Hejka!
Nie było mnie znowu długo ale uwijałam się jak w ukropie, żeby dokończyć te prace ogrodowe, które zaplanowałam. Po drodze troszkę innych spraw i jak już codziennie wieczorem mówiłam sobie, żeby napisać coś na blogu zachciewało mi się spać.
No i na świeżo w emocjach czasami nie warto pisać o niektórych sprawach. W tym wypadku czas działa na korzyść.Bo jakbym napisała na "świeżo" o tym co mnie gryzie co drugie słowo by pewnie padało jakieś niecenzuralne słowo.
Otóż jutro idziemy na chrzciny. Idziemy z Jaśkiem. A miało być tak pięknie i miło. M miał przyjechać. Ja już odliczałam dni. Jaś to samo. A w środę dowiedziałam się, że M jednak nie przyjedzie. Nie dostał wolnego, bo jeden facet, który z nim pracuje musiał jechać teraz do Polski. I mimo, że M powiedział o tym wyjeździe już jak przyjechał ostatnim razem to tamten nic nie mówił. Wkurza mnie też, że tamten "dziadek" bo tak go z M nazywamy nie ma małych dzieci, żona dopiero od niego wyjechała, a była tam 2 tygodnie. Nie miał żadnego ważnego powodu dla jakiego mógłby jechać (no chyba, że nie powiedział). Szef ,M też się wkurzył całą tą sytuacją i powiedział, że jak "dziadek" wróci to sobie tydzień posiedzi bez pracy. Ale jakoś nie wierzę w to. Mają tyle pracy, że na pewno tego nie zrobi. M mógłby też pojechać na siłę. Powiedzieć, że jedzie i tyle. Jednak potem mogłoby się okazać, że nie ma do czego wracać.
Ja jestem wściekła. Ostatnio jest mi ciężko z Jaśkiem. On ma jakieś złe humory, dziwne zachowania. W sensie, że wpada w szał czasem z byle powodu, czasem jak mu czegoś nie pozwolę i wtedy bije, rzuca czym popadnie. Liczyłam na to, że jak przyjedzie M- chociaż na te dwa dni to mnie choć troszkę odciąży. A nie dość, że mnie nie odciąży to jeszcze sytuacja się pogorszyła. Bo ileż można tłumaczyć małemu chłopcu dlaczego tata nie przyjechał.
Wczoraj M do nas nawet nie zadzwonił wieczorem i przez myśl mi przemknęło, że może jednak nam zrobi niespodziankę i pojawi się rano w domu. Ale rano zadzwonił i powiedział tylko, że zasnął i nie zdążył zadzwonić. A już liczyłam na cud.
Nie wiem jak wyrobię. Trzymajcie kciuki, że nie załamię się nerwowo po jutrzejszym dniu. Buziole!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz