niedziela, 2 czerwca 2013

Brak słów

Hej! 
Długo nie pisałam. Ale nie miałam siły ani ochoty! Ostatnio nie chce mi się nawet żyć. Myślałam, że już większych problemów mieć nie mogę a jednak.  Moja rodzinka przysparza mi kolejnych powodów do zmartwień. Nie wiem już sama co o tym myśleć?! Ale ponieważ ten blog ma stanowić dla mnie swoisty pamiętnik opiszę moje problemy i przeżycia tutaj. Może wy chociaż mnie wesprzecie dobrym słowem i radą, bo jak widać więcej dobroci często mamy od obcych osób niż od "swoich".
Otóż jak wiecie mam chorego ojca. Jeszcze miesiąc temu on chodził. Teraz już choroba postępuje i nie chodzi. Jak jeszcze chodził to zajmowało się nim moje rodzeństwo, niby ze względu na moją cesarkę. Chociaż nie powiem nie raz trzeba było go dźwignąć jak się przewrócił. Gdy już choroba go położyła jego lekarka oddała go do szpitala, bo miał niby jakiś atak padaczki. Wyglądało to tak, że nie ruszał się w ogóle i patrzył w jeden punkt.
W szpitalu był tydzień. Po powrocie okazało się, że ma odleżyny, bo leżał tylko na plecach. Wiadomo z tych odleżyn leci taki płyn, trzeba to myć i odpowiednio pielęgnować. Nagle moja kochana rodzinka stwierdziła, że nie chce się nim dalej zajmować, bo przecież ja dostałam całe gospodarstwo i to ja powinnam się nim zajmować. Siostra Benia robiła codziennie awantury. Ja już nie mogłam znieść tych jej kłótni i powiedziałam, że skoro ona ma się wyżywać nad nami to będę się nim, ojcem zajmować. Na dwa dni się uspokoiła. Nie trwało to długo, bo po kilku dniach wymyśliła sobie, że ja ,mój mąż i moja siostra Ania źle się nim zajmujemy, bo przez nas ma odleżyny. Groziła, że zadzwoni do lekarza. Ojciec ma też podłączony cewnik, gdyż nie oddaje moczu. Pielęgniarka wymieniając ten cewnik źle go założyła i ojciec w ogóle nie oddawał moczu. Dzwoniliśmy na pogotowie, bo weekend był. Lekarz wystawił skierowanie na oddział urologiczny, ale nie zabrali go tam, bo nie mieli drugiego ratownika.  Poza tym niby lekarz rodzinny powinien załatwić miejsce na tym oddziale urologii bo niby nie było miejsc jak dzwoniłam na pogotowie, żeby się dowiedzieć. W niedzielę w nocy ojciec dostał gorączkę. Ja byłam już wymęczona wcześniejszymi dniami i spałam. Moja „dobra” siostra Benia zadzwoniła na pogotowie i powiedziała, że my się nim nie zajmujemy. Oni jednak nie zważali na to, dali tylko zastrzyk na zbicie gorączki. W poniedziałek rano miałam wezwanie na gminę, musiałam wziąć Jaśka i jechać z rana. Wcześniej zawiozłam męża do pracy, żeby mieć samochód. Byłam też u lekarki ojca, aby zapytać co mam dalej robić, gdyż mocz nie leci, ojciec ma gorączkę i nie chce jeść. Ona przypisała tabletki na zapalenie pęcherza i skierowała pielęgniarkę aby założyła ojcu kroplówkę z glukozy.
Ja miałam tę kroplówkę odłączyć jak się skończy. Na 15 miałam wizytę u lekarza z Jaśkiem i uprzedziłam o tym pielęgniarkę. Ona powiedziała, że kroplówka do czasu mojego powrotu nie zleci tak szybko i że jak wrócę mam ją odłączyć.
Pojechałam, gdyż zdrowie mojego dziecka jest dla mnie ważniejsze. Moja siostra Benia natomiast aby mi dopiec zadzwoniła do Krzycha, brata, który u nas nie mieszka i powiadomiła go, że ojciec jest sam, że ja pojechałam. Ten zajechał do lekarki mojego ojca, nakrzyczał, że ojciec jest bez opieki i zagroził jej widocznie, bo przyjechała do nas i miała wielkie pretensje do mamy i Ani. Na mnie niby też gadała, że jak mogłam zostawić kroplówkę bez nadzoru.
Wypisała ojcu skierowanie do szpitala i napisała w nim, że nie ma opieki, że my nie podajemy mu leków, nie pielęgnujemy odleżyn.
Braciszek usatysfakcjonowany, bo mógł mi dopiec. Jednak nie zdawał sobie sprawy,  że on też ma obowiązek alimentacyjny w stosunku do ojca. I gdyby był takim dobrym synkiem to by choć raz się nim zajął. Tak powiedziała mu ta doktor.
Ja wróciłam z Jaśkiem od lekarza i się wszystkiego dowiedziałam to myślałam że padnę trupem na miejscu.
 Jak można być takim podłym człowiekiem. On ani razu ojca nie umył, tylko przyjechał, popatrzył i pojechał dalej a teraz śmie tak się zachowywać. Poza tym gdyby był takim dobrym człowiekiem to nie oddawałby swojej teściowej do Domu Starców. A jest tam ona już z 10 lat.
Poza tym mści się, gdyż ja zrobiłam mu wymeldowanie z naszego domu. Nie mieszka już tu z ok. 14 lat a nadal jest zameldowany. Nie wymeldowywał się bo uważa, że jeśli tego nie zrobi to będzie mu się coś od nas należało, w sensie z gospodarstwa. Teraz postępowanie się toczy i on z siostrą i resztą rodzeństwa chcą zrobić wszystko aby nam dopiec.
Nie wiem czy moje problemy się nigdy nie skończą??? Co trzeba być za człowiekiem, aby tak zatruwać nam życie???


4 komentarze:

  1. oj masz kobito problemy. wspołczuje

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężko coś napisać, doradzić. Zdaje sobie sprawę, że to bardzo trudne, ale musisz się uzbroić w cierpliwość, zacisnąć zęby i przetrwać to. Masz dla kogo żyć. I myślę, że dla tej małej Istotki jesteś w stanie zrobić wiele. Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niektórzy ludzie czerpią satysfakcję w dowalaniu innym, to chore i prymitywne, ale tak niestety jest :(

    OdpowiedzUsuń