wtorek, 26 lutego 2013

Torba do szpitala

Hej!
To już dziś drugi post. Ale postanowiłam jednak dziś powalczyć z leniem i spakować przynajmniej torbę do szpitala.
A tak serio to wystraszyłam się troszkę. Po południu dostałam dość mocne skurcze. Ledwo mogłam ustać. No i stwierdziłam że jak mnie jednak coś szybciej złapie to nie dam rady się skupić i na pewno czegoś zapomnę. A Mirek będzie bardziej zesrany ode mnie, więc wiecie. Wolę jednak być przygotowaną. Mimo, że na prawdę nic mi się nie chce dziś.


Znalazłam w końcu na stronie szpitala co jest potrzebne kobietom rodzącym.

Więc rzeczy dla mnie:

  • kapcie x 2 sztuki (jedne do śmigania, drugie pod prysznic). Ja kupiłam takie gumowe z "Biedronki" do śmigania i zwykłe gumowe najtańsze japonki pod prysznic. W razie jakby się poniszczyły to po prostu wywalę.
  • gąbka, kosmetyki(mydło, pasta,szampon, płyn do kąpieli). Tutaj pokupowałam w miarę małe opakowania, żeby torba nie ważyła bóg wie ile. Ale nie są to miniaturki. Na nie szkoda kasy. Ja tam mam po 200 ml i potem to zużyję w domu.Zamiast płynu do kąpieli i mydła mam 2 w 1 czyli mydło w płynie Biały Jeleń. Te kilka dni przeżyję.
  • majtki jednorazowe x 5 szt.Ja wzięłam jeszcze dwie pary większych moich zwykłych jakby te jednorazowe mi nie podpasowały. No i na wyjście.
  • 2 pary skarpetek cieplutkich. Podejrzewam, że się nie przydadzą, bo na porodówkach niby gorąco jest.
  • 2 ręczniki. Tu wzięłam lekko podniszczone i ciemne co by nie było szkoda wywalić. 
  • koszule odpinane na biuście x 3 szt.
  • 2x stanik do karmienia
  • wkładki laktacyjne. Wzięłam 10 szt, czyli na 5 dni. Mam nadzieję, że dłużej nie będę w szpitalu.
  • podpaski  poporodowe, takie wielkie. Mam 3 paczki i zajmują pół torby. Ale znajoma twierdziła, że zużyła 5 paczek. W razie czego wyślę męża i dokupi.
  • kubek, sztućce
  • opaska do włosów, 
  • chusteczki higieniczne, ręczniki papierowe (ja porwałam je na pojedyncze kawałki coby mniej miejsca zajęły)
  • wazelina do ust
  • maść na brodawki Bepanthen
  • woda niegazowana i soczki w kartonikach ( spakuję tylko jedną wodę a w drodze mąż mi dokupi)
  • no i na wierzchu mam dokumenty

Podsumowując jest tego troszkę. Mi się wydawało, że w moją torbę zapakuję jeszcze rzeczy małego, ale okazuje się, że jemu muszę osobną torbę spakować.
Na szczęście maluszkom w moim szpitalu dają ubranka i kosmetyki do pielęgnacji. Więc ja muszę tylko zabrać kilka rzeczy . No i ciuszki na wyjście. Swoje muszę mieć:
  • pieluszki tetrowe (wezmę 5 szt)
  • pampersy (wezmę jedno opakowanie tych małych Dada)
  • ubranka na wyjście
  • kocyk
  • butelka w razie jakbym nie umiała karmić

No i fotelik mój małżon musi zamontować w samochodzie. Mówiłam mu dziś o tym i powiedział, że w sobotę ogarnie temat. Bo najpierw musi porządnie posprzątać w samochodzie.

To by było na tyle. Torby małego jeszcze dziś nie spakowałam, bo najpierw muszę ją wyprać. Okazało się, że jest brudna. Jutro jak już to ogarnę to wstawię fotki.
Jeśli uważacie, że coś jeszcze się przyda, mimo, że nie ma na liście szpitala to piszcie. 

Pozdrawiamy.


Ps. Powiedzcie mi co sądzicie o dacie 8 marca? Stwierdziłam, że jak mam mieć cesarkę to chcę sobie tą datę wybrać. A skoro w przyszłym tygodniu to może jednak 8 marca? Fajny prezent na Dzień Kobiet moim zdaniem. Jednak moja kuzynka uważa, że po co czekać, że brać pierwszą lepszą. Ale ja jednak chciałabym żeby data ta była łatwa do zapamiętania dla innych. Jak sądzicie?

Na wiosnę

Hej!
Nie pisałam nic ostatnio, bo nie mam po prostu o czym. Chciałam spakować torbę do szpitala ale jeszcze tego nie zrobiłam.  Ostatni tydzień jest jakiś dziwny. Zamiast latać i sprzątać to ja nie mam na nic ochoty. Leń mnie opanował. Poważnie! Robię tylko to co muszę. Ten syndrom wicia gniazda, o którym tyle czytam mnie w tym tygodniu na 300% nie dotyczy. Mam jeszcze dużo rzeczy do zrobienia : spakowanie torby, mycie okien, posprzątanie w  pokoju (generalne).  Poza tym dostałam od jednej dziewczyny z wioski troszkę ciuszków i musiałabym to poprać i poprasować, ale jak na razie leży nie ruszone. Potem złożenie łóżeczka.
Wiem, że czasu bardzo mało i jak się nie zabiorę, to pewnie nie zdążę, ale co poradzić. Mój leń jest silniejszy. Ledwo daję radę ugotować obiad.
Wydaje mi się, że to wszystko przez tę okropną pogodę. Gdyby chociaż troszkę słońca się pokazało to człowiek miałby chęć do życia, a tak jest buro i ponuro i tak też ja się czuję.

Na poprawę tej chandry zakupiłam kilka rzeczy z allegro dla siebie na wiosnę. Dziś przyszła paczka a ja nawet się nie ucieszyłam. Pokażę Wam co kupiłam
Naszyjnik chanelka- jest dość krótki. Nie wiem z czym go zestawię ale na pewno coś się znajdzie. Złoto bardzo mi się podoba w tym sezonie. Wiem, że trend ten występuje już dość dawno, ale ja nie podążam ślepo za trendami. Muszę się przekonać do czegoś zanim to zakupię.




Naszyjnik błękitny-ponoć hit blogerek. Jestem zadowolona, jednak ten na modelce różni się od tego otrzymanego. Otrzymałam właśnie ten z małymi koralikami, jaki widzicie z boku



Okulary kujonki. Nie wiem czy będą mi pasować, bo nigdy takich nie miałam, ale strasznie mi się podobają. Poza tym moje przeciwsłoneczne zostawiłam w samochodzie i ktoś na nie usiadł. Więc tak czy siak muszę mieć przeciwsłoneczne jakieś.





I na koniec kolczyki wisienki czerwone. Widziałam u jednej blogerki w stylizacji i nie mogłam się opanować. A kosztowały całe 4 zł. Już nie mogę się doczekać jak wyjdzie słoneczko i będę mogła założyć te wszystkie rzeczy. Mam nadzieję, że po porodzie Jaśka nie zgnuśnieję i będę jednak wychodzić do ludzi.


Mój mąż kręci nosem, bo mam całe pudełko kolczyków i kolejne naszyjników. Niektórych nie miałam nawet raz na sobie. Ale ja już jestem taka sroczka. Mogę mieć jedną parę butów i starą torebkę ale błyskotki uwielbiam. I nic na to nie poradzę. Poza tym nie palę już 8 miesięcy i jakaś nagroda mi się należy.
A szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko i tej zasady mam zamiar się trzymać.

środa, 20 lutego 2013

A jednak.........

Hej!
Obiecałam, że napiszę wczoraj, ale nie miałam już siły po całym dniu poza domem. Pozałatwiałam kilka spraw urzędowych, porobiłam opłaty.
Byłam u ginekologa. Miałam na 16.00 a weszłam o 17.30. Już mnie tyłek bolał od czekania.
Byłam pewna, że lekarz dotrzyma ostatniej obietnicy i da mi skierowanie już na cesarkę.
Co prawda mały nadal jest ułożony pośladkowo i jakoś tak poprzecznie. Gin uważa, że nie ma już szans aby się odwrócił główką na dół bo ma 3kg. Więc tym bardziej się zdziwiłam, że kazał mi przyjść na jeszcze jedną wizytę 4.03. I jeśli nie wydarzy się jakiś cud, w co on wątpi to wtedy dostanę skierowanie na cesarkę w tym samym tygodniu. Czyli będę miała ją między 5 a 8 marca.  Wkurzyłam się, bo mógł mi dać to skierowanie już wczoraj. Ale podejrzewam, że chodzi tylko o to abym jeszcze raz dała mu zarobić, bo kasuje 150 zł za wizytę.
Chyba, że szybciej akcja się zacznie to mam jechać od razu do szpitala. Moja szyjka się nie skraca i nic się nie dzieje niepokojącego więc podejrzewam, że wytrzymamy w dwupaku do tego 4 marca.
Jeszcze gin mnie nastraszył, że lepiej jednak by było jakbym sama mogła urodzić, bo ze względu na moją tuszę rana po cesarce może się gorzej goić. Niby ze względu na większą tkankę tłuszczową pod skórą. Ale potem powiedział, że przy takim ułożeniu i tak bym nie urodziła więc nie ma sensu narażać dziecka. No ja myślę! Mniejsza o mnie, byle Jaś przyszedł na świat cały i zdrowy. No i żebym mogła karmić a reszta mnie już w ogóle nie martwi. Wczoraj z tego wrażenia nie mogłam zasnąć do 1  w nocy. Bo jednak jakby nie patrzeć inaczej się czeka na naturalny poród a inaczej jest wiedzieć kiedy to wszystko nastąpi. Stres jest większy moim zdaniem. Ale nic to.
Dziś spakuję torbę do szpitala, żeby w razie W nie być zaskoczoną jakby szybciej coś się rozwinęło. A te dwa tygodnie zlecą na pewno szybko. Postanowiłam też porobić generalne porządki, porobię pranie, umyję okna i meble. Potem tylko zostanie złożyć łóżeczko. Ale to zrobimy przed samym wielkim dniem.
Wiadomo, że takie porządki są męczące, więc będę codziennie po troszku robić nie na raz.
Poza tym już bym nie dała rady, coraz bardziej się męczę, mimo, że staram się być aktywną.
Mój mąż też się coraz bardziej stresuje, niby udaje, że nie, ale ja tam swoje widzę. Wczoraj mu powiedziałam, że mamy tylko 2 tygodnie żeby się sobą nacieszyć. To nawet znalazł chwilkę, żeby poleżeć i poprzytulać się. Brakowało mi tego. Kiedyś często leżeliśmy i rozmawialiśmy, marzyliśmy.
Mam nadzieję, że jak Jaś się pojawi to będziemy tak leżeć we trójkę.


poniedziałek, 18 lutego 2013

Mały misz masz

Hej!
Piszę tego posta już drugi raz. Wkurzyłam się, bo chciałam usunąć jedno zdanie i skasowałam całość, a było tego dość dużo. 
Więc zacznę od nowa. Dziś chciałam Wam pokazać mój zakup wczorajszy.


 
Tak, tak. W końcu udało nam się wybrać do Trójmiasta na zakupy, których celem były przede wszystkim buty dla mnie na wiosnę. Co prawda wiosny jeszcze nie ma, ale już mam dość tych moich śniegowców.
Tak więc pojechaliśmy do mojego ulubionego sklepu Deichmann w Centrum Handlowym Gdańsk Osowa.
Wchodzimy a tu ku mojemu zdziwieniu nie ma Deichmanna w jego starym miejscu. Zestresowałam się, że mogli go zamknąć. Ale jednak pochodziliśmy i został przeniesiony do innej części Centrum.
Jak już znalazłam coś w swoim rozmiarze to zaczęło się przymierzanie. Moja noga napuchnięta i brzuch utrudniały. Mirek musiał się męczyć, żeby mi ubrać buty. Ale dał radę. Na początku spodobały mi się koturny, ale były brązowe no i nie pasowałyby mi do leginsów w których teraz tylko posuwam.
Więc zdecydowałam się na te na zdjęciu powyżej. Kosztowały 79 zł.
Z butów jestem zadowolona, ale obsługa sklepu pozostawia dużo do życzenia. W tamtym starym Deichmanie kobiety były miłe i nie gapiły się na nas nigdy jako na potencjalnych złodziei, a wczoraj tak się poczułam.
Jak już znalazłam coś ciekawego w moim rozmiarze usiadłam i zaczęliśmy mierzyć. A babka stanęła sobie nad nami i patrzała jak Mirek się męczy. Po chwili powiedziała, że może łatwiej byłoby na stopkę. Bo ja miałam cienką skarpetkę. Podziękowałam jej i powiedziałam, że sobie poradzimy. Jakby chciała to by przyniosła tę stopkę. A nie stała i się lampiła. Myślałam, że jak podziękuję to polezie precz, ale stała nad nami nadal. Gdyby nie te kilometry przejechane i potrzeba butów to poszłabym stamtąd . No jak ja nie cierpię takich ludzi. Często też w Rosmannie albo w Naturze ochrona lub pracownicy łażą z tyłu jak nawiedzeni. Ale ludzie jakby faktycznie złodziej był to stoją i i tak nic nie widzą.
Co do drogi jaką przebyliśmy to stwierdzam, że takie wojaże już nie dla mnie. 80 km w jedną stronę to zdecydowanie za dużo na kobietę w moim stanie. Jaś też był nie swój bo jak wracaliśmy to wkładał mi nóżki w pęcherz. Momentami myślałam, że się zsikam. No i te dziury w asfalcie. Jak wróciliśmy byłam tak zmęczona i obolała jak nigdy.

Z innych spraw to w końcu zrobiłam sobie sama jakieś zdjęcia z brzuchem, bo Mirek nigdy nie ma czasu jak twierdzi. A ja jednak chcę mieć pamiątkę. Dobrze, że mój aparat ma samowyzwalacz.
Więc nie przestraszcie się  mnie w wersji hipcio, hehe :-))
Zdjęcie przedstawia oficjalnie rozpoczęty 37 tydzień ciąży.Więc jeszcze dokładnie miesiąc według daty OM.



Poza tym jutro idę do gina i w końcu usłyszę werdykt w mojej sprawie, czy mały jednak chce sam wychodzić czy będzie cesarka.
Ale o tym na pewno napiszę Wam jutro.

wtorek, 12 lutego 2013

Awantura o imię


Hej!
I tak jak przeczuwałam. Kiedyś to musiało nastąpić. Wiedziałam po prostu wiedziałam i tyle.
Mój małżon wczoraj wybrał się do swoich rodziców, bo coś tam miał do załatwienia w swojej wiosce. Teściowa zapytała czy mamy już imię?
Na co on jej powiedział, że będzie Jan Paweł.
No i zaczęło się. Wyciągnęła kalendarz i zaczęła szukać imion jakie jej się niby podobają. I starała się za wszelką cenę Mirkowi wmówić, że Jaś jej się nie podoba, że nie może być Jaś, bo już jest w rodzinie i takie tam bzdety. Masakra.
Dobrze, że ja z nim nie jechałam bo bym zaraz urodziła na miejscu. Bosheeeeeee! Dlaczego niektórzy ludzie są tacy dziwni? Ale podejrzewam, że chodzi o to, że Mirka bratu też wybrała imię jego babcia i wtedy teściowa nie miała nic do powiedzenia. Teraz chciałaby tak samo. Ale ja se nie dam w kaszę dmuchać. Będzie Jaś i koniec. Teraz już wiem, że będą mnie pewnie też maglować. A jak to nastąpi to im wygarnę prosto, że jak im się nie podoba to nie muszą mieć kontaktu z wnuczkiem o tak brzydkim imieniu. Mam nadzieję, że to ostudzi ich zapędy.


Z innych wieści to coraz gorzej mi się śpi w nocy. Ciągle mam jakieś sny związane z dzieckiem. A jak się przebudzę to zaraz myślę co to może znaczyć?! I potem odsypiam w dzień.

Puchnę jak baleron. Zdjęłam tydzień temu obrączkę i już nie mogę jej założyć. Mam problem z butami. Jedyne jakie pasują to śniegowce. Ale nie mogę w nich iść rodzić! Bo a nuż będzie w końcu wiosna?!
Muszę nagadać małża żebyśmy się wybrali do Deichmanna w niedzielę.Bo tylko z tamtąd pasują na mnie buty. Mam dużą nogę bo 42 a teraz jak jestem napuchnięta to pewnie będzie trzeba szukać 43.

niedziela, 10 lutego 2013

Wiercipiętek mój

Hej!
Nie wiem co się dziś dzieje z moim dzieckiem. Od samego rana ciągle się wierci. Jak do tej pory mały był ułożony miednicowo, główką do góry. Nawet wiedziałam w jakim miejscu jest główka, bo wyczuwałam stwardnienie. Jednak dziś się tak wierci, że zastanawiam się poważnie czy aby nie zamierza zmienić pozycji na główkową??? Ja już się przyzwyczaiłam do wizji cesarki, a jak Jaś chce mi zrobić psikusa?
Poza tym martwię się tą jego nadaktywnością. Ostatnio nie był taki ruchliwy. Czułam ruchy o danych porach dnia ale dziś to od 12 do 16 ciągle się wiercił. Poza tym od kilku dni mam bóle jakby na miesiączkę  w dole brzucha. Dokładnie takie same bóle jak miałam gdy Jaś się zagnieżdżał w mojej macicy.  Jeszcze ciotka mojego męża, która wpadła w zeszłym tygodniu nastraszyła mnie, że mam opadnięty brzuch i że na pewno urodzę szybciej. Ja jakoś nie widzę różnicy w położeniu brzucha. Może dlatego, że widzę go codziennie?! Czytałam też u wielu z Was, że opadanie brzucha nie musi nic znaczyć. U jednych osób faktycznie po opadnięciu poród się zbliżył ale większość pisze, że brzuch opadł np na 5 tygodni przed porodem.
Ja mam już dość ciąży, szczerze mówiąc. Ciągłe bóle krzyża, ostatnia grypa wykończyły mnie. Jednak mimo wszystko chciałabym donosić Jaśka.  Jutro zaczynamy 36 tydzień ciąży. Byle minęło te 37 tygodni i wtedy na prawdę niech się dzieje co chce.

19 lutego mam wizytę u gina. Muszę jeszcze ścisnąć poślady.

środa, 6 lutego 2013

Strach ma wielkie oczy

Hej!
Okazuje się, że strach ma wielkie oczy. Mój strach o cholestazę ciążową okazał się nieuzasadniony. Otóż w poniedziałek wybrałam się do Szpitala w którym będę rodzić. Pracuje tam mój gin. Poszłam do niego i kazał mi zrobić badania pod kątem tej nieszczęsnej cholestazy. Poprosiłam panią w laboratorium i wyniki miałam po 2 godzinach. Okazało się, że wyniki są dobre, wręcz bardzo dobre. Czyli to swędzenie ciała związane jest z uczuleniem na leki lub jakieś pożywienie. Moim zdaniem jednak na leki. Odstawiłam wszystkie te leki na grypę, syropy. Piję calcium i czekam aż minie. Mam nadzieję, że minie.Staram się nie drapać i jakby jest lepiej. Swędzi nadal ale nie tak samo jak wtedy gdy drapałam.
Nie jest to żadna choroba skóry, bo nie mam żadnych pryszczy czy innych oznak.
Co się stracha najadłam to moje. Ale kamień z serca. Mój mąż mówi, że nie mam już czytać forów internetowych, bo popadam w paranoje. Ale ja wolę dmuchać na zimne. A gdyby to jednak była cholestaza? Badanie kosztowało ok 40 zł a jakby dziecku coś się stało ja bym sobie nie darowała nigdy. A są przypadki, że dziecko ma zamartwicę.
Kolejna wizyta 19 lutego więc jeszcze troszkę. Ale i tak nie mogę się doczekać.
Teraz jestem w 35 tc i myślałam, że nic się nie zmieni a jednak. Zauważyłam teraz, że bardzo dużo chce mi się spać. W nocy się budzę 3-4 razy ale za to śpię długo i w dzień też umiem się zdrzemnąć.
Znowu dopadła mnie zgaga. Nie mogę jeść dużych posiłków bo czuję to jedzenie w gardle dosłownie. Jak zjem za dużo to po prostu boli mnie krtań. Mały chyba uciska na żołądek. Za to jem małe posiłki i często. Wyglądam jak hipopotam. Kręgosłup troszkę mniej boli, ale dużo leżę. To mi pomaga.

Niedługo Walentynki. Muszę coś kupić mojemu mężowi. On pewnie nic mi nie kupi jak zwykle, a chciałabym dostać łańcuszek złoty z serduszkiem. Nie chcę mu mówić, bo to bez sensu. A sam na to nie wpadnie. Nie jest w ogóle romantyczny. I co ja mam w takim razie zrobić?
Co wy kupujecie swoim mężom???

sobota, 2 lutego 2013

Cholestaza ciążowa???

Hej!
Dziewczyny mam do Was pytanie?
Czy któraś z Was miała może cholestazę ciążową?
Ja myślę że mam uczulenie ale w nocy nie mogłam spać. Wszystko mnie swędzi. Najbardziej ręce i stopy i zaczęłam szukać po necie i okazało się, że może to nie być pokrzywka tylko ta cholestaza.
Nie wiem co robić? Czy poczekać? Może samo minie po wapnie? A jeśli nie?
Wizytę u gina mam dopiero 19 lutego a to jednak długo. Może udać się do lekarza rodzinnego? Niechby dała mi skierowanie na badania?Kurcze napiszcie co o tym sądzicie? Któraś z Was to miała?
Czy po prostu na forach bardziej straszą niż to możliwe?
Zaznaczam, że ja nie jestem jakimś alergikiem. Może raz w życiu miałam uczulenie na coś.

piątek, 1 lutego 2013

Nadal chora ;-((

Hejka!
Nadal jestem chora. Do tej pory to nawet nie miałam ochoty włączać komputera, ale dziś jakoś mi lepiej. Gorączka mnie opuściła i to pewnie dlatego. Co prawda dochodzi jeszcze do 37,5 ale czuję się o niebo lepiej niż jak była wysoka. Nadal leżę w łóżku. Wczoraj dopadła mnie do tego wszystkiego biegunka i dostałam jakieś uczulenie na leki. Bo na co innego nie wiem?Jem to samo-żadnych nowości. Podejrzewam, że to albo te syropy albo paracetamol tak na mnie działa. Wszystko mnie gryzie i swędzi. A jak drapię to nawet bardziej. Nawet stopy i pięty mnie swędzą. Także wyobraźcie sobie. Dziś popijam calcium cały dzień więc mam nadzieję że przestanie. Paracetamolu już nie biorę, bo nie ma potrzeby więc jeśli nie minie to znaczy, że to coś innego.
Masakra. Dobrze, że mały daje znaki życia normalne. Jak miałam dużą gorączkę to ledwo czułam jego ruchy. Dziś nasilił się kaszel i jak kaszlę to cały brzuch mi lata, więc mały ma tam ciągłe trzęsienia ziemi. No i katar lekko ustał ale jeszcze jest. Mam nadzieję, że do niedzieli się wykuruję. Bo przyjeżdża ciocia mojego męża. Więc chciałabym wyglądać jak człowiek a nie małpa.

Abstrahując od tego wszystkiego kończymy już 34 tc i jeszcze tylko dobry miesiąc można powiedzieć.
Nie mogę się doczekać i teraz wiem co mówię. Ciąża staje się już na prawdę uciążliwa. Kocham tego malutka we mnie ale mam granice wytrzymałości i najzwyczajniej mi ciężko już. Mój mąż mówi, że potem to się dopiero zacznie. Ale ja mówię mu, że potem to on dostanie małego i niech widzi jak to jest. A ja jak będę mogła będę odpoczywać. Taki szelmowski mam plan.

A tak na miły koniec polecam Wam nową piosenkę Libera i Natalii Szroeder. Nie chwaląc się Natalia jest z mojej miejscowości i bardzo jej kibicuję. Mam nadzieję, że zajdzie daleko. A piosenka wydaje mi się na prawdę fajna.

https://www.youtube.com/watch?v=R5eQqqnOx9c