Hej!
Nie było mnie tu ostatnio, bo mieliśmy niezłe zawirowania w domu.
Otóż M wyjechał dziś za granicę do pracy. Konkretnie to do Niemiec do pracy na budowie.
Jest 22.45 a on dopiero o 24 będzie na miejscu. Czekam na telefon od niego czy dojechał szczęśliwie.
Szukałam już mu długo jakiejś pracy za granicą, ale nic nie mogłam znaleźć i postanowiłam uruchomić swoje stare kontakty z czasów szkoły średniej. Wtedy byłam w Niemczech na praktyce przez miesiąc. U cudownej rodziny. To dzięki nim M teraz wyjechał. Cieszę się bardzo. Z drugiej zaś strony cholernie ciężko było nam się rozstać. M miał łzy w oczach jak żegnał się z Jaśkiem.. Od listopada był w sumie w domu ciągle i teraz nagle wyjechał. Boję się o Jaśka czy to na niego negatywnie nie wpłynie. Mirek też będzie tęsknił za jego brojeniem, porannymi pobudkami. Co prawda nie spędzał z nim dużo czasu, bo ciężko jak się ma gospodarstwo. Jednak wydaje mi się, że sama obecność i poczucie bezpieczeństwa dużo dawały. Nie wiem czy ja mu to jakoś wypełnię. Ja trzymałam się twardo. Nie chciałam, żeby M myślał, że będę się zamartwiać.Potem i tak się poryczałam.Ale muszę dać radę.
Jak nie ja to kto??????????
Będzie nam teraz ciężko, bo całe gospodarstwo na mojej głowie i Jaś.Nie mamy drugiego samochodu, więc będę musiała prosić znajomych żeby nas zabierali na zakupy czy w razie W do lekarza.
Staram się tak zaplanować prace, żeby mały ciągle był ze mną. Z moją pseudo "rodzinką" wolę go nie zostawiać, bo tylko go uczą złych zachowań i słów. Jeszcze nie tak dawno powiedział "ku....wa"!
My z M przy nim tak nie mówimy. Za to pewnie słyszy jak moja siostra przeklina i łapie w mig. Poza tym ona go rozjusza. Nie wiem czy mnie zrozumiecie co to znaczy, ale chodzi o to, że robi go nerwowym i pełnym złości. Najpierw mu na wszystko pozwala a za chwilę zabrania. I jeszcze go szarpie i się drze nad nim. Więc nie ale dzięki. W sumie to nawet myślę, że robi to specjalnie na złość mi. Sama nie umie wychować dobrze dziecka to jeszcze chce, żebym ja miała problemy wychowawcze z Jaśkiem. Ale już niedługo. Mam nadzieję, że do zimy będziemy już mieszkać sami. Tylko z mamą i Anią. Ona mimo, że jest chora psychicznie to lepiej obchodzi się z Jaśkiem niż Benia "teoretycznie" zdrowa.Jednak nad jej zdrowiem psychicznym warto się długo zastanowić.
Mam nadzieję, że dzięki wyjazdowi M podniesiemy się z tego dołka w jakim teraz jesteśmy. Wiadomo-pierwszy miesiąc pewnie będzie musiał pracować na oddanie długu zaciągniętego właśnie na wyjazd.
Nie mieliśmy kasy żadnej odłożone, bo wiadomo M nie pracował od listopada i wszystko szło na życie i gospodarstwo. Wyjazd wyskoczył w poniedziałek. I skąd tu nagle teraz kasę. I tu jest kolejny pies pogrzebany. Bo ja myślałam tylko, że moja rodzinka jest poje............ Jednak zgodnie z M stwierdziliśmy, że jego nie jest nic lepsza. Jak chciał pożyczyć od nich pieniądze to nagle każdy udaje, że nie ma. Jedynie teściowa nie odmówiła i dała M jakieś 500 zł.
Byłam w szoku.
I jak widać w życiu jak umiecie liczyć -liczcie na siebie! Lub na obcych ludzi.
Okazuje się, że pieniądze pożyczył nam znajomy, z którym w sumie nie dawno się znamy,bo jakieś 3 lata. Pożyczył też M nawigację. Chciał pożyczyć nawet samochód M tak, żebym ja miała tu auto też. Jednak wyjazd wyskoczył za szybko, a on miał je pożyczone akurat synowi na tydzień.
W ogóle to dobry człowiek. Pomaga nam też w tej rozprawie i innych trudnych sprawach. Ma dużą firmę i gospodarstwo i inne możliwości niż my.
Spytałam go dlaczego nam pomaga? Powiedział, że dlatego, że widzi, że ciężko harujemy, a on ceni ludzi pracowitych. I nie poddajemy się, mimo takich ciosów od życia.
Prawie ryczałam po rozmowie z nim.
Dało mi to wiarę i siłę na dalszą walkę. Już prawie zwątpiłam w to, że jest na świecie krzta dobra ale okazuje się, że jest. I z tą nadzieją i ja czekam na nasze lepsze jutro. Dobrej nocy.