Hej!
Długo nie pisałam. Ale nie miałam siły ani ochoty! Ostatnio nie
chce mi się nawet żyć. Myślałam, że już większych problemów mieć nie mogę a
jednak. Moja rodzinka przysparza mi kolejnych powodów do zmartwień. Nie
wiem już sama co o tym myśleć?! Ale ponieważ ten blog ma stanowić dla mnie
swoisty pamiętnik opiszę moje problemy i przeżycia tutaj. Może wy chociaż mnie
wesprzecie dobrym słowem i radą, bo jak widać więcej dobroci często mamy od
obcych osób niż od "swoich".
Otóż jak wiecie mam chorego ojca. Jeszcze miesiąc temu on chodził.
Teraz już choroba postępuje i nie chodzi. Jak jeszcze chodził to zajmowało się
nim moje rodzeństwo, niby ze względu na moją cesarkę. Chociaż nie powiem nie
raz trzeba było go dźwignąć jak się przewrócił. Gdy już choroba go położyła
jego lekarka oddała go do szpitala, bo miał niby jakiś atak padaczki. Wyglądało
to tak, że nie ruszał się w ogóle i patrzył w jeden punkt.
W szpitalu był tydzień. Po powrocie okazało się, że ma odleżyny,
bo leżał tylko na plecach. Wiadomo z tych odleżyn leci taki płyn, trzeba to myć
i odpowiednio pielęgnować. Nagle moja kochana rodzinka stwierdziła, że nie chce
się nim dalej zajmować, bo przecież ja dostałam całe gospodarstwo i to ja
powinnam się nim zajmować. Siostra Benia robiła codziennie awantury. Ja już nie
mogłam znieść tych jej kłótni i powiedziałam, że skoro ona ma się wyżywać nad
nami to będę się nim, ojcem zajmować. Na dwa dni się uspokoiła. Nie trwało to
długo, bo po kilku dniach wymyśliła sobie, że ja ,mój mąż i moja siostra Ania
źle się nim zajmujemy, bo przez nas ma odleżyny. Groziła, że zadzwoni do
lekarza. Ojciec ma też podłączony cewnik, gdyż nie oddaje moczu. Pielęgniarka
wymieniając ten cewnik źle go założyła i ojciec w ogóle nie oddawał moczu.
Dzwoniliśmy na pogotowie, bo weekend był. Lekarz wystawił skierowanie na
oddział urologiczny, ale nie zabrali go tam, bo nie mieli drugiego
ratownika. Poza tym niby lekarz rodzinny
powinien załatwić miejsce na tym oddziale urologii bo niby nie było miejsc jak
dzwoniłam na pogotowie, żeby się dowiedzieć. W niedzielę w nocy ojciec dostał
gorączkę. Ja byłam już wymęczona wcześniejszymi dniami i spałam. Moja „dobra”
siostra Benia zadzwoniła na pogotowie i powiedziała, że my się nim nie
zajmujemy. Oni jednak nie zważali na to, dali tylko zastrzyk na zbicie
gorączki. W poniedziałek rano miałam wezwanie na gminę, musiałam wziąć Jaśka i
jechać z rana. Wcześniej zawiozłam męża do pracy, żeby mieć samochód. Byłam też
u lekarki ojca, aby zapytać co mam dalej robić, gdyż mocz nie leci, ojciec ma
gorączkę i nie chce jeść. Ona przypisała tabletki na zapalenie pęcherza i
skierowała pielęgniarkę aby założyła ojcu kroplówkę z glukozy.
Ja miałam tę kroplówkę odłączyć jak się skończy. Na 15 miałam
wizytę u lekarza z Jaśkiem i uprzedziłam o tym pielęgniarkę. Ona powiedziała,
że kroplówka do czasu mojego powrotu nie zleci tak szybko i że jak wrócę mam ją
odłączyć.
Pojechałam, gdyż zdrowie mojego dziecka jest dla mnie ważniejsze.
Moja siostra Benia natomiast aby mi dopiec zadzwoniła do Krzycha, brata, który
u nas nie mieszka i powiadomiła go, że ojciec jest sam, że ja pojechałam. Ten
zajechał do lekarki mojego ojca, nakrzyczał, że ojciec jest bez opieki i
zagroził jej widocznie, bo przyjechała do nas i miała wielkie pretensje do mamy
i Ani. Na mnie niby też gadała, że jak mogłam zostawić kroplówkę bez nadzoru.
Wypisała ojcu skierowanie do szpitala i napisała w nim, że nie ma
opieki, że my nie podajemy mu leków, nie pielęgnujemy odleżyn.
Braciszek usatysfakcjonowany, bo mógł mi dopiec. Jednak nie zdawał
sobie sprawy, że on też ma obowiązek
alimentacyjny w stosunku do ojca. I gdyby był takim dobrym synkiem to by choć
raz się nim zajął. Tak powiedziała mu ta doktor.
Ja wróciłam z Jaśkiem od lekarza i się wszystkiego dowiedziałam to
myślałam że padnę trupem na miejscu.
Jak można być takim podłym
człowiekiem. On ani razu ojca nie umył, tylko przyjechał, popatrzył i pojechał
dalej a teraz śmie tak się zachowywać. Poza tym gdyby był takim dobrym
człowiekiem to nie oddawałby swojej teściowej do Domu Starców. A jest tam ona już
z 10 lat.
Poza tym mści się, gdyż ja zrobiłam mu wymeldowanie z naszego
domu. Nie mieszka już tu z ok. 14 lat a nadal jest zameldowany. Nie
wymeldowywał się bo uważa, że jeśli tego nie zrobi to będzie mu się coś od nas
należało, w sensie z gospodarstwa. Teraz postępowanie się toczy i on z siostrą
i resztą rodzeństwa chcą zrobić wszystko aby nam dopiec.
Nie wiem czy moje problemy się nigdy nie skończą??? Co trzeba być
za człowiekiem, aby tak zatruwać nam życie???
oj masz kobito problemy. wspołczuje
OdpowiedzUsuńCiężko coś napisać, doradzić. Zdaje sobie sprawę, że to bardzo trudne, ale musisz się uzbroić w cierpliwość, zacisnąć zęby i przetrwać to. Masz dla kogo żyć. I myślę, że dla tej małej Istotki jesteś w stanie zrobić wiele. Trzymaj się.
OdpowiedzUsuńoj biedulko :(
OdpowiedzUsuńNiektórzy ludzie czerpią satysfakcję w dowalaniu innym, to chore i prymitywne, ale tak niestety jest :(
OdpowiedzUsuń