środa, 18 listopada 2020

Kochani zapraszam Was do mojego życia na YouTube

 Nie wiem czy ktokolwiek z Was tu jeszcze zagląda? Zagląda?

Dajcie znać w komentarzach. 

Kiedyś , bodajże w 2008 roku nakręciłam swój pierwszy film na Youtube. Potem długo długo nic. Wpadłam troszkę tutaj na bloggera . Ale co się odwlecze to nie uciecze. Wróciłam do Youtuba i udało mi się zebrać ten magiczny tysiąc subskrybentów.  Więc teraz wracam tutaj na ten jeden raz- aby i Was tam zaprosić- na mojego Youtuba. 








środa, 16 maja 2018

Motywacja

Hej kochani!
Jak wiadomo wszem i wobec brak mi motywacji do działania, brak asertywności, brak poczucia własnej sprawczości i swoich możliwości.
A ja znam swoje możliwości i wiem, że z nie jednego gówna się już podnosiłam. Podejmowałam decyzje dobre czy nie -zależy z punktu widzenia i szłam dalej. Jak to mówią słynne aforyzmy i memy : "Padłaś? Wstań, popraw koronę i zasuwaj dalej z podniesioną głową!" I chociaż trudno podnosić ta głowę jeśli najbliższe osoby depczą po Was i chcą Was tak zmniejszyć, aby deptać po Was, a wy z uśmiechem na twarzy będziecie udawać, że jest O.K.
U mnie nie jest O.K i pewnie jeszcze długo nie będzie. Ale to tylko ja mogę zmienić swoje życie, nie nikt inny. Nikt inny, a zwłaszcza facet nie może mi dyktować jak mam żyć oraz  pokazywać gdzie jest moje miejsce w hierarchii. O nie!
I stąd szukając motywacji na YT, natrafiłam na pełno motywacyjnych filmików, którymi uważam warto się podzielić. I dzielę się z Wami- zajrzyjcie.
To moja ulubiona YoUtuberka Ola. Jest dla mnie w pewnym sensie wzorem do naśladowania w kwestii zachowania, moralnej, życiowej.




A tu mój ulubiony mówca- motywator i jeden z jego filmików:


I zachęcona Vlogiem Oli-Loli zakupiłam te książki o których ona mówi w filmiku i które odmieniły jej życie. Może i moje też odmienią.




(Jak widzicie książki zakupiłam ze stronki czytam.pl i stamtąd również dostałam zakładkę do czytania)

I zdaję sobie sprawę, że samo przeczytanie książki nic nie zmieni. Jednak może być początkiem jakiś przemyśleń, momentem gdy zdamy sobie sprawę, że z nami jest wszystko ok i nie można być dla siebie tak surowym a przede wszystkim nie wolno pozwalać sobie na to aby inni nam wmawiali, że jesteśmy zerem. Dobrze wiemy i ja i każdy z Was, że jesteśmy równi i mimo, że na tym świecie tej równości nie ma, bo jeden bogatszy inny biedniejszy, ale umrzemy tak samo.

Granice akceptowalnego zachowania.

Hej!
Mój mąż był w domu  4 dni. Jak przyjechał to nawet nie przeprosił. Dopiero gdy spytałam co ma mi do powiedzenia wydusił z bólem serca:"przepraszam".
Ja nie skakałam  z radości że przyjechał, był wręcz lekko zdziwiony moim zachowaniem. Bo wiecie nagle zaczęłam stawiać granice.
I o tych granicach dziś właśnie.
Przez te dni kiedy się do siebie nie odzywaliśmy ja jak zwykle zaczęłam szukać jakiś pomysłów na to aby usprawiedliwić jego zachowanie i w jakiś sposób odnaleźć metodę aby radzić sobie z tym jego zachowaniem. Obejrzałam pełno filmików na Youtubie. I motywatorów i psychologów. I moje małżeństwo tak na prawdę pasuje do dwóch schematów nazywanych w psychologii jako kat-ofiara. Czyli wiecie on się wydziera, ja się bronię a jak nie mam siły płaczę i nasze takie błędne koło się toczy oraz mechanizm dawca-biorca. Czyli schemat powszechny, gdzie kobieta zgadzając się na opiekę nad dziećmi i domem oczekuje od mężczyzny że zapewni jej i dzieciom byt finansowy i bezpieczeństwo. Oraz w tym samym schemacie kobieta wręcz wchodzi w rolę opiekuna i dba o męża, tzn. pilnuje jego badań, kupuje mu ubrania, pomaga załatwić dużo spraw, gdy go nie ma, przygotowuje mu jedzenie w słoiki do pracy, żeby to broń Boże nie umarł z głodu albo nie musiał sobie sam gotować, ogarnia za niego zadania w domu, które on powinien ogarnąć, np. rąbie drzewo. Zapomniałabym jeszcze o najgorszym zachowaniu: zawsze stara się znaleźć wytłumaczenie dla jego zachowania oraz zaprzecza faktom, które są oczywiste, wypiera je ze świadomości, bo przecież on by tego jej nie zrobił, np zdrada. I tak na prawdę po kilku latach funkcjonowania w ten sposób potrzebujemy siebie nawzajem, nie umiemy żyć osobno, boimy się zmian. I tutaj nasuwa się pytanie: to skoro to wszystko można tak łatwo wytłumaczyć za pomocą nauki to czy to jeszcze nazywa się miłość?  Widocznie ja mam jakieś dziwne postrzeganie świata i uczuć wyższych.
Mam nadzieję, że ktokolwiek zrozumie moje wywody. I teraz do meritum. Sęk w tym, że aby coś zmienić trzeba zacząć wyznaczać granice w związku, małżeństwie, rodzicielstwie. Moim błędem jest ewidentnie to, że nie umiem tych granic wyznaczać. Ale nie tylko w tych obszarach. Również w kontaktach z innymi ludźmi. I  ja się dziwię potem, że przyciągam samych takich ludzi, którzy mnie wykorzystują, jestem im potrzebna, gdy tylko czegoś ode mnie chcą. Bo nie umiem stawiać granic akceptowalnego zachowania, jestem ogólnie za dobra i mylę tę dobroć z naiwnością. Potem płaczę i cierpię.
I dość z tym: powoli się uczę stawiać granice, nie mogę sobie pozwolić na takie zachowania, bo wejdą mi na głowę i jeszcze powiedzą, że to moja wina.
Oby to pomogło....