niedziela, 28 lutego 2016

Frajer

Hej! Chciałam tego posta napisać wczoraj wieczorem, ale byłam tak zmęczona (psychicznie bardziej), że poszłam spać razem z Jaśkiem ok 21. No to piszę dziś. Emocje też troszkę opadły, bo wczoraj to by padały pewnie same niecenzuralne słowa. Otóż sprawa o tym, że wczoraj rano przyjechał mój brat Rafał- pamiętacie -ten co z geodetą biegał po moim polu i dzielił sobie działki. Ja nie widziałam, że przyjechał i jak co dzień szłam z Jaśkiem na dwór, miecić ogień, oporządzać i wszystko co co dzień do zrobienia na gospodarstwie. I ubierając się w korytarzu z Jaśkiem wszedł ten debil. Nic się nie odzywał, ale jak za chwilkę szedł do samochodu po jego torby to zaczął do mnie sapać: "Powbijała paliki- wielki dom buduje", "Ja będę swój dom budowała" i takie tam. Od razu zrozumiałam o co chodzi. Bo widział że mamy zaczęty remont w tym moim starym domu i teraz pewnie myśli, że nie będziemy się budować. Po za tym to on pewnie chciał mieszkać tu za darmochę nie wiadomo ile lat i żebym jeszcze rachunki płaciła za ten dom i za nowy, bylebym się wyniosła. Wtedy on by ze swoją pijaczką się pewnie wprowadził do mamusi na garnuszek. Spytałam go o co mu chodzi i jeśli za dobrze mu tu to droga wolna. Niech zamieszka u rodziców tej swojej pijaczki. Jak widać nawet jej oni tam nie chcą, skoro ciągle siedzi albo w Holandii u niego albo tu u Nas.I wszystko za darmochę. Posapał jeszcze trochę ale potem się uspokoił. Od Ani dowiedziałam się, że mu ponoć budowę zalało i dlatego przyjechał. Dziś rano jechał do Kościoła i od mojej mamy brał kasę na papierosy. Ten to ma życie. Na wszystko mamusia mu daje. Mamusia kredyty bierze na dom, mamusia daje na paliwo, fajki. Ja płacę za utrzymanie domu. I jeszcze ma czelność się sapać! Śmieć jeden! Nikomu nie życzę nic złego, ale jemu to bym czasem miała ochotę. Jednak nie robię tego, bo wierzę, że w końcu każdy zbierze to co sieje. Jeśli ktoś ciągle sieje zazdrość, nienawiść to w końcu to do niego wróci. Także pomódlmy się drodzy czytelnicy za tego frajera, 40-letniego pajaca, starego kawalera, który ma tak idealne życie, że tylko brać przykład. Nie dziwo, że w Polsce takie rzeczy się dzieją jak mamy takich obywateli. Amen

wtorek, 23 lutego 2016

Zachowanie dzieci w Kościele

Hej! Dziś chciałabym poruszyć temat zachowania dzieci w Kościele. Ja od niedzieli zmagam się znowu z rwą kulszową i to w pewnym sensie dzięki mojemu synowi. Pojechałam z nim do Kościoła na 11.30. Jaś obiecał, że będzie grzeczny. Ja obiecałam mu nagrodę jak będzie grzeczny. I co? I cały czas coś kombinował. Dobrze, że usiadłam z nim z tyłu, bo mogłam bezpiecznie wyjść. Ale młody wchodził non stop pod ławkę, nie chciał stać, nie chciał siedzieć. Brałam go nawet na ręce. I to nic nie dało. Jak zauważyłam, że wchodzi po raz enty pod ławkę ale do tego ma zamiar przejść do ławki z przodu właśnie dołem, ludziom pod nogami to schyliłam się gwałtownie, żeby go chwycić. I poczułam, jak coś mi strzeliło. Już wyprostować się nie mogłam. Jakoś powoli dałam radę. Wzięłam go za rękę i wyszliśmy z Kościoła. Jaś, żeby mi chyba jeszcze bardziej podnieść ciśnienie idąc mówił:"Jasiu nie chce więcej jechać do Kościółka". No myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Wracając do domu wstąpiłam do sklepu a on nie omieszkał się upomnieć o obiecaną nagrodę w postaci lizaka. Jak już opuściliśmy sklep z lizakiem on zasnął w foteliku w drodze do domu. Zostawiłam go w tym foteliku, w samochodzie, żeby się wyspał choć godzinkę. Tak też było. Poszłam do domu się przebrać i jak wróciłam to zastałam obudzonego Jaśka z naburmuszoną miną. Powiedział z wyrzutem:"Przeproś Jasia!" Spytałam: "Za co?" to usłyszałam, że za to, że go zostawiłam samego w samochodzie. Także tylko czekać jak zadzwoni na policję donieść na własną matkę! Ale nie o tym miało być. Nadal nie wiem co robić by on się zachowywał w miarę przyzwoicie w Kościele. Chcę z nim chodzić, ale nie mam siły się ciągle z nim szarpać a tym bardziej denerwować się. A wiecie jak moherowe berety patrzą na brojące dzieci. Nie chcę czuć na sobie tysiąca spojrzeń z politowaniem lub zgorszeniem na licu. Chodzenie do Kościoła jest dla mnie dość ważne i chcę żeby dla Jasia też stanowiło wartość. Ale jak ma go tego nauczyć nie chodząc tam wcale.

sobota, 20 lutego 2016

Kobiecie w ciąży nic nie wolno.

Hej! Czuję się już troszkę lepiej, chociaż mdłości dopadają mnie teraz najbardziej w wieczornej porze dnia. Masakra. Nie chce mi się jeść, muszę się zmuszać, bo wiem, że to jest potrzebne dziecku. Jak nie jem to mdłości są jeszcze większe, chociaż jak zjem też nie jest jakoś lepiej. Masakra! W ciąży z Jaśkiem schudłam na początku, bo miałam bardzo dużo zajęć: gospodarstwo i pracę oddaloną o 30 km w jedną stronę. Teraz schudłam 2 kg. Pewnie później jak miną mdłości to waga troszkę podejdzie. Ale podejrzewam, że tylko tyle co będzie ważyło dziecko. W ciąży z Jaśkiem łącznie przytyłam 14 kg a jak wróciłam do domu to było 14 mniej. Także pod tym względem ciąża działa na mnie dobrze. Pocieszam się też tym, że tą ciążę będę przechodzić latem, więc siłą rzeczy będę jadła zdrowiej, więcej świeżych owoców i warzyw. Ale nie o tym chciałam dziś pisać. Byłam jakiś miesiąc temu u kosmetyczki. Chciałam się zapisać na jakiś zabieg oczyszczający na twarz, jakąś mikrodermabrazję lub lasery. A pani u kosmetyczki zaczęła mi wymieniać wszystkie zabiegi, potem powiedziała, że przeciwwskazaniem jest ciąża. Po mnie jeszcze nie ma nic widać, ale nie wiem może stwierdziła, że jestem taka wielka, że to pewnie ciąża. Byłam dość grubo ubrana i miałam luźną kurtkę. No nie wiem. Przyznałam więc, że jestem w ciąży i że to jest jakiś absurd. Zaczęła mi opowiadać o tym jaki to wpływ może mieć na kobiety i że zakłady wolą nie przyjmować "ciężarnych" tak na wszelki wypadek, bo boją się pozwów do sądu. Bo a nuż mogłabym poronić akurat przy zabiegu i co wtedy?! Oni mieliby problem. Pani powiedziała, że gdyby to o nią chodziło to zrobiła by zabieg, gdy ciąża rozwija się prawidłowo, ale jednak to nie jej zakład i woli nie ryzykować. Ona tu tylko pracuje. No spoko. Ale ja i tak będę chodziła do kosmetyczki, po prostu pójdę do innej i nie przyznam się, że jestem w ciąży, dopóki nie będzie widać. A że jestem "puszysta" to nawet jak będę miała mały brzuszek -nikt się nie będzie dziwił. Wiadomo, że nie pójdę na lasery, bo sama bym się obawiała, że to akurat wpłynie jakoś na dziecko. Ale jakaś mikro? Nie uważam, żeby zaszkodziła. Równie dobrze pójście na zrobienie paznokci mogłoby zaszkodzić, bo uważam, że jest bardziej bolesne. Przynajmniej dla mnie. Byłam przed Świętami Bożego Narodzenia i bolało. Niby nikogo nie boli. Ja może mam taką wrażliwą płytkę wobec tego. W związku z moim złym samopoczuciem - stwierdziłam, że wraz z pojawieniem się wiosny wrócę do jazdy rowerem. To dawało mi kopa i endorfin. No i zerknęłam w necie i wszędzie rower jest zakazany! Jeśli już to stacjonarny. Ze względu na możliwość wypadku, ze względu na jazdę po nierównym terenie, dziury w drodze itp. Ludzie! Zamknijcie te kobiety w klatce. Równie dobrze mogę się wywalić w domu. W ciąży z Jaśkiem zleciałam ze schodów, bo było ślisko w zimie. Ale jak leciałam uważałam jak upaść i zwichnęłam sobie palce u stóp. Jakoś za granicą, w Holandii czy Niemczech nie ma zakazu jazdy na rowerze. Co sądzicie o zakazach (tego typu) dla kobiet w ciąży?

wtorek, 16 lutego 2016

Zmęczenie materiału

Hej! Dopadło i mnie. W niedzielę czułam się ja z krzyża zdjęta.Takie Walentynki miałam. Najchętniej to bym leżała cały dzień w łóżku. Ale przy Jasiu się nie da. Ledwo jak widać słońce za oknem - tak Jaś mówi, to on otwiera oczęta i budzi też i mnie. Mimo, że sam jest chory to już mu troszkę lepiej, bo wyleczyłam katar. A ten męczy go zawsze najbardziej. No i budzi mnie, jak udaję, że śpię to włazi mi na głowę, albo szarpie i mówi: "mama, obudź się!"Jak to nie skutkuje to potrafi nawet włożyć swoje palce w moje oczy. No i trudno-muszę się podnieść. A że ogień się sam w piecu nie zrobi to piję wodę z cytryną i idę zmiecić ogień. Potem do obory i z powrotem do Jasia robić śniadanie. I potem jak już wszystko zrobię wracam do domu, do mojego łobuza. Ostatnio prze tą chorobę chyba i troszkę przez M mam jakiegoś doła. Myślałam, że on będzie w domu trochę dłużej i coś ruszy z tym remontem. Poza tym zdarzyło się coś co mnie niepokoi. I ciągle o tym myślę. Ale nie wiem czy odważę się o tym napisać tutaj kiedykolwiek. Może lepiej nie drążyć tego tematu i udawać, że nic się nie stało?Dla dobra dzieci? Stąd moje złe nastawienie do świata i siebie. Ostatnio myślę, że miałam całkiem inne plany na życie. Chciałam mieć rodzinę, chciałam też pracować i jakoś się realizować. A jak wiecie teraz to już na to słabe widoki. Niby powinnam się cieszyć, że nie muszę pracować, że M zarabia na nas.Ale jakoś nie umiem się cieszyć. Niby zarabia ale jak na razie nie możemy zbytnio nic odłożyć. Wyobrażałam to sobie całkiem inaczej. Boję się, że już zostanę taką kurą domową, która nie dba o siebie, tylko o dzieci i męża. Potem te dzieci wylecą, mąż też może odlecieć gdzieś indziej.I co wtedy ze mną? Jakie czeka mnie życie? Co z tego, że dostanę 500 zł na dziecko, skoro po tych trzech latach, a łącznie sześciu nie odnajdę się na rynku pracy? Nie wspominając już o dokończeniu studiów. Aj niech już będzie ta wiosna! Może to mnie natchnie do działania i jak zanurzę ręce w ziemi to przestanę ciągle myśleć, analizować, martwić się? M mówi, że to chyba hormony w ciąży tak na mnie działają. Oby miał racje.

środa, 10 lutego 2016

Choroby

Hej! I mam. Chore dziecko w domu. Sama czuję się jak zdjęta z krzyża przez te moje mdłości. A do tego Jaś w nocy prawie całą noc płakał. Nie wiedziałam dlaczego. Rano już się dowiedzialam. Katar jak stąd do Niemiec. A Jaś jak jest chory i ma katar to się strasznie męczy. Jest wtedy taka małą przylepa. Na razie nie panikuje, bo nie ma gorączki. I lecze katar jak się da. Oby mnie ten wirus nie złapał. Bo to jeszcze przecież pierwszy trymestr. Jaś nie zachorował by gdyby nie uparty M. W niedzielę gdy wracalismy z Gdyni uparl się,żebyśmy jechali do jego kolegi. No tylko,że ich cała trójka dzieci była chora. No i już wiem skąd ten katar u Jaśka. Jak Jaś tak dziś całą noc płakał pomyślałam sobie jak ją sobie poradze z dwójką dzieci. I jakoś słabo to widzę.

wtorek, 9 lutego 2016

Mdłości

Hej!
Już pisałam, że ta ciąża przechodzi całkiem inaczej. Ale zaskakuje mnie z dnia na dzień. Niby już nie powinno mnie to dziwić, no bo to druga ciąża. A jednak.
W ciąży z Jaśkiem miałam mdłości dopiero jakoś po 12 tygodniu. A teraz już. A to przecież ledwo 8 tydzień. Myślałam, że to przypadłość tylko poranna. Tak miałam z Jaśkiem. Z rana nie mogłam otwierać lodówki i nic jeść. Jadłam tylko suche bułki i banany. Po nich nie było mi źle. A teraz?
Mdłości mam cały dzień. Wczoraj nie mogłam nawet zrobić zakupów do końca, bo czułam się słabo i wyszłam czym prędzej z Biedronki, bo bałam się, że jeszcze zemdleję. Jak wyszłam na dwór -było O.K. Wróciłam do domu, myślałam, że to z głodu mnie tak mdli. Zrobiłam obiad i jak zjadłam,to czułam się jeszcze gorzej. A nie zjadłam dużo. Ledwo co poskubałam.
I ciągle chce mi się  pić. Jak do tej pory musiałam często zmuszać się do picia wody, tak teraz piję ciągle.
Także wczoraj położyłam się znowu razem z Jaśkiem i o dziwo zasnęłam. Ale w nocy i tak się budziłam.
M był w domu. Przyjechał w sobotę ok 18 i pojechał wczoraj o 21. Jestem wściekła, bo miał przyjechać na tydzień i coś zrobić przy remoncie. A tak wszystko dalej stoi. Obiecał, że przyjedzie szybciej, na Jaśka urodziny ale ja już nie mam nadziei.
Smutno mi, bo pamiętam jak byłam w ciąży z Jaśkiem i uwielbiałam nasze wieczory, kiedy słuchaliśmy na młodego i obserwowaliśmy jak się wierci. Teraz będę sama.





W niedzielę byliśmy w Gdyni w "Akwarium Gdyńskim". I było fajnie. Pogoda była wspaniała i cieszę się, że spędziliśmy ten dzień inaczej niż w domu. Jaś był bardzo zainteresowany. Najbardziej jednak podobały mu się chyba statki.











piątek, 5 lutego 2016

Anemia

Hej!
Byłam dziś z moją mamą na badaniach i przy okazji odebrałam swoje wyniki i udałam się z nimi do położnej. I okazuje się, że mam  dość dużą anemię oraz za wysoką glukozę.
Miałam anemię po ciąży z Jaśkiem i potem endokrynolog też mówił, że wyniki nie za dobre. Ale jakoś zwalałam to na konto mojej zmiany w diecie i tego całego "odchudzania".
Ale teraz to się troszkę przeraziłam. No  bo mocna anemia to nie jest powód do radości. Boję się, żeby nie miało to złego wpływu na ciążę.
Z drugiej strony nasuwa się pytanie: co ja mam jeszcze jeść, żeby wyjść z tej anemii?
Wydawało mi się, że od czasu jak jem zdrowiej to moje wyniki powinny się polepszyć a tu jeszcze pogorszenie. Patrzałam na listę tego co trzeba jeść przy braku żelaza i większość tych rzeczy, no oprócz ryb- to jem codziennie. Bo jakieś jajka na śniadanie, mięso na obiad, poza tym teraz codziennie  piję te soki i dodaję jednego buraka. Niby zdrowo się odżywiam. To skąd te wyniki?
I jeszcze ta glukoza. Przecież w porównaniu do czasu sprzed kilku lat to ja teraz jem słodycze bardzo sporadycznie. Kiedyś zjadałam całe ptasie mleczko czy czekoladę na raz. I to kilka razy w tygodniu tak potrafiłam. Teraz jak raz na tydzień zjem coś słodkiego to jest dobrze.
No nie wiem. Lekarz zapisał mi dodatkowo żelazo. Położna kazała zdrowo jeść. To ja już nie wiem co to znaczy zdrowo?

czwartek, 4 lutego 2016

Dziewictwo pączkowe

Hej!
Pewnie większość z Was zajadała się dziś pączkami. A u mnie nie było za łatwo. M mimo, że miał przyjechać w tym tygodniu -raczej nie przyjedzie. Może na weekend, ale słabo to widzę, bo jak mówi może- to ja wiem, że to znaczy-słabo.
No i musiałam sama upiec sobie pączki. Pogoda nie sprzyjała wychodzeniu z domu- choć i tak swoje obowiązki codzienne musiałam zrobić. No i potem po naoglądaniu się na  facebooku i wszędzie tych pączusiów zabrałam się za swoje. Pomyślałam- wyjdą to O.K. , nie wyjdą też świat się nie zawali. Nigdy nie robiłam jeszcze pączków sama.
U jednej z Was znalazłam link do przepisu i spróbowałam.
Wyszły pyszne i mogę się pochwalić, że już mój mąż nie będzie miał monopolu na pączki. Do tej pory musiałam go prosić, żeby zrobił. Teraz już umiem i zachwycona sukcesem - zamierzam wypróbować jeszcze jakieś inne przepisy na pączki i faworki z tej strony. Polecam!
Jakby ktoś nie umiał tak jak ja- TU jest link. Także pieczcie i niech Wam idzie w cycki!
Ja nie zjadłam dużo, bo 2,5 ze względu na późną porę ich pieczenia. Ale jutro do kawki będzie jak znalazł!
A jak u Was>? Może podrzucicie mi jakieś sprawdzone przepisy-tudzież linki!

Buziaki

środa, 3 lutego 2016

Bez-----------senność

Hej!
Obudziłam się dziś o 4 rano i to nie jest śmieszne. Nie mogłam dalej zasnąć. Od jakiś dwóch tygodni męczy mnie już bezsenność w nocy. Potem w dzień jestem jak zombie i chce mi się spać. Wczoraj położyłam się  na kanapę żeby odpocząć w południe i zasypiałam.  Ale w porę się zorientowałam i wstałam. Bo jakbym się zdrzemnęła to już wieczorem by był pewnie wielki problem z zaśnięciem.
W pierwszej ciąży cierpiałam na bezsenność ale już chyba powyżej szóstego miesiąca, gdy brzuch był już sporych rozmiarów. I jestem przerażona. Czuję się zmęczona. Przez to jestem bardziej nerwowa, poirytowana. Odbija się to na Jasiu.
Mówię mu, że jak urodzi się dzidzia nie będę miała dla niego tyle czasu. I on zamiast mi pomagać chyba jak na złość robi mi i ciągle czegoś od mnie chce. Kiedyś jadł sam, a teraz chce żebym go karmiła. Jeśli go nie karmię ucieka i nie je wcale. Potem boli go brzuszek. Więc karmię, wiedząc, że nie powinnam. Nie wiem czy to jego reakcja na wiadomość o dziecku. Mam nadzieję.
Dziś rano na dodatek pojawiły się pierwsze mdłości. Ja zawsze rano piję wodę z połówką cytryny i potem muszę pół godziny nie jeść. I jak wypiłam tę cytrynę to zrobiło mi się niedobrze. Tak jakbym była głodna. Jednak jak chciałam coś zjeść poczułam, że nie mogę.
Kręgosłup też daje  się we znaki. Jak coś robię ciężkiego. A teraz chodzę w las i niby nie ciężka praca ale jednak wieczorami to odczuwam.
Podsumowując -myślałam, że ta ciąża będzie taka sama jak z Jaśkiem, ale wygląda na to, że jest całkiem inaczej i chyba gorzej. Nie wiem jak doczołgam się do września.