata. I tak czasami myślę, że żyjąc tutaj z Jaśkiem sami tracimy najważniejsze chwile jako rodzina i małżeństwo. Na razie tęsknota nie pozwala nam na oddalenie się od siebie. Ale sama widzę, że w porównaniu do momentu kiedy M wyjechał a teraz jest między nami inaczej. Najbardziej bałam się o Jaśka, że po jakimś czasie zapomni o tacie, ale więź jest tak mocna, że Jaś codziennie mówi coś o M. Albo planuje co będzie robił z tatą jak ten przyjedzie. M uciekają najważniejsze momenty z życia Jaśka i naszego. Nawet z życia naszego maleństwa. Nie zobaczy jak dziecko będzie kopać i się wiercić w brzuszku. Po porodzie też będziemy większość czasu sami. I boję się, że drugie dziecko nie będzie już miało takiego kontaktu z ojcem. Smutne, że przyszło nam żyć w takich czasach, gdzie tyle ludzi wyjeżdża do pracy za granicę i zostawia rodziny. I nawet te 500 zł jakie daje rząd nie są w stanie zmienić tego stanu rzeczy.

czwartek, 21 kwietnia 2016

Ceramika Bolesławiec

Już jakiś czas temu w moim mieście zauważyłam,że w jednym ze sklepów jest nowy asortyment , a mianowicie wyroby z Ceramiki Boleslawiec,ale ceny jakoś nie zachęcały do zakupu. W końcu dziś przechodząc tam po raz enty nie mogłam się opanować. Weszłam i nie mogłam się zdecydować. W końcu już miałam wyjść, ale nie. Ciągle wszystkiego sobie odmawiam. Kupuję tylko to co trzeba. Sobie już dawno tak dla samej przyjemności nic nie kupiłam. Poza tym Jaś zbił ostatnio mój ulubiony kubek. I to był kolejny argument za. I w końcu postanowiłam, że kupię jeden i co jakiś czas będę dokupywać sobie jakiś jeden kubek, a potem resztę np. cukierniczkę itp. A jakie piękne dzbanuszki do mleka czy herbaty mają! No mega. Nigdy bym nie pomyślała, że będą mi się podobać takie rzeczy, takie wzory. Kiedyś uważałam,że są takie staroświeckie. A teraz? Ja się chyba na prawdę starzeje? A oto moje cudo.
Czyż nie jest piękny? To model 166A. To są kubki bez podstawek. Były jeszcze o tym samym wzorku,ale mniejsze i tamte miały podstawki. Ale ja uwielbiam większe kubki. Na stronie Ceramiki to jest dopiero wybór i mają sklep internetowy, ale wolę sobie kupować po troszku. Na wszystko na raz mnie nie stać. A i przyjemność z kupowania można sobie zostawić. Sami zobaczcie jakie piękne są te rzeczy http://ceramicboleslawiec.com.pl/galeria/dekoracje-ponadstandardowe/#
A to moje tulipany. Zerwałam kilka do pokoju zachęcona zdjęciami na innych blogach. Ale jednak jakoś mi ich szkoda. Szybko się rozwinęły i pewnie równie szybko zwiedną. Jednak wolę oglądać kwiaty na rabatach.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Szaleję

Hej! Nie wiem co się ze mną dzieje. Jestem nerwowa jak cholera. Najchętniej to bym coś zdemolowała. Mam takie momenty, że jakiekolwiek irytujące zachowanie Jaśka potrafi mnie tak wyprowadzić z równowagi, że muszę wyjść i chłonąć. Bo inaczej nie ręczę za siebie. Zauważyłam, że od momentu kiedy jestem w ciąży bardziej krzyczę na Jaśka. No bo ileż razy można mówić? Proszę go o coś a on jakby na złość specjalnie robi co innego i jeszcze się uśmiecha. Myśli, że to, że się popisuje jest fajne. M też dokłada swoją cegiełkę do mojego stanu. Rzadko dzwoni a jak już zadzwoni to ciągle mówi o pracy. Jak już się wygada to ja nie mam ochoty mu opowiadać co u nas. Chciałabym, żeby częściej przyjeżdżał do domu. No i przede wszystkim na dłużej. Chciałabym, żeby bardziej zajmował się Jaśkiem jak już jest. A on zawsze ma tyle spraw, że Jaś sam już zauważył, że tata nie ma czasu. Potrzebuję odpoczynku. Najchętniej wywiozłabym Jaśka do kogoś na kilka dni. Nawet myślałam o teściowej, ale stwierdziłam, że jednak nie. Boję się, że z tego wynikłoby więcej złego niż dobrego. Ona zajmuje się czasem swoimi wnukami, które tam mieszkają i ciągle nastawia dzieci przeciwko matce. A jej synek jest idealnym ojcem, mimo, że go nie ma całymi dniami. Jak słyszę takie podejście to już wolę szukać innych sposobów odpoczynku. Na szczęście już mogę robić w ogrodzie. Muszę tam więcej czasu spędzać. Jak pojadę na zakupy to koniecznie muszę kupić melisę. Moje nerwy nie służą ani Jaśkowi ani dzidzi w brzuszku. Wkurzam się też, bo ciągle ktoś mi się wtrąca w wychowanie Jaśka. Moja mama zawsze ma coś do powiedzenia. Idealna matka się znalazła. Pozwala Jaśkowi na wszystko a potem on mi chce wchodzić na głowę. Nie mogę sobie na to pozwolić, bo jak pojawi się drugie dziecko, on jako starszy brat musi już troszkę inaczej się zachowywać. Ma w końcu już 3 lata. I nie rozumiem jak ktoś mi mówi: to jest dziecko! No szału dostaję. Albo jak chcę na nim coś wymóc aby zrobił moja mama czy siostra robią to za niego. No i jak ja wtedy wyglądam w oczach tego dziecka. Ale jak im mówię, że nie mają się wtrącać to jeszcze bardziej się wtrącają i chyba sprawia im to frajdę.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Problemy ciążowe

Hej! Nie ma mnie tutaj ostatnio często, ale ta ciąża nie wpływa na to dobrze. No i wiadomo jest jeszcze Jaś. Ostatni czas nie był dla mnie w ogóle łaskawy. Przy zwożeniu drzewa miałam mały wypadek- wjechałam w drzewo i cały traktor pogięty. Dobrze, że tylko tak się skończyło. Drzewo w które walnęłam trzeba było ściąć. Sąsiad poratował mnie w tej opresji. No i na szczęście można było odpalić traktor. Ja się jakoś nie uderzyłam - uważałam na brzuch. Jeden dzień miałam traumę ale na drugi dzień dalej woziłam drzewo. Kilka dni bez rewelacji aż tu nagle jednego dnia podczas prac w ogródku poczułam, że mam problem z przełykaniem śliny. Dotknęłam i okazało się, że lewy węzeł chłonny powiększony. Wyglądałam jak świnka. Wystraszyłam się, ale że było już po 17 nie jechałam z tym do lekarza. A na pogotowie jakoś nie lubię jeździć- mam złe wspomnienia. No i kolejnego dnia od rana dzwoniłam do mojej rodzinnej pani doktor. I od 8 rano do 11 nic- nikt nie odebrał telefonu. Wkurzona pojechałam i dowiedziałam się, że i tak mnie nie przyjmą, bo już doktor ma pełno osób. Proszę przyjść jutro- no chyba, że pani bardzo chora to proszę czekać do 17- może doktor panią przyjmie! WTF? Wiadomo-pojechałam do domu. Następnego dnia węzły się już zmniejszyły. Doktor stwierdziła, że tak czasem bywa, że organizm zwalczał coś, a skoro się zmniejszyło to jest ok. I sama nie wiem i już się nie dowiem od czego to było. Nie minęło kilka dni i wczoraj z rana zaczęłam ogarniać pokój, potem zrobiłam sobie wodę z cytryną. Wypiłam. Zrobiłam śniadanie. I nie mogłam zjeść, bo zaczął mnie boleć żołądek. Po chwili poleciałam do ubikacji- zwymiotowałam wszystko. Żołądek bolał dalej. Wypiłam ciepłą herbatę- znów toaleta- w wiadomym celu. I tak mnie szarpało, że poczułam lekkie skurcze macicy. A że byłam głodna- starałam się zjeść cokolwiek- to ciągle to samo. W końcu wykończona ze skurczami i bólem żołądka położyłam się do łóżka. I za chwilkę znów leciałam do łazienki- tym razem-biegunka. kolejne godziny spędziłam na lataniu do kibelka. W końcu chciałam już dzwonić po pogotowie, czułam jak zaraz się przewrócę. Ale położyłam się i nawet zasnęłam na chwilkę. I to o dziwo pomogło. Potem zrobiłam sobie zupkę, taki kleik mleczny. I dopiero po tym się nic nie działo. Ania zajęła się Jasiem, ale on nie chciał nawet iść z nią na dwór. Bawił się koło mnie w pokoju. Kochany łobuz. Wieczór spędziliśmy w łóżku- oglądając bajki. Przyszedł deszcz i mimo, że poczułam się lepiej nawet nie wyszliśmy na dwór. Także takie przeboje z tą moją ciążą. Nie wiem jak zdołam wytrwać do tego 19 września? Byłam też u lekarza państwowo i nadal nie wiem co tam siedzi i mnie kopie. Lekarz twierdzi, że nie widać jąderek. Ale jeszcze mogą zstąpić do moszny. Także nadal czekam do kolejnej wizyty prywatnej, którą mam 27. No i wtedy nie odpuszczę już mojemu ginowi. Muszę już wiedzieć. I będę mu wiercić dziurę w brzuchu. Na działce nie robię za dużo. Najpierw chcę dokończyć wożenie tego drzewa z lasu. Kupiłam jednak kilka skalniaków.

piątek, 8 kwietnia 2016

30 lat minęło jak jeden dzień

Hej! I tym smutnym akcentem zaczynam dzisiejszy dzień. Dziś stuknęło mi dokładnie 30 lat. Bałam się tej daty okropnie i na prawdę ona mnie jakoś przygnębia. Z każdym rokiem zdaję sobie sprawę, że czas leci nieubłaganie i jakby z roku na rok coraz to szybciej. Chciałam robić jakieś podsumowania, co mi się udało a co nie. Ale jednak nie będę. Życie nauczyło mnie, że nie to jest ważne. Ważne, że niczego nie żałuję. Żadnych decyzji, tych dobrych i tych za które płacę do dziś. Nie! Jednego żałuję: żałuję, że za bardzo ufam i wierzę ludziom. Nie raz przez moją naiwność zostałam przeczołgana po ziemi. Jestem matką, żoną. Nie zawsze wychodzą mi te role tak jakbym chciała. Często nieudolnie. Ale jestem. Nie mam za sobą ani pewnie przed sobą żadnej świetlistej kariery. Bizneswoman zdecydowanie nie zostanę. Jak na razie wystarcza mi to co mam. Wiadomo- chciałabym wiele rzeczy, ale to są marzenia i chyba właśnie o to chodzi, żeby je realizować powoli. Bo co nam po marzeniach, które spełnią się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Będę starała się je zrealizować. Na tym chyba polega nasza droga przez życie. Mam ten swój kawałek na ziemi, czuję się tu bezpieczna, nie rzadko szczęśliwa. I ktoś z boku powie:" mieszka na zadupiu, z dwójką dzieci, bez pracy. Żałosne". Jednak dla mnie żałosne są osoby, które żyją z dnia na dzień, jak cyborgi. Tylko praca, dom, zakupy, kolejne wakacje zamiast dziecka. Bo warto mieć więcej. Ja nie żałuję i gówno komukolwiek do tego. Od dziś mam zamiar być jeszcze bardziej sobą, szczęśliwą na swoim zadupiu i albo ktoś mnie kocha albo nienawidzi. Jeśli ktoś chce. Jego wybór. A to moje dwa największe cudy! I jestem z nich dumna. Nie ważne kim zostaną. Ważne, że je mam.
Taki torcik z naleśników sama sobie zrobiłam. Nie szykuję żadnej imprezy. Wolę sobie sama kupić prezent. A tak tylko się narobię i jeszcze nie dostanę nic co bym chciała. Także jak będę przy kasie sama sobie zrobię prezent. Mam już wypatrzone sobie zestaw do paznokci Semilac.

sobota, 2 kwietnia 2016

ZIELONA SOWA

Hej! Jak Wam minęły Święta? Mi jakoś tak nijak. Nie poczułam nawet, że są Święta. M przyjechał w sobotę rano. Całą sobotę spał. Więc sama byłam zmuszona jechać na zakupy. Gdybym wiedziała, że znowu przyjdzie na sam koniec to pewnie zrobiłabym zakupy szybciej. Liczyłam na pomoc i znowu byłam zdana tylko na siebie. Ciasta kupiłam, nie jakoś dużo, tylko dla nas. Zrobiłam dwie sałatki i tyle. Niedzielę spędziliśmy u teściowej na obiedzie i potem pojechaliśmy z Jaśkiem na plac zabaw. Poniedziałek spędziliśmy razem w domu. Po obiedzie jechaliśmy również na plac zabaw i potem na basen. Jaś był tak umęczony, że jak zasnął w samochodzie ok 18 to nawet jak go ubierałam w piżamki nie przebudził się ani na chwilkę. Spał do następnego dnia. We wtorek miałam endokrynologa a w środę ginekologa. U endo badania ok, dalej tylko mam brać taką samą dawkę tabletek. No i kontrolować badania co miesiąc. Jakby coś było nie tak to od razu mam przyjeżdżać. W środę myślałam, że dowiem się kto to tam we mnie rośnie. Ale niestety. Lekarz jeszcze nie chciał mówić, bo nie jest pewien. Pępowina akurat zasłaniała to miejsce. No trudno. Muszę poczekać jeszcze miesiąc. Wtedy już nie dam się zbyć. Jeśli będzie dziewczynka to chciałabym już przejrzeć ciuszki i posegregować te jakie mogłaby nosić i ewentualnie dokupić jakieś dziewczęce. Bo nie będę ubierać dziewczynki w ubranka po bracie. Także będzie trzeba sprzedać co się da i kupić babskie. Jeśli okaże się, że chłopiec to nie będę nic zmieniać. Chciałabym już wiedzieć. Ja jednak czuję, że może być dziewczynka. Jednak M mówi, że chyba bardziej chcę niż czuję. No to po krótce co u nas. M pojechał w środę. Także wracamy do swojego trybu życia. Na szczęście pogoda się poprawia i dzięki temu moje samopoczucie też jest inne. Ale nie o tym. Dziś chciałam napisać o zakupach jakie poczyniłam dla Jaśka w wydawnictwie Zielona Sowa.
Zaczęło się od tej książeczki, którą kupiłam Jaśkowi w jakimś sklepie z zabawkami. Jaś nie chciał malować kredkami, tylko ciągle farbami i stwierdziłam, że jest jeszcze za mały, żeby robić małe kolorowanki, więc kupiłam mu specjalnie takie duże. I na prawdę je polubił. A że nie znalazłam później nigdzie takich dużych kolorowanek postanowiłam poszukać tego wydawnictwa. I jak się ucieszyłam, jak zobaczyłam że można zamówić w necie. I na dodatek za większe zamówienie wysyłka jest gratis. Nie oglądałam się i zamówiłam kilka pozycji. Bo Jaś na prawdę się wciągnął i zamierzam go też jakoś wspierać w tym. Chcę żeby już jakoś malował jak pójdzie do przedszkola. No i im więcej ćwiczy tym bardziej wyrabia sobie małą motorykę. Mam nadzieję, że to pomoże mu w przyszłości ładnie pisać.
Jedną książeczkę Jaś już zrobił. Naklejki przykleja jeszcze krzywo, ale się stara, no i coraz mniej wyjeżdża za linie oraz chyba coraz lepiej mu idzie? Jak na trzy latka, to jestem z niego dumna. Podczas wizyty w Gdyni wstąpiłam też do Deichmanna i w końcu kupiłam jakieś wiosenno-letnie buty. Bo chodzenie w zimowych to już była przesada przy tych temperaturach. Ja nie mam dużo par butów. Nie kupuję, bo mi się coś podoba, tylko jak potrzebuję. I potem noszę tak długo aż znoszę i potem wywalam. Mam kilka par na koturnie i chyba ze dwie pary szpilek i jakoś ich nie mogę wynosić. Nie kupowałabym ich gdyby nie jakieś wesela i teraz leżą. Chyba je odsprzedam i kupię jedne czarne uniwersalne i będzie miejsce w szafie.
Te trampki bordowe pokochałam. No i okazało się, że musiałam wziąć rozm 41, gdzie zawsze muszę 42. Także jak kupujecie trampki to mierzcie, bo wydają się większe. Uwielbiam takie wygodne buty.