niedziela, 29 września 2013

Biżu-Moja miłość

Hej!
Wchodząc dziś na You Tuba zerknęłam przypadkiem na reklamę,która pokazała się z boku. Weszłam na tę stronkę i zakochałam się i uważam, że warto coś takiego polecić. Więc polecam Wam stronkę Vezzi.pl. Są tam świetne i nie drogie rzeczy, oczywiście biżuteria. Już się napaliłam na kilka naszyjników. Mam ich sporo w mojej szafie i przyznam, że niektóre kupiłam tylko dlatego, że mi się spodobały. No cóż! Na uzależnienia nic nie poradzę.
Już nie mogę się doczekać pierwszej wypłaty. Wiadomo wydatków jest masa i u mnie bywa to tak, że jeszcze nie zarobiłam a już wiem na co wydam. Jednak obiecuję sobie, że nie zapomnę też o sobie i postaram sobie kupić choć jedną rzecz, nie tylko naszyjnik, może jakieś ciuszki też tylko tak dla mnie. Żebym w końcu miała też jakąś motywację do pracy! No, nie?! A jak to jest u Was? Macie jakieś uzależnienia, w tym pozytywnym sensie oczywiście?Sprawiacie sobie czasem przyjemność?
A tu kilka moich typów naszyjników. Na któryś się na pewno zdecyduję. 

sobota, 28 września 2013

Bednarek-"Cisza"

"Te chwile są z nami
I nikt nie zabierze nam ich
Dopóki jesteśmy tacy sami"
Bednarek-"Cisza"



Uwielbiam tę piosenkę!!!!

Długo mnie nie było. Rozumiecie jednak?!
Praca, dom, Jaś.
Muszę się teraz wdrożyć do tego mojego nowego systemu funkcjonowania. A to nie jest łatwe. Z jednej strony uwielbiam swoją pracę. Bardzo się cieszę, jeśli dzieciaki wychodzą z moich zajęć zadowolone. Z drugiej zaś nie uśmiecha mi się rozstawać z Jaśkiem. No ale więcej jest tych plusów niż minusów i praca wygrywa.
Pracuję też tylko 4 dni w tygodniu po 5 godzin. Tyle że marnuję  2 godziny na dojazdy do pracy i z powrotem. W tym dowożenie Jaśka do opiekunki.
Piątki mam wolne bo od drugiego semestru chcę kontynuować studia i je wreszcie dokończyć. Jak na razie piątki są przeznaczone na zaległości tygodnia: pranie, sprzątanie, zabawy z Jaśkiem, wylegiwanie się w łóżku jak długo się da. Chociaż teraz nie lubię marnować czasu na sen. Przecież już i tak przesypiamy połowę życia....

Wczoraj byliśmy u potencjalnych rodziców chrzestnych Jaśka. Zapytaliśmy ich czy zechcieli by zostać jego chrzestnymi. Zgodzili się! Z tego bardzo się cieszę. Myślę, że lepszych chrzestnych nie mogliśmy mu wybrać. Aśka jest szczera tak jak ja, dlatego ją cenię. Poza tym uwielbia dzieci.A Krystian, jej przyszły mąż, bardzo zaradny i myślę, że nie da sobie nikomu wejść na głowę.
Więc w razie jakby nie daj Boże nas miało zabraknąć, nie będę się bała o przyszłość mojego synka.
Chrzciny miały być za tydzień ale szybciej nam się nie udało zapytać chrzestnych i uważam, że nie ma się co spieszyć. U nas w parafii jest tak, że chrzciny są w pierwszą sobotę lub niedzielę miesiąca.

Niektórzy z Was powiedzą pewnie, że to późno. Ale wcześniej mój ojciec był chory, potem pogrzeb, potem żniwa, teraz praca.
Jaś będzie miał 8 miesięcy w dniu chrzcin. Dla jednych to dużo, inni mówią jak kto woli....
A jakie jest wasze zdanie????  Kiedy chrzciliście swoje dzieci?

niedziela, 15 września 2013

Don't worry-wish to say be happy

j!
Pytałyście jaką pracę dostałam. Więc myślę że mogę się pochwalić. Będę pracować z dziećmi jako nauczyciel j.angielskiego w prywatnej szkole językowej.
Uczyłam już w Gimnazjum a teraz będą to dzieci przedszkolne, szkolne i gimnazjalne również. Wszystkie grupy wiekowe. Jest to dla mnie nie lada wyzwanie. Podejrzewam, że na początku będzie ciężko: nowe obowiązki, mniej czasu na dom, Jaśka. O mężu nie wspominam, bo ostatnio on nie ma dla mnie w ogóle czasu. Nie wspomnę o tym, że nie bawi się prawie wcale z Jasiem. Jak raz został z nim sam na kilka godzin, bo jechałam na zakupy to był wielce obrażony, bo ma tyle pracy że nie ma czasu dla syna. Ja już nie wiem jak mu to przetłumaczyć żeby zrozumiał. Mam nadzieję, że jak ja pójdę do tej pracy on otworzy oczy i zobaczy jak było fajnie jak wszystko miał  podane na tacy. Z drugiej strony boję się, że to na mnie spadną te obowiązki dodatkowe, a praca będzie tylko kolejnym. I kto na tym ucierpi to tylko  Jaś. Wiem też, że jeśli nie pójdę do pracy to będę miała doła i poczucie niższości.
Nie mogę być zależna od nikogo, nawet od męża. Chcę móc sama o sobie decydować i mieć poczucie wartości. Bo skoro ja będę się doceniać to może inni też zaczną.
 Dziś zaczynam  pracę. Co prawda mam na 15.00 i jak na razie tylko półtora godziny. Związane jest to z tym, że nie ma jeszcze grafiku dla tych dzieci. W przyszłym tygodniu zaczynam jednak normalnie pełen wymiar czyli 5 godzin dziennie.

Jestem zła na męża i samą siebie, bo wczoraj pojechaliśmy do rodziny na obiad, mieliśmy być tylko max. do 17. Mój mąż nie mógł się oderwać i zrobiła się 18:30 zanim wyjechaliśmy. Potem jeszcze chciał wjechać do siebie do rodziców po jakąś rzecz i zrobiła się 21:00. Jak wróciliśmy on poszedł do naszej trzody robić a ja musiałam Jaśka wykąpać, ogarnąć troszkę, upiekłam mięso co miało być na obiad. Odmroziłam i musiałam już je upiec bo by się zmarnowało i zrobiła się godzina 24:00. A ja jeszcze miałam się przygotować do zajęć dzisiejszych. No ale nie dałam rady. W nocy Jaś jak na złość płakał co chwilka bo ma katar i nosek zapchany cały czas. Jak nie może już oddychać to płacze. Ja mu odciągam Fridą to też ryczy wniebogłosy. Teraz M. jechał do pracy, ja nakarmiłam Jaśka, odciągnęłam ten nosek, zakropiłam i uspałam. Chcę dokończyć tego posta, którego piszę od dwóch dni i zabieram się do pracy bo ok 13:00 muszę wyjechać bo jeszcze Jaśka do opiekunki odwieźć.

Jestem zmęczona i niewyspana. Nie chce mi się ale muszę się przemóc. Liczę że jak się wdrożę w ten system to będzie ok. Jak na razie na pewno będzie ciężko się samej mobilizować. Bo na mężnego nie mam co w tej kwestii liczyć.

Może wy przynajmniej  trzymajcie kciuki.
Buźka!




czwartek, 12 września 2013

I na dodatek.......

Hej!
Widzę, że już zapomnieliście/niałyście o mnie. Sama się jednak nie dziwię. Ja jednak postanawiam wrócić. Teraz jesień na horyzoncie i myślę, że więcej czasu będę miała dla siebie. Dziś o dziwo Jaś szybko zasnął, bo ok. 19:30. Na dworze leje więc nawet nie wychodzę. Wczoraj i w poniedziałek chodziłam po deszczu, zrywałam śliwki. Troszkę przemokłam. I dziś czuję dreszcze po plecach mi chodzą. Szybko zrobiłam sobie "Choligrip", potem cytrynę z sokiem malinowym i za chwilkę chyba jeszcze zrobię sobie gorącą kąpiel a potem szybciutko do łóżka. Przecież nie mogę teraz złapać żadnego przeziębienia. W przyszłym tygodniu zaczynam pracę. Co prawda miało być na cały  etat ale przez te pokichane ustawy nie będę mogła pracować  5 dni w tygodniu. W dwa dni szału nie zarobię, ale wiadomo lepszy rydz niż nic. A tak na serio nic nie tracę. I tak siedzę w domu, nudzę się, narzekam mężowi, że nie mam możliwości rozwoju. A tak przynajmniej przez te dwa dni pójdę do ludzi. Jaś w tym czasie będzie u teściowej. Boję się tego ale może nie będzie tak źle. No i będę miała kasę na własne wydatki i Jaśka potrzeby co najmniej. Wkurza mnie jak Mirek ciągle stęka, że nie ma kasy. A ja na prawdę nie wydaję na pierdoły. Jednak na artykułach spożywczych nie będę oszczędzać. Chociaż i tak patrzę na ceny jak mogę. No ale jeść trzeba. Mój mąż to by nie musiał. Jemu wystarczy kawa, papieros i za jedzenie wolałby kupować jakieś graty lub części. Ja wiem, że niektóre rzeczy są potrzebne mu ale no bez przesady. Ja nie będę głodować żeby on miał na nowe maszyny. Zresztą pozostałe pieniądze wydaję na Jaśka, jego mleko, kaszki, obiady, ciuszki. A sama sobie kupiłam tylko ostatnio nową torebkę. Pozostałe ciuchy kupuję z sh.

środa, 11 września 2013

Pół roczku Jaśka!

Hej!
Wiem, że długo mnie tu nie było, ale po prostu dużo się w moim życiu dzieje. No i Jaś zabiera mi mnóstwo czasu. A chcę z nim go spędzić jak najwięcej mogę, gdyż niedługo może pójdę do pracy. Tak przynajmniej planuję!
Kilka razy pisałam tu posty ale nie chciały się dodać i zwątpiłam.
Ósmego września Jaś skończył już pół roczku. Rozwija się książkowo jak to mówi nasz doktorek. Przeszliśmy też już pierwszą trzydniówkę. Lekarz stwierdził, że to angina i dał antybiotyk, jednak ja uważam, że była to trzydniówka. Gdyż Jaś szybko pokonał gorączkę w ciągu 3 dni utrzymywała się bardzo wysoko a potem jakby palcem odjął -nic. No i po tych trzech dniach wysypka.
Dawałam jednak ten antybiotyk przez 7 dni tak jak kazał lekarz.
Dajemy już Jaśkowi obiadki. Gotuję sama. Wolę żeby jadł zdrowo, a ja jednak wiem co tam gotuję.
Jaś już sam siedzi stabilnie jak go posadzę ale sam usiąść jeszcze nie umie jak się przewróci.
A chyba powinien to sam robić. Jak kładę go na kanapie i obkładam poduchami to się turla i już jakby raczkował do tyłu i na boki też się przemieszcza. Tyle że jeszcze słabo pupę przy tym unosi ale już się potrafi przemieścić z jednej strony kanapy na drugą. Kocham go coraz bardziej. Uwielbiam się z nim bawić, kocham jak się śmieje. Chciałabym z nim być jak najdłużej w domu. Ale z drugiej strony wizja własnego domu i chęć rozwijania się są równie silne. Postanowiłam więc poszukać pracy. Byłam na kilku rozmowach i mam nadzieję, że się któryś z pracodawców odezwie. Trzymajcie kciuki.