Oglądałam dziś DDTVN. Lubię ten program oglądać. No i był temat dotyczący mnie bezpośrednio. Otóż otyłość. Ja całe życie odkąd pamiętam cierpię na tę dolegliwość. Na wszelakich badaniach i bilansach zawsze wychodziło mi że moja waga nie jest odpowiednia. I jakoś nikt nie zainterweniował jak to niedawno było. (Chodzi mi o tę sprawę z tym dzieckiem co je dziadkowie wychowywali i Pomoc Społeczna chciała je im odebrać za to, że chłopiec cierpiał na otyłość.) A moja otyłość w dzieciństwie wynikała z tego, że byłam źle odżywiana przez rodziców. W sumie to przez matkę, bo ojciec w d.... miał dzieci. Tylko do roboty gonił i tłuc umiał. (Świeć Panie nad jego duszą!) Mieszkam na wsi i wiadomo miałam siedmioro rodzeństwa to się nie przelewało u nas. Mama piekła chleb w ceglanym piecu na dworze. 10 dużych bochenków na tydzień. Zdrowy swojski, bo na zakwasie i ziemniakach. No i ten chleb jedliśmy przeważnie z masłem, gruuubo posmarowanym. Też swojskim od naszych krów.Albo ze śmietaną i cukrem. Jeszcze najlepiej smakował jak był ciepły od razu kromkę koło pieca na dworze jedliśmy.Jadłam też obiady w szkole. To był dla mnie rarytas. Zawsze brałam dokładkę bo w domu takich pyszności jak ryby lub schabowy czy krokiety, pierogi nie mieliśmy. W domu mama gotowała jakąś zupę na drobiu(tłustym), ziemniaki.W niedzielę mięso. Na kolacje przeważnie jedliśmy suchy chleb z kakao. Ja to lubiłam sobie włożyć chleb do kubka i rozmoczony jadłam.Nie piliśmy herbat. Jedynie mleko. Cały dzień. Rano jak ciepłe jeszcze spod krowy z pianką, na obiad mleko, na kolacje mleko. Mleko piliśmy jak teraz wodę mineralną się pije.No i weźcie pod uwagę, że było to mleko tłuste pełnowartościowe. Zawierało w sobie śmietanę, bo zawsze jak mama schłodziła mleko to mogła zebrać łyżeczką śmietanę.
No i proszę Was powiedzcie mi jak, no jak takie dziecko miało być szczupłe???????????
No i jeszcze geny!!!! Moja mama to postawna kobieta, ojciec też był fest chłop to i ja jestem fest baba! Nawet kości mam grubsze niż moi rówieśnicy. Raz miałam rentgen i mi pani powiedziała że musieli by wziąść wagę moich kości też pod uwagę.
I tak dziś słuchałam na te wynurzenia o tej otyłości, że dużo ludzi jest otyłych, że można z tym walczyć, zdrowy tryb życia, trele morele cholera!
Ja chyba bym nie mogła nic jeść. Nie mówię. Kocham Jasia, męża i słodycze. Ale niech znajdzie się ktoś kto mi powie, że to jak się odżywiałam za młodu, moje nawyki, brak regularności posiłków. No niech mi ktoś powie, że to nie ma wpływu na to jak wyglądam.
Dlatego teraz staram się, żeby Jaś jadł owoce i warzywa. I dostaję kurwicy jak ktoś daje mu czekoladę, ciastko. A nie raz już tak się zdarzyło. I nie pomogą sensowne argumenty. Potem Jaś nie je owoców, nie chce mleka. Bo jak ktoś dał mu czekoladę to jest zapełniony pustymi kaloriami.
No ale nie o Jaśku miało być tylko o mnie.
Teraz jem mało, nadal nieregularnie, często zimne wiadomo dlaczego. Bo Jaś najpierw.
I jakoś na mojej wadze nic nie ubywa.
Chyba zapiszę się na jakiś aerobik, albo na siłownię.
Biegam latem ok. 1 km. I wtedy czuję się super. Endorfinki mi służą. Ale za to siada mój kręgosłup. On już i bez tego siada. W końcu ma co dźwigać.
Pewnie, że chciałabym wyglądać i być szczuplejsza. Ale tylko troszkę szczuplejsza. Myślę, że z 4 rozmiary w dół by wystarczyły.Teraz noszę 46. Nie wstydzę się tego. Ale też nie skaczę z radości. W szczególności jak jestem w przymierzalni.Albo jak podoba mi się coś tylko wiadomo rozmiary mają jak na dzieci.
Może jest tutaj ktoś z Was, kto miał podobnie i dał radę schudnąć.
Macie rady????
Ewa, na temat diety napisałam Ci u siebie, nie wiem, czy przeczytałaś? Nie napisze Ci gotowej recepty na schudnięcie, bo nie jestem dietetykiem, a chętnie bym Ci pomogła. Pewnie, że dzieciństwo i nawyki żywieniowe z tego okresu mają ogromny wpływ, ale... Ale nigdy nie jest za późno, żeby coś zmienić. Ewa, nie masz nawet 30-tki, jesteś młodą fajną babką i dasz radę. Pamiętaj, że przemiana materii zwalnia z każdym rokiem, później będzie coraz trudniej Ci to zrzucić. I tak naprawdę nie chodzi o rozmiar i wagę, tylko o to jak Ty się czujesz i o Twoje zdrowie. Kręgosłup ma już prawo boleć od tych dodatkowych kilogramów.
OdpowiedzUsuńOdezwę się później, bo teraz tylko na chwilkę usiadłam, ściskam.
No, teraz mam chwilę, żeby się rozpisać :)
OdpowiedzUsuńWiesz, sama mam rodzinę na wsi, jako dziecko spędzałam u Nich wakacje. Tam akurat nie było jakiś wielkich problemów finansowych, ale Oni też jedli podobnie. Myślę, że jakąś logikę to ma, bo pewnie chodziło o to, żeby z tego co można ugotować we własnym zakresie wyżywić dużą rodzinę. Jadało się wtedy kalorycznie, żeby każdy miał siłę do pracy, a że niekoniecznie zdrowo... Chociaż taki własny chleb i mięso, na pewno było zdrowsze, od tego, które teraz jemy.
Ewa, ja Ci przede wszystkim proponuje zmianę nawyków żywieniowych- na to nigdy nie jest za późno, a pomyśl, że robisz coś dla swojego zdrowia. Może i mąż da się namówić- zamiast ziemniaków, jakieś kasze-one są dużo zdrowsze, a też sycące. W necie jest mnóstwo informacji o wartościach odżywczych, indeksie glikemicznym itd. Tutaj też sporo zależy od sytuacji materialnej, ale może warto pomyśleć o pójściu do dietetyka, a ćwiczenia może pod okiem instruktora? Nie musisz z nim ćwiczyć cały czas, bo to pewnie drogo by wyszło, ale wiedząc, o Twoich bólach kręgosłupa doradziłby taki zestaw ćwiczeń, żeby go nie obciążać. Na pewno basen jest wskazany przy bólach kręgosłupa, woda świetnie z człowieka wyciąga sadełko.
Dasz radę Ewa, musisz tylko naprawdę chcieć :)
Ewa, ja C
Martuś czytałam na Twoim blogu o tej diecie. I staram się odżywiać coraz zdrowiej. Wiem, że jak się chce to można. Rozmawiałam z mężem o basenie i chyba się zapiszę. Może i czasem on z Jaśkiem ze mną pójdzie. Ja uwielbiam wodę. Można by rzecz że czuję się w wodzie jak ryba. I nie wstydzę się wyjść w stroju. Latem nad morzem widuję gorsze grubasy.Ale nie chcę tak żyć i coś z tym zrobię. A wiosną rower odkurzę i będę robić kilometry dziennie. Bo bieganie też obciąża kręgosłup. Skoro nie mogę się wyrzec czekolady to muszę ją przynajmniej spalać jakoś.
UsuńBasen to fajny sposób na spędzenie czasu całą rodziną. Ja nie lubię pływać, a szkoda. Może się jeszcze kiedyś przekonam :)
UsuńEwa! Stwierdzenie, że nie chcesz tak żyć- to już milowy krok na przód. Ja tam zawsze uważam, że rozmiar nie ma znaczenia, póki czujemy się dobrze i zdrowo. Jednak kiedy te dodatkowe kilogramy zaczynają ciążyć i utrudniać życie- pora coś z nimi zrobić.
A czekolada? Też lubię :) Ale moją słabością są ciasta z bitą śmietaną, kremami- Boże jak ja je uwielbiam :)
Co do diety i ćwiczeń, to myślę, że muszą być choć trochę przyjemne, bo na dłuższą metę robić i jeść coś znienawidzonego to się nie da!
Ewa trzymam kciuki i pisz posty jak Ci idzie!
Niestety wiele osób cierpi na otyłość. Jednak trzeba zrobić wszystko, by się jej pozbyć.
OdpowiedzUsuń