poniedziałek, 24 lutego 2014

Za szybko

Hej!
No cholera za szybko się chyba pochwaliłam czy co?! Wtf? Nie wiem. Pisałam Wam, że cieszę się z siłowni itp. Dziś szybko po pracy śpieszyłam się do domu, ugotowałam zupę z kalafiora, dla męża dodatkowo makaron, coby nie padł po tej zupie. Nawet młody zjadł warzywa sam. Daję mu w miseczkę i sam zajada. A jak nie chce to już się bawi tym. Ale nie o  jedzeniu. No i zjadłam, szybko się przebrałam coby zdążyć na siłownię. Jadę, już w drodze dzwoni telefon. Odbieram. Tutaj właścicielka siłowni. Chciała mi oznajmić, że nie mogę chodzić jednak do niej, bo jej maszyny mają jakieś ograniczenia wagowe. Nie chciałam się przyznawać, ale muszę bo nie zrozumiecie. Powiem wam. Ja ważę 119,8 kg a jej maszyny niby do 110 kg. I  źle ją niby zrozumiałam ostatnio przez telefon, bo chciała mi dać do zrozumienia, że mam sama ćwiczyć a potem przyjść do niej. Jak już schudnę te 10 kg co najmniej. A ja kupiłam karnet i już w piątek ćwiczyłam. Spytałam czy mogę oddać w takim razie karnet to powiedziała, że mam kogoś znaleźć na to miejsce. To się dopiero wkurwiłam! Rozłączyłam  się, bo prowadziłam samochód a w nerwach mogłabym jeszcze w coś przywalić! Potem ona do mnie dzwoniła i w końcu napisała sms-a, że jednak mam przyjść oddać karnet, że ona go komuś odsprzeda.
To już nie chodzi o ten pieprzony karnet. Tylko o to, że miałam takie pozytywne nastawienie i prysło ono razem z stwierdzeniem, że nie mogę chodzić. Kurwa już jestem za gruba nawet, żeby się odchudzać?! Nie ma dla mnie szans! Jeszcze niech wykreślą mnie ze społeczeństwa.
Potem nad tym myślałam i tak tylko hipotetycznie. No bo przecież mogłam zaniżyć swoją wagę. Nikt mi nie kazał się ważyć i jakbym powiedziała że mam 100 kg np. to bym mogła chodzić i babka(właścicielka) nawet by się nie kapnęła. Może wtedy bym trochę schudła i wbiła się w te ograniczenia?!
Jak dla mnie bez sensu. To już lepiej nie wsiadam na mój rower, bo też pewnie nie wytrzyma ciężaru!
Jestem oburzona i wkurzona. Wiem, chwaliłam się, że fajna babka itp.Ale jednak widocznie utrzymanie biznesu jest ważniejsze, niż jakakolwiek chęć pomocy osobom otyłym.
Ale nic to. Pójdę po kasę za karnet i będę chodzić tylko na vacuum , jest też u nas w innym mieście koło solarium coś takiego.  No i niestety albo stety zostaje mi basen. Mam nadzieję, że na jacuzzi nie ma ograniczeń wagowych. Byłam taka wkurzona i smutna, że podczas zakupów w Biedronce miałam chęć, żeby kupić coś słodkiego. Jednak opanowałam się. Ja się nie dam. Jeszcze schudnę i pokażę na co mnie stać!  Jednak smutek pozostał i taki niesmak!

sobota, 22 lutego 2014

Pierwsze wrażenia

Hej!
Co tam u Was?
Bo u nas nadal zapalenie płuc. Do środy Jaś musi brać antybiotyk i inhalacje. Żałuję, bo nie możemy wychodzić na dwór. A pogoda ,przynajmniej u mnie jest dziś przepiękna.
Tydzień minął mi bardzo szybko i aktywnie. Wczorajszy dzień również, bo byłam u dentysty, wróciłam obiad, na siłownię, zakupy w biedronce i do domku. Kąpiel Jaśka, lekarstwa,inhalacja i padliśmy oboje.
Wczoraj pierwszy raz byłam na siłowni. W końcu. Kupiłam od razu karnet, co by mieć kolejną motywację aby chodzić. Bo tak jakbym chodziła na pojedyncze sesje, zapewne skończyłoby się na tym, że chodziłabym raz na miesiąc. Znalazłam sobie siłownię tylko dla kobiet i jestem zadowolona. Nikt na nikogo się dziwnie nie patrzy. Atmosfera miła. Właścicielka jest po AWF-ie , o kierunku wychowanie fizyczne ze specjalnością rekreacja ruchowa-fitness,nowoczesne formy gimnastyki. Co prawda nie ma jej na siłowni codziennie, ma pracownicę, okazało się -córka mojego kuzyna. Jednak umówiłam się z nią na spotkanie, tak aby mogła mi pomóc jak najbardziej się da w tym moim odchudzaniu. Musi ustalić skład mojego ciała i do niego dopasować ćwiczenia. Bo przy takim ciężarze mojego ciała muszę uważać na stawy i kręgosłup.
Wczoraj ćwiczyłam na rowerkach , normalnym i takim poziomym i na eliptyku (orbitrek). Zajęcia są godzinne i powiem Wam ta godzina zleciała mi tak szybko, że sama nie wiem kiedy. Spociłam się nieźle. I to mnie cieszy. Motywacja jest. Fajnie też, że chodzą tam osoby nie tylko piękne i szczupłe, chociaż takie też. Panie ćwiczące są miłe, porozmawiają.Właścicielka proponuje mi, żebym przychodziła 3 razy w tygodniu. Chciałabym. Czuję się super po tych ćwiczeniach. Ale praca, dom i siłownia. To niezłe wyzwanie. Jeszcze muszę studia dokończyć. Nie wiem jak to pogodzić.
Byłam też na basenie. Sama. Bo moja koleżanka, która chce ze mną się odchudzać nie pojechała.I powiem Wam na basenie już nie było tak fajnie. Ludzie jednak się patrzą. Ja nie mam nie wiadomo jak wielkiego brzucha. Ta moja masa rozkłada się równomiernie. Jednak nie czułam się fajnie. Mimo, że w wodzie czuję się jak ryba. Uwielbiam.  Relaksuję się. No i na mój kręgosłup woda jest zbawienna.

I tak sobie myślę, że może będę chodziła 2 razy na siłownię a w niedzielę na basen. Jak Jaś będzie większy to będę go zabierać ze sobą. Chcę, żeby nauczył się pływać i polubił wodę tak jak ja.

Nad moim małżeństwem jakieś czarne chmury. Mąż ma problemy finansowe z kredytem i wszystko odbija się na mnie. Szef nie dał mu obiecanej podwyżki i za nadgodziny oszukał. Poza tym miał mu zapłacić za zboże i siano jakie wziął od nas. I nie zapłacił. W zeszłym roku kopaliśmy kamień i facet, który wisi nam kilka tysięcy też nie ma zamiaru płacić. Mąż był u niego po kasę to dał mu 200 zł. A jak jechałam do dentysty to widziałam jak mu meble do nowego domu przywieźli. Ja rozumiem, że chce się wprowadzić, ale my mieszkamy w jednym pokoju i też chcemy budować, mamy swoje zobowiązania. No ludzie! Gdzie jest sprawiedliwość.A mój mąż taka dupa za przeproszeniem przychodzi i się wyżywa,a ani szefowi ani tamtemu nic nie powiedział.Twierdzi, że nie będzie się prosił. No sory! To niech się na mnie nie wyżywa. Kocham go, ale nie może niszczyć naszej rodziny tylko dlatego, że nie jest asertywny i  stanowczy.
Wina jak zwykle moja, bo ja wydaję za dużo. Ale sory no lekarstwa dla małego, przybory higieniczne do domu, mleko i pożywienie chyba trzeba kupować. A też nie kupuję nie wiadomo czego. Staram się najtaniej. Ciuchów sobie nie kupuję. Chodzę do lumpka jeśli już. Jaśkowi też z lumpka. Mirkowi zresztą też. Do kosmetyczki nie poszłam. Za basen płacę 12 zł za godzinę, byłam dopiero raz. Za karnet za siłownię 80 zł za 8 wejść . Jest tam vacuum ale jeszcze na razie nie mogę go robić. Pół godziny kosztuje 15 zł. Kosmetyki staram się zużywać do końca i dopiero nowe kupuję. No i na czym ja mam jeszcze oszczędzać.
Ale, że on pali i wydaje na piwo kasę to jest ok. Bo pracuje i może sobie pozwolić na odstresowanie. A ja cholera jak mam się odstresowywać???
No i wylałam swoje żale! Przepraszam, że musicie to czytać, ale mi jest dzięki temu łatwiej.
Mam nadzieję, że dziś będzie lepszy dzień.Że jak M wróci nie będzie mnie dobijał swoimi problemami.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Podziwiam

Hejka!
Długo mnie nie było, ale dopiero dziś zdołałam zdobyć chwilkę na bloga. Jest 23.25 i powinnam się przygotować na jutro do pracy, w sensie napisać konspekt. Jednak ostatnie dni były dla mnie takie ciężkie, że po uspaniu Jaśka wzięłam kąpiel, zrobiłam peeling, maseczkę i teraz siedzę i piję nalewkę i postanowiłam napisać do Was. Jak długo nie piszę to brakuje mi czegoś. Nie mam teraz żadnej przyjaciółki, bo za bardzo się zawiodłam na ludziach. Jestem jednak kobietą i lubię się wyżalić komuś, opowiedzieć o swoich problemach, troskach. A mąż nie zawsze rozumie tak jak inna kobieta, choćby ta po drugiej stronie komputera, gdzieś daleko stąd.
Ostatnie dni były trudne, bo Jasiek zachorował. Wcześniej miał już jakieś problemy z oskrzelami. W piątek dostał gorączki. Stwierdziłam, że nie będę panikować, bo 38,5 to jeszcze nie powód. Poza tym idą mu górne jedynki i miał biegunkę już dwa dni.Inne objawy też wskazywały na ząbki. Więc nie zbijałam nawet. Chciałam lecieć do lekarza, jednak jak raz byłam i zjechał mnie, że nie potrzebnie panikuję to coś mnie odwiodło. I masz! Wieczorem, czyli ok 18,19  temperatura podeszła do 40! Ja tu prawie na zawał zeszłam.Szybko zbiłam ją czopkiem. W pierwszej chwili chciałam jechać na pogotowie. Mama jednak powiedziała, że  dzieci różnie ząbkują. To sobie myślę, przejdzie. No ale całą noc jak na szpilkach, Jasiek przylepa spał tylko na mnie. Budził się chyba z 15 razy a ja razem z nim. Tak całą noc. Pojechaliśmy rano na pogotowie. Pani doktor zlekceważyła nas, powiedziała, że pewnie trzydniówka i że mam podawać to co mam i zbijać a jak nie minie to przez 3 dni gorączka nie szkodzi. Jakby się utrzymywała to zaprasza do lekarza rodzinnego w poniedziałek. Poprosiłam o coś przeciwgorączkowego to powiedziała, że nie da recepty bo to wszystko można kupić bez. Wkurwiona z dzieckiem na rękach pojechałam do domu. Poryczałam się z bezsilności jak Jasiek kolejną noc miał 40. Na szczęście jadł i pił mleczko. Bo jakby nie jadł i nie pił to by było dopiero. Niedziela z rana 40 a potem stopniowo coraz mniej aż do 38. I dziś pojechałam z nim z rana do lekarza. Okazało się, że to ząbki, owszem, bo czerwone dziąsła, jednak poza tym to Jasiek ma odoskrzelowe zapalenie płuc.Antybiotyk. Inhalacje. Pędziłam biegiem do apteki, potem do Biedronki po kaszkę i mleko. Apteka. I do babci z Jaśkiem. Zaniosłam go powiedziałam, żeby dała antybiotyk i poiła. Bo od wczoraj nic nie chce pić ani jeść. No tak jak miał apetyt tak teraz pluje, wywala. Serce boli, bo ledwo zdążyłam do pracy, cała w nerwach. Ludzie na drogach się wloką. A ja jeszcze tyle kilometrów i tylko kilka minut. Na styk, ale zdążyłam. W pracy jakoś stres schodzi. Wracam po Jaśka, biorę do domu. 30 km. Jesteśmy. Chcę dać jeść, pić, nie chce. A jest głodny. Płacze.Inhalacja, antybiotyk. Staram się uspać. W kuchni jakieś krzyki, kłótnie.Prawie zasnął i się przez to obudził. Płacze. Ja z bezsilności zaczynam się wkurzać,potem przepraszam, bo przecież co on winien. Przytula się. Uśmiecha. A ja ryczę jak głupia, bo przecież kocham tak bardzo, chcę pomóc a jestem bezsilna. Wydarłam się na męża i poszedł ode mnie. Jestem złą matką i żoną. Ostatnio psuję wszystko. Lody pomagają. Ale tylko troszkę.

Podziwiam kobiety, które mają czas na pracę, ogarniają dzieci, obiady, posiłki. Do tego mają czas na siłownię, basen, kosmetyczkę. Pięknie wyglądają i są zadbane. Może mają jakieś pomoce w domu albo nieocenionych mężów. No ja nie wiem. Też tak chcę!

Moje odchudzanie zeszło na plan boczny. Miałam chodzić na basen i siłownię ale znów o tydzień się odwlokło bo Jaś chory i to on jest najważniejszy.
Jakieś efekt widzę, bo od momentu postanowienia odchudzania ubyło mi ok 2 kg.Czyli przez jakieś 3 tygodnie. Szału nie ma. Ale nie dziwcie się, skoro dziś zjadłam rano śniadanie, a potem obiad dopiero o 20, dopiero gdy położyłam Jaśka. Byłam tak nerwowa, że musiałam wypić melisę. Z nerwów nie  mam apetytu i bierze mnie na wymioty. Jedno szczęście, ze obiad dietetyczny. Ryż bez sosu, pstrąg w czosnku i cytrynie smażony w folii i surówka.Zresztą mało zjadłam.


 Teraz woda z cytryną i kieliszek naleweczki z jarzębiny. Robiłam w sierpniu i tylko jej mój mąż nie znalazł. Bo inne powypijał z sąsiadem lub wujkiem.

Czytam blogi o odchudzaniu i zdrowych potrawach. Muszę zmienić swój tryb przyrządzania potraw. Z dużo tłustego w mojej diecie. I za mało ryb.

Mam nadzieję, że rano wstanę i jutro będzie lepiej.


środa, 5 lutego 2014

3,2,1 START!!!

Hej!
Obiecałam, że kilka dni temu opiszę Wam moje plany związane z odchudzaniem. Wróciłam do pracy po feriach i dlatego dopiero dziś mam chwilkę i postaram się to opisać. Otóż postanowiłam się odchudzać! I  TO TYM RAZEM NA POWAŻNIE! Miałam już nie jedną taką próbę w życiu i nigdy nie wytrwałam. Tym razem zawzięłam się i mam nadzieję, że jednak się uda.
Nie będę się odchudzać jakoś drastycznie. Od razu n a 1000 kcal to nie dla mnie. Różnego rodzaju diety też jakoś do mnie nie przemawiają. Moim zdaniem nie można w żadną stronę szaleć. Trzeba mieć dietę zrównoważoną, która będzie również po schudnięciu możliwa do utrzymania. Znajoma chciała mi dać jakąś swoją dietę dzięki której schudła 27 kg w 5 miesięcy. Jednak dziękuję bardzo! Potem miała anemię i rozregulowały jej się hormony- zaniknęła miesiączka. Takim kosztem to dziękuję bardzo. No i estetyczne walory-rozstępy! Ma te rozstępy okropne ! Ja nie mam takich po ciąży.Dietę tą ma od dietetyczki i mi też polecała . Jednak jak się dowiedziałam że musiała tylko zrobić badania ogólne i tarczycy. Wszystko miała ok. Więc dietetyczka nie komponowała dla niej diety, tylko wydrukowała gotową już dietę. Dała 2 kartki A4. Kolejne wizyty to był tylko odbiór kartek. I cała ta przyjemność kosztowała ją 150 zł za wizytę. No dzięki.
I ja po moich przemyśleniach i poczytaniu troszkę stwierdziłam, że

  1. muszę przestać jeść słodycze
  2. muszę zacząć pić dużo wody(do tej pory piłam tylko kawę, herbaty, soki, wodę latem)
  3. posiłki będę jadła normalnie(ograniczę tylko tłuszcze i ciężkostrawne rzeczy)- za to dodatkowo więcej warzyw i zup- szukam też przepisów bardziej dietetycznych i jak się nauczę to potem będę częściej robić 
  4. nie jeść po 18 (w dni jak idę do pracy to się nie da więc najpóźniej do 19)
  5. gdy będę miała ochotę na słodycze to zrobię sobie koktajl lub zjem owoc, jabłko najlepiej lub wypiję wodę
  6. przed każdym posiłkiem wypijać szklankę wody by nie zjeść za dużo
  7. kupiłam sobie chrom organiczny i zjadam jedną tabletkę dziennie
  8. kupiłam herbatkę na lepsze trawienie(na początku tylko, bo takie herbatki uzależniają i potem sama mogę się nie wypróżnić jak organizm się przyzwyczai- w sumie nie kumam tego skoro to ziołowe herbatki są)
  9. raz w tygodniu chodzić  na basen
  10. 2 razy w tygodniu chodzić na siłownię
Od czasu do czasu pozwolę sobie na coś słodkiego, ale bardziej w ramach nagrody. Ewentualnie kostkę czekolady lub mały batonik.
Będę się nagradzać za sukcesy. Tzn. kupię sobie coś extra lub pójdę do fryzjera, kosmetyczki itp.
8 z tych punktów już realizuję w przyszłym tygodniu zaczynam basen i siłownię. Muszę po prostu kupić stroje sobie. A dziś zrobiłam sobie taki pyszny koktajl- bo ciągnęło mnie na słodkie!


Zblendowałam 1 banana, 2kiwi, kilka mrożonych truskawek i owoców leśnych z mlekiem. Można dodać mleko zmakowe, np waniliowe jest dobre, ale to więcej kalorii. I nie polecam dawać kiwi, bo robi się gorzkie. Może następnym razem dam pomarańczę albo coś innego. 

Wieczorem tak mnie ciągnęło na słodkie, ale się nie dałam. Lepsza szklanka takiego koktajlu niż czekolada lub inne świństwo. No i mam jeszcze koktajl na jutro.

I co myślicie??? Dam radę?

Acha. Mój mąż o dziwo mnie wspiera, mimo, iż mówi, ze mu moja waga nie przeszkadza. Jednak rodzina moja i męża się naśmiewa. Nie kumam. Zamiast wspierać.