Hejka!
Pomimo, iż jest godzina 00:47 to ja dopiero teraz siedzę i klikam po Waszych blogach. Postanowiłam stworzyć też posta. O mojej leniwej niedzieli. Otóż leniwa, bo nikt mnie dziś nie odwiedził, nigdzie nie jechaliśmy. Spałam do 10.00. Mój mężny o dziwo ubrał małego i dał mu mleko. Normalnie życzenia świąteczne podziałały. A życzyłam mu, żeby doceniał co ma i spędzał więcej czasu z Nami. Ale ciiiii!!!!
Bo jeszcze wypowiem to w nieodpowiednią godzinę. Potem zrobił jajecznicę. To nic,że naciapał po całym aneksie! To nic, że udawałam, że mi smakuje! Bo dodał za dużo boczku i sam tłuszcz. Ale co tam! Najwyżej dupa większa będzie. Szkoda, cholera, że to w cycki nie idzie tylko w tyłek!
Potem musiałam sprzątać ale to nic. Ważne chęci. Nie chcę go dołować, bo więcej nic nie zrobi. A tak może.....
No jak posprzątałam to uspałam młodego. W sumie sam się uspał! Hehe! Przytulił się do mnie. Pieluszka w dłoń, diduś w buzię i nawet nie chciał mleczka!
A ja postanowiłam, że skoro obiadu nie muszę gotować, bo jest żarcie ze świąt i trzeba je dokończyć to zajmę się sobą. Więc poszłam się umyć, odpowiednie maski na włosy i buzię. Potem make-up. Kawka. Serniczek. I taka mogłaby być każda niedziela.
Pojechaliśmy nawet do Kościoła na popołudnie. Ideologia gender na tapecie podczas kazania. OMG! Once again! Potem podstawowe zakupy dla młodego czyli pampersiochy i mleczko z Biedry!
W mojej biedrze były fajne lakiery do paznokci BELL AIR FLOW za 5,99 zł/szt. Wzięłam 3 kolorki numerek 55,56,76 .
(Tu miały być zdjęcia ale dziś nie znalazłam, może jutro. Tak poza tym to kolory to morski podchodzący pod zieleń, burgund i ciemny fiolet z drobinkami. Jak znajdę to jutro wstawię fotki.)
Teraz siedzę i czytam Wasze blogi, staram się pisać Spamy jak to czytam u Marty. Winko oczywiście jest. Zrobiłam sobie też manicur na tyle na ile umiem tymi właśnie nowymi lakierami i czekam aż wyschną! Mam specjalny wysuszacz, ale chyba jest do d.... bo tak siedzę już pół godziny a paznokcie jeszcze mokre. Przynajmniej jest pretekst żeby siedzieć i skrobać tu do Was.
Podsumowując : OBY WIĘCEJ TAKICH NIEDZIEL!
poniedziałek, 30 grudnia 2013
sobota, 28 grudnia 2013
Święta jakby nie święta.
Hejka!
Jakoś w te święta nie czułam jakby one w ogóle były. Kolację przygotowałam sama ale musiałam czekać na męża do 19. Ubrałam się ładnie i wymalowałam, bo myślałam, że pojedziemy na pasterkę. Jednak mój mąż stwierdził, że mu się nie chce. Więc strzeliłam focha i poszłam spać o 23. W I dzień Świąt jechaliśmy do cioci M. do Gdańska Osowy. Tam spędziliśmy cały dzień. Jasiu dostał masę prezentów. My też co nieco dostaliśmy. W drugi dzień świąt jechaliśmy jednak do teściów. Nie byliśmy tam od 1 listopada i powiem Wam, że w ich przypadku to nam tylko wychodzi na dobre. Przynajmniej starali się nas nie denerwować. Był tam też brat M. z żoną . Od nich Jaś dostał klocki Wader. A od dziadka dostał komplet : czapkę i szalik. Od babci nic. Smutne, ale prawdziwe. Oni pewnie myślą, że mamy kasy po uszy. Wyjechaliśmy po 3 godzinach od nich bo nie było tematów. I powiem Wam, że teraz chyba takie wizyty będą wchodziły w grę.
Od męża nie dostałam prezentu. Smutno mi było trochę, ale pocieszam się, bo dał mi na kosmetyczkę jakoś tydzień przed świętami byłam. Wolę takie prezenty jakie sama sobie wybiorę niż coś nie trafionego. Lub po prostu kasę. Jak będę miała urodziny poproszę wszystkich o kasę. I pójdę do kosmetyczki za to.
Sama kupiłam sobie w prezencie pralkę i nowy ciepły koc.
W końcu czas poświęcony na pranie w wirowej mogę poświęcić Jasiowi. I aż dziwnie się czuję z tym. Mam teraz mnóstwo wolnego czasu dzięki temu. A tak prałam raz na tydzień i zajmowało to mi cały dzień. A następnego dnia nie mogłam wstać z łóżka. Tak bolał mnie kręgosłup.
Teraz mam wolne do Nowego Roku, drugiego idę do pracy i znów weekend. Aż się boję jak później się wdrożę do trybu pracy. I Jaś nie będzie chciał zostawać znowu beze mnie.
piątek, 20 grudnia 2013
wtorek, 17 grudnia 2013
Świąteczny szał!
Widzę na wszystkich blogach szał świąteczny.
Wszystkie z Was piszą o tym co mają za plany, jakie listy prac i zadań, tudzież zakupów. Jednak ja w tym roku postanawiam, że nie będę szaleć. Przecież w Święta chodzi o to, aby być jak najbliżej siebie. Owszem prezenty i jedzenie też są ważne. Jednak ja co roku się urabiam. Robię Wigilię tylko dla nas, ale poza tym jakieś sałatki i inne sprawy jakby goście zjechali w pierwsze i drugie święto. A w tym roku chrzanię wszystko. Mimo, iż lubię swoje ciasta to postanowiłam kupić wszystkie. Zrobię tylko karpia, pierogi kupię, barszcz z butelki, uszka kupione. Może zrobię sałatkę warzywną. Bigos zrobię już w weekend, bo im dłużej stoi tym lepszy. Nic więcej nie mam zamiaru robić. Przygotuję to wszystko rano i po południe chcę mieć wolne, żeby usiąść do kolacji i się nie krzątać. A jak przyjadą goście to podam im to co zostanie i tyle. O ile ktokolwiek się zjawi. Bo tak w ogóle to mam plan że w I Święto wyjeżdzamy do cioci męża a w II do teściów.
Wszystkie z Was piszą o tym co mają za plany, jakie listy prac i zadań, tudzież zakupów. Jednak ja w tym roku postanawiam, że nie będę szaleć. Przecież w Święta chodzi o to, aby być jak najbliżej siebie. Owszem prezenty i jedzenie też są ważne. Jednak ja co roku się urabiam. Robię Wigilię tylko dla nas, ale poza tym jakieś sałatki i inne sprawy jakby goście zjechali w pierwsze i drugie święto. A w tym roku chrzanię wszystko. Mimo, iż lubię swoje ciasta to postanowiłam kupić wszystkie. Zrobię tylko karpia, pierogi kupię, barszcz z butelki, uszka kupione. Może zrobię sałatkę warzywną. Bigos zrobię już w weekend, bo im dłużej stoi tym lepszy. Nic więcej nie mam zamiaru robić. Przygotuję to wszystko rano i po południe chcę mieć wolne, żeby usiąść do kolacji i się nie krzątać. A jak przyjadą goście to podam im to co zostanie i tyle. O ile ktokolwiek się zjawi. Bo tak w ogóle to mam plan że w I Święto wyjeżdzamy do cioci męża a w II do teściów.
Chora
Hejka!
I znów mnie dopadła choroba. Wczoraj coś mnie łapało i złapało. Mimo, że szybko cytrynę z miodkiem sobie zrobiłam. Jednak za późno. No i dziś nie mogłam mówić. Dzieci się śmiały, bo ledwo co chrapałam. No dosłownie. Mam takich brojów w grupie i jedni wykorzystali tą moją niedyspozycję. Wróciłam do domu to Jasiek jak na złość ma jakiś gorszy dzień. Położyłabym się chętnie do łóżka i spała do jutra ale nie da się. Mój mąż też niezbyt pomocny. I jak to jedna z Was pisała i tak robię większość tych rzeczy, które dotychczas a dodatkowo praca. Nie jest lekko. Ale nie jedna kobieta ma więcej na głowie. I jeszcze nie jesteśmy doceniane.
I znów mnie dopadła choroba. Wczoraj coś mnie łapało i złapało. Mimo, że szybko cytrynę z miodkiem sobie zrobiłam. Jednak za późno. No i dziś nie mogłam mówić. Dzieci się śmiały, bo ledwo co chrapałam. No dosłownie. Mam takich brojów w grupie i jedni wykorzystali tą moją niedyspozycję. Wróciłam do domu to Jasiek jak na złość ma jakiś gorszy dzień. Położyłabym się chętnie do łóżka i spała do jutra ale nie da się. Mój mąż też niezbyt pomocny. I jak to jedna z Was pisała i tak robię większość tych rzeczy, które dotychczas a dodatkowo praca. Nie jest lekko. Ale nie jedna kobieta ma więcej na głowie. I jeszcze nie jesteśmy doceniane.
poniedziałek, 16 grudnia 2013
PIERWSZA WIZYTA U FRYZJERA
Hejka!
Nie obiecuję, jednak postaram się wrócić do świata blogowego. Brakuje mi tego. Nie będę się tłumaczyć dlaczego mnie nie było, bo wiadomo znów to samo za dużo pracy, brak siły itp, itd.
Obecny temat jak widzicie w opisie.
Nie wiem kiedy obcinać pierwszy raz włoski dziecku??? Moja mama mówi, że nie przed ukończeniem pierwszego roczku przez dziecko. Jaś ma 9 miesięcy i nie ma nie wiadomo jak długich włosków, tzn. nie wygląda jak dziewczynka. Jednak grzywka jest troszkę dłuższa i chętnie bym ją obcięła lekko, bo włoski są normalne a grzywkę to niedługo będę spinać. No głupio to wygląda.
I teraz nie wiem? Poradźcie mi lub podzielcie się swoimi spostrzeżeniami w tym temacie? Obciąć czy nie?
A jak Wam idą przygotowania przedświąteczne?
Bo ja jakoś w tym roku świąt nie czuję. W zeszłym roku byłam w ciąży i z nudów już 2 tygodnie przed przystroiłam pokój a teraz jeszcze nic.No może nie do końca. Kupiłam w Biedronce fajną girlandę za 29 zł i ją powiesiłam na okno. To takie sople białe. Można na zewnątrz ale ja wolę w środku. Jaś zainteresował się tym żywo. Jednak padły mi baterie w aparacie i nie zdążyłam fotki strzelić.
Może jutro wrzucę coś.
Miłego wieczoru!
Nie obiecuję, jednak postaram się wrócić do świata blogowego. Brakuje mi tego. Nie będę się tłumaczyć dlaczego mnie nie było, bo wiadomo znów to samo za dużo pracy, brak siły itp, itd.
Obecny temat jak widzicie w opisie.
Nie wiem kiedy obcinać pierwszy raz włoski dziecku??? Moja mama mówi, że nie przed ukończeniem pierwszego roczku przez dziecko. Jaś ma 9 miesięcy i nie ma nie wiadomo jak długich włosków, tzn. nie wygląda jak dziewczynka. Jednak grzywka jest troszkę dłuższa i chętnie bym ją obcięła lekko, bo włoski są normalne a grzywkę to niedługo będę spinać. No głupio to wygląda.
I teraz nie wiem? Poradźcie mi lub podzielcie się swoimi spostrzeżeniami w tym temacie? Obciąć czy nie?
A jak Wam idą przygotowania przedświąteczne?
Bo ja jakoś w tym roku świąt nie czuję. W zeszłym roku byłam w ciąży i z nudów już 2 tygodnie przed przystroiłam pokój a teraz jeszcze nic.No może nie do końca. Kupiłam w Biedronce fajną girlandę za 29 zł i ją powiesiłam na okno. To takie sople białe. Można na zewnątrz ale ja wolę w środku. Jaś zainteresował się tym żywo. Jednak padły mi baterie w aparacie i nie zdążyłam fotki strzelić.
Może jutro wrzucę coś.
Miłego wieczoru!
poniedziałek, 9 grudnia 2013
STOP IT !
Hejka!
Zima opanowała nas na amen!
Ja to w ogóle odcięta od świata. Od czwartku nie mieliśmy światła, zasypało nas. Nie można było wyjechać nigdzie. Dopiero w sobotę mój M. poprosił jednego gościa żeby nam odśnieżył, bo na Gminę nie ma co liczyć w tej kwestii. Mieszkamy na wybudowaniu i ważniejsze, że odśnieżą w wioskach bo tam więcej potencjalnych wyborców. Ale nie o tym!
I tak właśnie jak nas zasypało to ja stanęłam! Powiedziałam STOP IT!
Zaczęłam myśleć. I zdałam sobie sprawę, że w zeszłym roku o tej porze byłam w ciąży, nie pędziłam nigdzie. Zatęskniłam za tym czasem kiedy czułam więź z Jaśkiem i mój mąż też był bliżej nas. A teraz to Jaś już ma 9 miesięcy. Ja ciągle praca. M to samo. Ciągle plany a to by można zrobić, a tamto. I czasami nie mamy czasu w ogóle dla siebie. Może w święta.....
I tak czekam tych świąt..........
Buziaki!
Zima opanowała nas na amen!
Ja to w ogóle odcięta od świata. Od czwartku nie mieliśmy światła, zasypało nas. Nie można było wyjechać nigdzie. Dopiero w sobotę mój M. poprosił jednego gościa żeby nam odśnieżył, bo na Gminę nie ma co liczyć w tej kwestii. Mieszkamy na wybudowaniu i ważniejsze, że odśnieżą w wioskach bo tam więcej potencjalnych wyborców. Ale nie o tym!
I tak właśnie jak nas zasypało to ja stanęłam! Powiedziałam STOP IT!
Zaczęłam myśleć. I zdałam sobie sprawę, że w zeszłym roku o tej porze byłam w ciąży, nie pędziłam nigdzie. Zatęskniłam za tym czasem kiedy czułam więź z Jaśkiem i mój mąż też był bliżej nas. A teraz to Jaś już ma 9 miesięcy. Ja ciągle praca. M to samo. Ciągle plany a to by można zrobić, a tamto. I czasami nie mamy czasu w ogóle dla siebie. Może w święta.....
I tak czekam tych świąt..........
Buziaki!
niedziela, 27 października 2013
W końcu chrzciny............ po 8 miesiącach
Hejka!
Długo mnie nie było i wiem, że przez to nie chcecie do mnie zaglądać. Jednak nie mam czasu. Praca i Jaś absorbują mnie na tyle, że nie mam czasu na nic więcej. A jeśli mam chwilkę to wolę się wyspać lub odpocząć.
Jaś rośnie tak szybko! Chcę z nim też spędzić jak najwięcej czasu, żeby jednak wiedział, że ma mamę. A może on mnie wcale nie potrzebuje. A ja jego?! Dziś właśnie było takie kazanie w kościele o tym, że gdyby nie dzieci to rodzice byliby nieszczęśliwi. I zdałam sobie sprawę jak bardzo kocham tego mojego bączka! Nie wiem jak żyłam gdy go nie było. I tak myślę, że ja jestem potrzebna jemu,żeby go kochać i sprawować opiekę ale bardziej potrzebowałam jego. Miałam w sobie takie pokłady miłości, że chyba bym wybuchła. Męża kocham ale wiadomo to nie to samo. Moja rodzinka wiadomo też nie dawała mi nigdy miłości. Rodzice wychowywali bez miłości. Nigdy nie usłyszałam słów "Kocham Cię".
Można by powiedzieć, że wyrosnę na zimną zołzę. Ale ja mam w sobie takie pokłady nieodkrytej miłości. Nawet sobie tego sama nie wyobrażałam.
Cieszę się, bo miłość do Jaśka każe mi codziennie wstawać, mimo, iż zimno na dworze. Idę do pracy z radością. Dzieci w pracy też dają mi dużo radości. Nie mogę się doczekać jak wrócę i zobaczę Jego uśmiech, ten błysk w oczku.
Aż się zaraz sama popłaczę.
Ale dobra. Dość tego rozczulania!
Poza tym właśnie o chrzcinach. Za 2 tygodnie mamy chrzciny Jaśka. Chrzestni wybrani. Jednak nie ci, którzy mieli być początkowo. Jednak uważam, że wyboru dokonaliśmy doskonałego. Moim zdaniem lepiej mieć rodziców chrzestnych, takich którzy się interesują a nie takich, którym to że są chrzestnymi kojarzy się tylko z obecnością na chrzcinach, przyjęciu, ślubie. Ja miałam takich i szczerze wolałabym, żeby ich nie było wcale. Nawet teraz się nie odzywają. A mieszkają blisko.
Mam nadzieję, że kontakt z rodzicami chrzestnymi Jaśka się nie urwie i będą się interesować naszym bąbelkiem, pomagać mu w życiowych wyborach. A nie daj Boże kiedyś jakby nas zabrakło się zajmą nim. Jasiek jak kiedyś to przeczytasz to mam nadzieję, że docenisz wybór matki i ojca.
Pamiętaj, że kochamy Cię!
A ja póki mi starczy sił będę Ci to okazywać i mówić.
Boję się tylko, żeby nie zadusić go tą miłością, bo przegięcie w jedną lub drugą stronę nie jest dobre!
Długo mnie nie było i wiem, że przez to nie chcecie do mnie zaglądać. Jednak nie mam czasu. Praca i Jaś absorbują mnie na tyle, że nie mam czasu na nic więcej. A jeśli mam chwilkę to wolę się wyspać lub odpocząć.
Jaś rośnie tak szybko! Chcę z nim też spędzić jak najwięcej czasu, żeby jednak wiedział, że ma mamę. A może on mnie wcale nie potrzebuje. A ja jego?! Dziś właśnie było takie kazanie w kościele o tym, że gdyby nie dzieci to rodzice byliby nieszczęśliwi. I zdałam sobie sprawę jak bardzo kocham tego mojego bączka! Nie wiem jak żyłam gdy go nie było. I tak myślę, że ja jestem potrzebna jemu,żeby go kochać i sprawować opiekę ale bardziej potrzebowałam jego. Miałam w sobie takie pokłady miłości, że chyba bym wybuchła. Męża kocham ale wiadomo to nie to samo. Moja rodzinka wiadomo też nie dawała mi nigdy miłości. Rodzice wychowywali bez miłości. Nigdy nie usłyszałam słów "Kocham Cię".
Można by powiedzieć, że wyrosnę na zimną zołzę. Ale ja mam w sobie takie pokłady nieodkrytej miłości. Nawet sobie tego sama nie wyobrażałam.
Cieszę się, bo miłość do Jaśka każe mi codziennie wstawać, mimo, iż zimno na dworze. Idę do pracy z radością. Dzieci w pracy też dają mi dużo radości. Nie mogę się doczekać jak wrócę i zobaczę Jego uśmiech, ten błysk w oczku.
Aż się zaraz sama popłaczę.
Ale dobra. Dość tego rozczulania!
Poza tym właśnie o chrzcinach. Za 2 tygodnie mamy chrzciny Jaśka. Chrzestni wybrani. Jednak nie ci, którzy mieli być początkowo. Jednak uważam, że wyboru dokonaliśmy doskonałego. Moim zdaniem lepiej mieć rodziców chrzestnych, takich którzy się interesują a nie takich, którym to że są chrzestnymi kojarzy się tylko z obecnością na chrzcinach, przyjęciu, ślubie. Ja miałam takich i szczerze wolałabym, żeby ich nie było wcale. Nawet teraz się nie odzywają. A mieszkają blisko.
Mam nadzieję, że kontakt z rodzicami chrzestnymi Jaśka się nie urwie i będą się interesować naszym bąbelkiem, pomagać mu w życiowych wyborach. A nie daj Boże kiedyś jakby nas zabrakło się zajmą nim. Jasiek jak kiedyś to przeczytasz to mam nadzieję, że docenisz wybór matki i ojca.
Pamiętaj, że kochamy Cię!
A ja póki mi starczy sił będę Ci to okazywać i mówić.
Boję się tylko, żeby nie zadusić go tą miłością, bo przegięcie w jedną lub drugą stronę nie jest dobre!
piątek, 4 października 2013
Tired but also happy
Jak Wam minął tydzień, bo mi na prawdę pracowicie. Od poniedziałku do czwartku do pracy. Na szczęście piątki mam wolne. Jednak nie pospałam dziś dłużej, jak planowałam. Jaś już od 6 rano zaczął gaworzyć. Wzięłam go do siebie w nadziei, że zaśnie. Niestety nie udało się. Zaczął się wspinać na mnie, ciągnąć mnie za włosy i krzyczeć. Z rana ma tyle energii i ciągle gada i krzyczy. Ale i tak go kocham. Ostatnio na tapecie ma da-da i na-na. Czasem powie eeeee. Nie mamy jeszcze żadnego ząbka, mimo, iż lekarz zapowiadał już miesiąc temu, że dziąsełka opuchnięte. Jaś jest coraz mądrzejszy i wesolutki. W końcu ma już siedem miesięcy we wtorek.
Poza tym u nas nic nowego. Dostaliśmy pozwolenie na budowę domu. Jestem przeszczęśliwa, bo mieliśmy z tym nie mało zamieszania. Ciągle czegoś im brakowało w urzędzie i mało brakowało, abyśmy musieli jeszcze raz składać dokumenty. A to kolejne dwa miesiące czekania. Ale spięłam poślady i jakoś daliśmy radę.
Teraz tylko zacząć. Jestem szczęśliwa, że już coraz bliżej spełnienia moich, naszych marzeń.
A TO RĄCZKA MOJEGO SKARBA........ KOCHAM
niedziela, 29 września 2013
Biżu-Moja miłość
Hej!
Wchodząc dziś na You Tuba zerknęłam przypadkiem na reklamę,która pokazała się z boku. Weszłam na tę stronkę i zakochałam się i uważam, że warto coś takiego polecić. Więc polecam Wam stronkę Vezzi.pl. Są tam świetne i nie drogie rzeczy, oczywiście biżuteria. Już się napaliłam na kilka naszyjników. Mam ich sporo w mojej szafie i przyznam, że niektóre kupiłam tylko dlatego, że mi się spodobały. No cóż! Na uzależnienia nic nie poradzę.
Już nie mogę się doczekać pierwszej wypłaty. Wiadomo wydatków jest masa i u mnie bywa to tak, że jeszcze nie zarobiłam a już wiem na co wydam. Jednak obiecuję sobie, że nie zapomnę też o sobie i postaram sobie kupić choć jedną rzecz, nie tylko naszyjnik, może jakieś ciuszki też tylko tak dla mnie. Żebym w końcu miała też jakąś motywację do pracy! No, nie?! A jak to jest u Was? Macie jakieś uzależnienia, w tym pozytywnym sensie oczywiście?Sprawiacie sobie czasem przyjemność?
A tu kilka moich typów naszyjników. Na któryś się na pewno zdecyduję.
Wchodząc dziś na You Tuba zerknęłam przypadkiem na reklamę,która pokazała się z boku. Weszłam na tę stronkę i zakochałam się i uważam, że warto coś takiego polecić. Więc polecam Wam stronkę Vezzi.pl. Są tam świetne i nie drogie rzeczy, oczywiście biżuteria. Już się napaliłam na kilka naszyjników. Mam ich sporo w mojej szafie i przyznam, że niektóre kupiłam tylko dlatego, że mi się spodobały. No cóż! Na uzależnienia nic nie poradzę.
Już nie mogę się doczekać pierwszej wypłaty. Wiadomo wydatków jest masa i u mnie bywa to tak, że jeszcze nie zarobiłam a już wiem na co wydam. Jednak obiecuję sobie, że nie zapomnę też o sobie i postaram sobie kupić choć jedną rzecz, nie tylko naszyjnik, może jakieś ciuszki też tylko tak dla mnie. Żebym w końcu miała też jakąś motywację do pracy! No, nie?! A jak to jest u Was? Macie jakieś uzależnienia, w tym pozytywnym sensie oczywiście?Sprawiacie sobie czasem przyjemność?
A tu kilka moich typów naszyjników. Na któryś się na pewno zdecyduję.
sobota, 28 września 2013
Bednarek-"Cisza"
"Te chwile są z nami
I nikt nie zabierze nam ich
Dopóki jesteśmy tacy sami"
Bednarek-"Cisza"
Uwielbiam tę piosenkę!!!!
Długo mnie nie było. Rozumiecie jednak?!
Praca, dom, Jaś.
Muszę się teraz wdrożyć do tego mojego nowego systemu funkcjonowania. A to nie jest łatwe. Z jednej strony uwielbiam swoją pracę. Bardzo się cieszę, jeśli dzieciaki wychodzą z moich zajęć zadowolone. Z drugiej zaś nie uśmiecha mi się rozstawać z Jaśkiem. No ale więcej jest tych plusów niż minusów i praca wygrywa.
Pracuję też tylko 4 dni w tygodniu po 5 godzin. Tyle że marnuję 2 godziny na dojazdy do pracy i z powrotem. W tym dowożenie Jaśka do opiekunki.
Piątki mam wolne bo od drugiego semestru chcę kontynuować studia i je wreszcie dokończyć. Jak na razie piątki są przeznaczone na zaległości tygodnia: pranie, sprzątanie, zabawy z Jaśkiem, wylegiwanie się w łóżku jak długo się da. Chociaż teraz nie lubię marnować czasu na sen. Przecież już i tak przesypiamy połowę życia....
Wczoraj byliśmy u potencjalnych rodziców chrzestnych Jaśka. Zapytaliśmy ich czy zechcieli by zostać jego chrzestnymi. Zgodzili się! Z tego bardzo się cieszę. Myślę, że lepszych chrzestnych nie mogliśmy mu wybrać. Aśka jest szczera tak jak ja, dlatego ją cenię. Poza tym uwielbia dzieci.A Krystian, jej przyszły mąż, bardzo zaradny i myślę, że nie da sobie nikomu wejść na głowę.
Więc w razie jakby nie daj Boże nas miało zabraknąć, nie będę się bała o przyszłość mojego synka.
Chrzciny miały być za tydzień ale szybciej nam się nie udało zapytać chrzestnych i uważam, że nie ma się co spieszyć. U nas w parafii jest tak, że chrzciny są w pierwszą sobotę lub niedzielę miesiąca.
Niektórzy z Was powiedzą pewnie, że to późno. Ale wcześniej mój ojciec był chory, potem pogrzeb, potem żniwa, teraz praca.
Jaś będzie miał 8 miesięcy w dniu chrzcin. Dla jednych to dużo, inni mówią jak kto woli....
A jakie jest wasze zdanie???? Kiedy chrzciliście swoje dzieci?
I nikt nie zabierze nam ich
Dopóki jesteśmy tacy sami"
Bednarek-"Cisza"
Uwielbiam tę piosenkę!!!!
Długo mnie nie było. Rozumiecie jednak?!
Praca, dom, Jaś.
Muszę się teraz wdrożyć do tego mojego nowego systemu funkcjonowania. A to nie jest łatwe. Z jednej strony uwielbiam swoją pracę. Bardzo się cieszę, jeśli dzieciaki wychodzą z moich zajęć zadowolone. Z drugiej zaś nie uśmiecha mi się rozstawać z Jaśkiem. No ale więcej jest tych plusów niż minusów i praca wygrywa.
Pracuję też tylko 4 dni w tygodniu po 5 godzin. Tyle że marnuję 2 godziny na dojazdy do pracy i z powrotem. W tym dowożenie Jaśka do opiekunki.
Piątki mam wolne bo od drugiego semestru chcę kontynuować studia i je wreszcie dokończyć. Jak na razie piątki są przeznaczone na zaległości tygodnia: pranie, sprzątanie, zabawy z Jaśkiem, wylegiwanie się w łóżku jak długo się da. Chociaż teraz nie lubię marnować czasu na sen. Przecież już i tak przesypiamy połowę życia....
Wczoraj byliśmy u potencjalnych rodziców chrzestnych Jaśka. Zapytaliśmy ich czy zechcieli by zostać jego chrzestnymi. Zgodzili się! Z tego bardzo się cieszę. Myślę, że lepszych chrzestnych nie mogliśmy mu wybrać. Aśka jest szczera tak jak ja, dlatego ją cenię. Poza tym uwielbia dzieci.A Krystian, jej przyszły mąż, bardzo zaradny i myślę, że nie da sobie nikomu wejść na głowę.
Więc w razie jakby nie daj Boże nas miało zabraknąć, nie będę się bała o przyszłość mojego synka.
Chrzciny miały być za tydzień ale szybciej nam się nie udało zapytać chrzestnych i uważam, że nie ma się co spieszyć. U nas w parafii jest tak, że chrzciny są w pierwszą sobotę lub niedzielę miesiąca.
Niektórzy z Was powiedzą pewnie, że to późno. Ale wcześniej mój ojciec był chory, potem pogrzeb, potem żniwa, teraz praca.
Jaś będzie miał 8 miesięcy w dniu chrzcin. Dla jednych to dużo, inni mówią jak kto woli....
A jakie jest wasze zdanie???? Kiedy chrzciliście swoje dzieci?
niedziela, 15 września 2013
Don't worry-wish to say be happy
j!
Pytałyście jaką pracę dostałam. Więc myślę że mogę się pochwalić. Będę pracować z dziećmi jako nauczyciel j.angielskiego w prywatnej szkole językowej.
Uczyłam już w Gimnazjum a teraz będą to dzieci przedszkolne, szkolne i gimnazjalne również. Wszystkie grupy wiekowe. Jest to dla mnie nie lada wyzwanie. Podejrzewam, że na początku będzie ciężko: nowe obowiązki, mniej czasu na dom, Jaśka. O mężu nie wspominam, bo ostatnio on nie ma dla mnie w ogóle czasu. Nie wspomnę o tym, że nie bawi się prawie wcale z Jasiem. Jak raz został z nim sam na kilka godzin, bo jechałam na zakupy to był wielce obrażony, bo ma tyle pracy że nie ma czasu dla syna. Ja już nie wiem jak mu to przetłumaczyć żeby zrozumiał. Mam nadzieję, że jak ja pójdę do tej pracy on otworzy oczy i zobaczy jak było fajnie jak wszystko miał podane na tacy. Z drugiej strony boję się, że to na mnie spadną te obowiązki dodatkowe, a praca będzie tylko kolejnym. I kto na tym ucierpi to tylko Jaś. Wiem też, że jeśli nie pójdę do pracy to będę miała doła i poczucie niższości.
Nie mogę być zależna od nikogo, nawet od męża. Chcę móc sama o sobie decydować i mieć poczucie wartości. Bo skoro ja będę się doceniać to może inni też zaczną.
Dziś zaczynam pracę. Co prawda mam na 15.00 i jak na razie tylko półtora godziny. Związane jest to z tym, że nie ma jeszcze grafiku dla tych dzieci. W przyszłym tygodniu zaczynam jednak normalnie pełen wymiar czyli 5 godzin dziennie.
Jestem zła na męża i samą siebie, bo wczoraj pojechaliśmy do rodziny na obiad, mieliśmy być tylko max. do 17. Mój mąż nie mógł się oderwać i zrobiła się 18:30 zanim wyjechaliśmy. Potem jeszcze chciał wjechać do siebie do rodziców po jakąś rzecz i zrobiła się 21:00. Jak wróciliśmy on poszedł do naszej trzody robić a ja musiałam Jaśka wykąpać, ogarnąć troszkę, upiekłam mięso co miało być na obiad. Odmroziłam i musiałam już je upiec bo by się zmarnowało i zrobiła się godzina 24:00. A ja jeszcze miałam się przygotować do zajęć dzisiejszych. No ale nie dałam rady. W nocy Jaś jak na złość płakał co chwilka bo ma katar i nosek zapchany cały czas. Jak nie może już oddychać to płacze. Ja mu odciągam Fridą to też ryczy wniebogłosy. Teraz M. jechał do pracy, ja nakarmiłam Jaśka, odciągnęłam ten nosek, zakropiłam i uspałam. Chcę dokończyć tego posta, którego piszę od dwóch dni i zabieram się do pracy bo ok 13:00 muszę wyjechać bo jeszcze Jaśka do opiekunki odwieźć.
Jestem zmęczona i niewyspana. Nie chce mi się ale muszę się przemóc. Liczę że jak się wdrożę w ten system to będzie ok. Jak na razie na pewno będzie ciężko się samej mobilizować. Bo na mężnego nie mam co w tej kwestii liczyć.
Może wy przynajmniej trzymajcie kciuki.
Buźka!
Pytałyście jaką pracę dostałam. Więc myślę że mogę się pochwalić. Będę pracować z dziećmi jako nauczyciel j.angielskiego w prywatnej szkole językowej.
Uczyłam już w Gimnazjum a teraz będą to dzieci przedszkolne, szkolne i gimnazjalne również. Wszystkie grupy wiekowe. Jest to dla mnie nie lada wyzwanie. Podejrzewam, że na początku będzie ciężko: nowe obowiązki, mniej czasu na dom, Jaśka. O mężu nie wspominam, bo ostatnio on nie ma dla mnie w ogóle czasu. Nie wspomnę o tym, że nie bawi się prawie wcale z Jasiem. Jak raz został z nim sam na kilka godzin, bo jechałam na zakupy to był wielce obrażony, bo ma tyle pracy że nie ma czasu dla syna. Ja już nie wiem jak mu to przetłumaczyć żeby zrozumiał. Mam nadzieję, że jak ja pójdę do tej pracy on otworzy oczy i zobaczy jak było fajnie jak wszystko miał podane na tacy. Z drugiej strony boję się, że to na mnie spadną te obowiązki dodatkowe, a praca będzie tylko kolejnym. I kto na tym ucierpi to tylko Jaś. Wiem też, że jeśli nie pójdę do pracy to będę miała doła i poczucie niższości.
Nie mogę być zależna od nikogo, nawet od męża. Chcę móc sama o sobie decydować i mieć poczucie wartości. Bo skoro ja będę się doceniać to może inni też zaczną.
Dziś zaczynam pracę. Co prawda mam na 15.00 i jak na razie tylko półtora godziny. Związane jest to z tym, że nie ma jeszcze grafiku dla tych dzieci. W przyszłym tygodniu zaczynam jednak normalnie pełen wymiar czyli 5 godzin dziennie.
Jestem zła na męża i samą siebie, bo wczoraj pojechaliśmy do rodziny na obiad, mieliśmy być tylko max. do 17. Mój mąż nie mógł się oderwać i zrobiła się 18:30 zanim wyjechaliśmy. Potem jeszcze chciał wjechać do siebie do rodziców po jakąś rzecz i zrobiła się 21:00. Jak wróciliśmy on poszedł do naszej trzody robić a ja musiałam Jaśka wykąpać, ogarnąć troszkę, upiekłam mięso co miało być na obiad. Odmroziłam i musiałam już je upiec bo by się zmarnowało i zrobiła się godzina 24:00. A ja jeszcze miałam się przygotować do zajęć dzisiejszych. No ale nie dałam rady. W nocy Jaś jak na złość płakał co chwilka bo ma katar i nosek zapchany cały czas. Jak nie może już oddychać to płacze. Ja mu odciągam Fridą to też ryczy wniebogłosy. Teraz M. jechał do pracy, ja nakarmiłam Jaśka, odciągnęłam ten nosek, zakropiłam i uspałam. Chcę dokończyć tego posta, którego piszę od dwóch dni i zabieram się do pracy bo ok 13:00 muszę wyjechać bo jeszcze Jaśka do opiekunki odwieźć.
Jestem zmęczona i niewyspana. Nie chce mi się ale muszę się przemóc. Liczę że jak się wdrożę w ten system to będzie ok. Jak na razie na pewno będzie ciężko się samej mobilizować. Bo na mężnego nie mam co w tej kwestii liczyć.
Może wy przynajmniej trzymajcie kciuki.
Buźka!
czwartek, 12 września 2013
I na dodatek.......
Hej!
Widzę, że już zapomnieliście/niałyście o mnie. Sama się jednak nie dziwię. Ja jednak postanawiam wrócić. Teraz jesień na horyzoncie i myślę, że więcej czasu będę miała dla siebie. Dziś o dziwo Jaś szybko zasnął, bo ok. 19:30. Na dworze leje więc nawet nie wychodzę. Wczoraj i w poniedziałek chodziłam po deszczu, zrywałam śliwki. Troszkę przemokłam. I dziś czuję dreszcze po plecach mi chodzą. Szybko zrobiłam sobie "Choligrip", potem cytrynę z sokiem malinowym i za chwilkę chyba jeszcze zrobię sobie gorącą kąpiel a potem szybciutko do łóżka. Przecież nie mogę teraz złapać żadnego przeziębienia. W przyszłym tygodniu zaczynam pracę. Co prawda miało być na cały etat ale przez te pokichane ustawy nie będę mogła pracować 5 dni w tygodniu. W dwa dni szału nie zarobię, ale wiadomo lepszy rydz niż nic. A tak na serio nic nie tracę. I tak siedzę w domu, nudzę się, narzekam mężowi, że nie mam możliwości rozwoju. A tak przynajmniej przez te dwa dni pójdę do ludzi. Jaś w tym czasie będzie u teściowej. Boję się tego ale może nie będzie tak źle. No i będę miała kasę na własne wydatki i Jaśka potrzeby co najmniej. Wkurza mnie jak Mirek ciągle stęka, że nie ma kasy. A ja na prawdę nie wydaję na pierdoły. Jednak na artykułach spożywczych nie będę oszczędzać. Chociaż i tak patrzę na ceny jak mogę. No ale jeść trzeba. Mój mąż to by nie musiał. Jemu wystarczy kawa, papieros i za jedzenie wolałby kupować jakieś graty lub części. Ja wiem, że niektóre rzeczy są potrzebne mu ale no bez przesady. Ja nie będę głodować żeby on miał na nowe maszyny. Zresztą pozostałe pieniądze wydaję na Jaśka, jego mleko, kaszki, obiady, ciuszki. A sama sobie kupiłam tylko ostatnio nową torebkę. Pozostałe ciuchy kupuję z sh.
Widzę, że już zapomnieliście/niałyście o mnie. Sama się jednak nie dziwię. Ja jednak postanawiam wrócić. Teraz jesień na horyzoncie i myślę, że więcej czasu będę miała dla siebie. Dziś o dziwo Jaś szybko zasnął, bo ok. 19:30. Na dworze leje więc nawet nie wychodzę. Wczoraj i w poniedziałek chodziłam po deszczu, zrywałam śliwki. Troszkę przemokłam. I dziś czuję dreszcze po plecach mi chodzą. Szybko zrobiłam sobie "Choligrip", potem cytrynę z sokiem malinowym i za chwilkę chyba jeszcze zrobię sobie gorącą kąpiel a potem szybciutko do łóżka. Przecież nie mogę teraz złapać żadnego przeziębienia. W przyszłym tygodniu zaczynam pracę. Co prawda miało być na cały etat ale przez te pokichane ustawy nie będę mogła pracować 5 dni w tygodniu. W dwa dni szału nie zarobię, ale wiadomo lepszy rydz niż nic. A tak na serio nic nie tracę. I tak siedzę w domu, nudzę się, narzekam mężowi, że nie mam możliwości rozwoju. A tak przynajmniej przez te dwa dni pójdę do ludzi. Jaś w tym czasie będzie u teściowej. Boję się tego ale może nie będzie tak źle. No i będę miała kasę na własne wydatki i Jaśka potrzeby co najmniej. Wkurza mnie jak Mirek ciągle stęka, że nie ma kasy. A ja na prawdę nie wydaję na pierdoły. Jednak na artykułach spożywczych nie będę oszczędzać. Chociaż i tak patrzę na ceny jak mogę. No ale jeść trzeba. Mój mąż to by nie musiał. Jemu wystarczy kawa, papieros i za jedzenie wolałby kupować jakieś graty lub części. Ja wiem, że niektóre rzeczy są potrzebne mu ale no bez przesady. Ja nie będę głodować żeby on miał na nowe maszyny. Zresztą pozostałe pieniądze wydaję na Jaśka, jego mleko, kaszki, obiady, ciuszki. A sama sobie kupiłam tylko ostatnio nową torebkę. Pozostałe ciuchy kupuję z sh.
środa, 11 września 2013
Pół roczku Jaśka!
Hej!
Wiem, że długo mnie tu nie było, ale po prostu dużo się w moim życiu dzieje. No i Jaś zabiera mi mnóstwo czasu. A chcę z nim go spędzić jak najwięcej mogę, gdyż niedługo może pójdę do pracy. Tak przynajmniej planuję!
Kilka razy pisałam tu posty ale nie chciały się dodać i zwątpiłam.
Ósmego września Jaś skończył już pół roczku. Rozwija się książkowo jak to mówi nasz doktorek. Przeszliśmy też już pierwszą trzydniówkę. Lekarz stwierdził, że to angina i dał antybiotyk, jednak ja uważam, że była to trzydniówka. Gdyż Jaś szybko pokonał gorączkę w ciągu 3 dni utrzymywała się bardzo wysoko a potem jakby palcem odjął -nic. No i po tych trzech dniach wysypka.
Dawałam jednak ten antybiotyk przez 7 dni tak jak kazał lekarz.
Dajemy już Jaśkowi obiadki. Gotuję sama. Wolę żeby jadł zdrowo, a ja jednak wiem co tam gotuję.
Jaś już sam siedzi stabilnie jak go posadzę ale sam usiąść jeszcze nie umie jak się przewróci.
A chyba powinien to sam robić. Jak kładę go na kanapie i obkładam poduchami to się turla i już jakby raczkował do tyłu i na boki też się przemieszcza. Tyle że jeszcze słabo pupę przy tym unosi ale już się potrafi przemieścić z jednej strony kanapy na drugą. Kocham go coraz bardziej. Uwielbiam się z nim bawić, kocham jak się śmieje. Chciałabym z nim być jak najdłużej w domu. Ale z drugiej strony wizja własnego domu i chęć rozwijania się są równie silne. Postanowiłam więc poszukać pracy. Byłam na kilku rozmowach i mam nadzieję, że się któryś z pracodawców odezwie. Trzymajcie kciuki.
Wiem, że długo mnie tu nie było, ale po prostu dużo się w moim życiu dzieje. No i Jaś zabiera mi mnóstwo czasu. A chcę z nim go spędzić jak najwięcej mogę, gdyż niedługo może pójdę do pracy. Tak przynajmniej planuję!
Kilka razy pisałam tu posty ale nie chciały się dodać i zwątpiłam.
Ósmego września Jaś skończył już pół roczku. Rozwija się książkowo jak to mówi nasz doktorek. Przeszliśmy też już pierwszą trzydniówkę. Lekarz stwierdził, że to angina i dał antybiotyk, jednak ja uważam, że była to trzydniówka. Gdyż Jaś szybko pokonał gorączkę w ciągu 3 dni utrzymywała się bardzo wysoko a potem jakby palcem odjął -nic. No i po tych trzech dniach wysypka.
Dawałam jednak ten antybiotyk przez 7 dni tak jak kazał lekarz.
Dajemy już Jaśkowi obiadki. Gotuję sama. Wolę żeby jadł zdrowo, a ja jednak wiem co tam gotuję.
Jaś już sam siedzi stabilnie jak go posadzę ale sam usiąść jeszcze nie umie jak się przewróci.
A chyba powinien to sam robić. Jak kładę go na kanapie i obkładam poduchami to się turla i już jakby raczkował do tyłu i na boki też się przemieszcza. Tyle że jeszcze słabo pupę przy tym unosi ale już się potrafi przemieścić z jednej strony kanapy na drugą. Kocham go coraz bardziej. Uwielbiam się z nim bawić, kocham jak się śmieje. Chciałabym z nim być jak najdłużej w domu. Ale z drugiej strony wizja własnego domu i chęć rozwijania się są równie silne. Postanowiłam więc poszukać pracy. Byłam na kilku rozmowach i mam nadzieję, że się któryś z pracodawców odezwie. Trzymajcie kciuki.
piątek, 5 lipca 2013
MEMENTO MORI
Hej!
Wiem, że dawno mnie nie było, ale 25.06. zmarł mój ojciec. Cała procedura i pogrzeb spadł na mnie, stąd brak czasu. Zaglądałam na Wasze blogi wieczorami ale tylko po to by się odstresować, czymś innym zająć myśli.
Ojciec zmarł w szpitalu. Był już podłączony ostatnio pod tlenem i samymi kroplówkami. Mieliśmy już załatwiony transport do ZOL-u ale w piątek stan się pogorszył, wdała się infekcja układu moczowego i we wtorek nastąpił zgon. Jeszcze w poniedziałek byłam u niego z siostrą, gdyż byłyśmy pewne że się poprawi. Ale niestety.
Moja rodzinka oczywiście zrobiła mi wielką aferę, że to moja wina, że zmarł. Ponoć opiekowaliśmy się nim tak, że lepiej by wyszedł na tym jakby leżał na chodniku . Jednak najłatwiej jest oceniać kogoś jak się samemu nic nie zrobiło. Co do pogrzebu też nikt się nie zainteresował. A potem tylko pretensje, że sama podjęłam wszystkie decyzje. Ale to już temat na osobnego posta. Mam nadzieję, że wieczorem go skrobnę. A tymczasem miłego dnia.
Wiem, że dawno mnie nie było, ale 25.06. zmarł mój ojciec. Cała procedura i pogrzeb spadł na mnie, stąd brak czasu. Zaglądałam na Wasze blogi wieczorami ale tylko po to by się odstresować, czymś innym zająć myśli.
Ojciec zmarł w szpitalu. Był już podłączony ostatnio pod tlenem i samymi kroplówkami. Mieliśmy już załatwiony transport do ZOL-u ale w piątek stan się pogorszył, wdała się infekcja układu moczowego i we wtorek nastąpił zgon. Jeszcze w poniedziałek byłam u niego z siostrą, gdyż byłyśmy pewne że się poprawi. Ale niestety.
Moja rodzinka oczywiście zrobiła mi wielką aferę, że to moja wina, że zmarł. Ponoć opiekowaliśmy się nim tak, że lepiej by wyszedł na tym jakby leżał na chodniku . Jednak najłatwiej jest oceniać kogoś jak się samemu nic nie zrobiło. Co do pogrzebu też nikt się nie zainteresował. A potem tylko pretensje, że sama podjęłam wszystkie decyzje. Ale to już temat na osobnego posta. Mam nadzieję, że wieczorem go skrobnę. A tymczasem miłego dnia.
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Truskawkowe ciastko
Hej!
Weekend był wyczerpujący. Mieliśmy gości, a jeszcze Jaś mi się znowu zakatarzył. W piątek i sobotę byliśmy w tzw. "rozjazdach" i podejrzewam, że to przez to. Wiadomo: pogoda parna, w samochodzie ciepło, jak wyszliśmy to zawiało, gdzieś przewiało i tyle. Skutek :Jaś zakatarzony, a ja zmęczona.Sama mam zapchane zatoki i się źle czuję a jeszcze teraz jego odciągać Fridą i w nocy go tulić, bo biedaczek się budzi jak nie może już oddychać i płacze wniebogłosy. Niby to dobrze, że płacze, bo przez łzy rozrzedza się wydzielina w nosku. Ale serce matki pęka. Nie wiem jak bym sobie poradziła jakby on był bardziej chory. Podziwiam niektóre matki, których maleństwa po szpitalach muszą jeździć wkółko. Dziś byłam z Jaśkiem w Słupsku na badaniu bioderek. Wszystko OK. I moim zdaniem to jest żenada, że trzeba jechać ok 100 km w jedną stronę na 5-cio minutowe badanie. Mój mąż ledwo zdążył skorzystać z toalety a my byliśmy już załatwieni! Potem byliśmy u lekarza z tym katarkiem. Bo ja tam wolę dmuchać na zimne. Jak już byliśmy po drodze to lepiej wejść, niż potem się martwić. Lekarz stwierdził, że "nie ma co panikować"!!!! A ja mu na to, że nie panikuję, tylko martwię się o swoje dziecko. Tym bardziej, że lekka gorączka wczoraj była. Zapisał kropelki i coś na wzmocnienie i tyle. Ale ważne że go osłuchał, bo mały kaszlał, ale to chyba tylko przez tą wydzielinę spływającą po gardle.
Mój maż pojechał do teściów coś tam naprawiać w samochodzie i mam nadzieję, ze przywiezie mi truskawki, co będę mogła robić weki i dżemy. Uwielbiamy truskawki! Zawsze zimą, do obiadku, zajadamy się kompotami. No i dżemy do naleśników! Mmmmm! Pycha!
Moja trzepnięta siostra ma u nas na polu truskawki, dość dużo, ale nie mam zamiaru od niej brać, tym bardziej kupować. Mogłabym sobie swoje zasadzić, ale widzę ile pracy to kosztuje teściową. Siedzi i wkółko pieli te chwasty, a zyski to nie są jakieś oszałamiające. Więc ja wygodzińska(mam dość roboty w gospodarstwie) wolę sobie kupić. Może jak postawimy już dom to zrobię sobie ogródek, coby Jaś mógł biegać po świeże owoce i warzywa.
Upiekłam też biszkopt! Czekam teraz na truskawki i zaleję to galaretką! Pycha! Uwielbiam!
NO i długo nic nie piekłam. Trzeba nadrobić.
Z innych wieści dziś mieli ojca zawieźć do Zakładu Opiekuńczego, ale wdała się infekcja ogólnoustrojowa i teraz nie wiadomo. Jego stan jest zły i nie wiadomo czy przeżyje.
Weekend był wyczerpujący. Mieliśmy gości, a jeszcze Jaś mi się znowu zakatarzył. W piątek i sobotę byliśmy w tzw. "rozjazdach" i podejrzewam, że to przez to. Wiadomo: pogoda parna, w samochodzie ciepło, jak wyszliśmy to zawiało, gdzieś przewiało i tyle. Skutek :Jaś zakatarzony, a ja zmęczona.Sama mam zapchane zatoki i się źle czuję a jeszcze teraz jego odciągać Fridą i w nocy go tulić, bo biedaczek się budzi jak nie może już oddychać i płacze wniebogłosy. Niby to dobrze, że płacze, bo przez łzy rozrzedza się wydzielina w nosku. Ale serce matki pęka. Nie wiem jak bym sobie poradziła jakby on był bardziej chory. Podziwiam niektóre matki, których maleństwa po szpitalach muszą jeździć wkółko. Dziś byłam z Jaśkiem w Słupsku na badaniu bioderek. Wszystko OK. I moim zdaniem to jest żenada, że trzeba jechać ok 100 km w jedną stronę na 5-cio minutowe badanie. Mój mąż ledwo zdążył skorzystać z toalety a my byliśmy już załatwieni! Potem byliśmy u lekarza z tym katarkiem. Bo ja tam wolę dmuchać na zimne. Jak już byliśmy po drodze to lepiej wejść, niż potem się martwić. Lekarz stwierdził, że "nie ma co panikować"!!!! A ja mu na to, że nie panikuję, tylko martwię się o swoje dziecko. Tym bardziej, że lekka gorączka wczoraj była. Zapisał kropelki i coś na wzmocnienie i tyle. Ale ważne że go osłuchał, bo mały kaszlał, ale to chyba tylko przez tą wydzielinę spływającą po gardle.
Mój maż pojechał do teściów coś tam naprawiać w samochodzie i mam nadzieję, ze przywiezie mi truskawki, co będę mogła robić weki i dżemy. Uwielbiamy truskawki! Zawsze zimą, do obiadku, zajadamy się kompotami. No i dżemy do naleśników! Mmmmm! Pycha!
Moja trzepnięta siostra ma u nas na polu truskawki, dość dużo, ale nie mam zamiaru od niej brać, tym bardziej kupować. Mogłabym sobie swoje zasadzić, ale widzę ile pracy to kosztuje teściową. Siedzi i wkółko pieli te chwasty, a zyski to nie są jakieś oszałamiające. Więc ja wygodzińska(mam dość roboty w gospodarstwie) wolę sobie kupić. Może jak postawimy już dom to zrobię sobie ogródek, coby Jaś mógł biegać po świeże owoce i warzywa.
Upiekłam też biszkopt! Czekam teraz na truskawki i zaleję to galaretką! Pycha! Uwielbiam!
NO i długo nic nie piekłam. Trzeba nadrobić.
Z innych wieści dziś mieli ojca zawieźć do Zakładu Opiekuńczego, ale wdała się infekcja ogólnoustrojowa i teraz nie wiadomo. Jego stan jest zły i nie wiadomo czy przeżyje.
czwartek, 20 czerwca 2013
Taka pogoda a ja ?????
Hej!
Nie wiem jak to możliwe ale mnie nieszczęścia chyba szczególnie sobie ostatnio ulubiły.
Nie dość, że tyle pechów i problemów to jeszcze zachorowałam. Mam zapchany nos i boli mnie gardło. Dziś jeszcze nawet kaszel dostałam. No nie wiem. Taka pogoda a ja muszę być chora!!!!Najchętniej zaszyłabym się pod kołdrą i spała cały dzień ale o tym nie ma mowy. Nie teraz. Mam nadzieję, że z tego nie rozwinie się nic gorszego. Mirka ciocia namówiła mnie na zjedzenie loda. Bo niby lód na chore gardło ma pomagać. Ja to łyknęłam i teraz mam. Gardło boli mnie jeszcze bardziej. Macie jakieś sprawdzone sposoby na chorobę w takie ciepło??? Piłam sok z malin na ciepło ale po tym to się strasznie pocę. A pogoda sama w sobie sprzyja poceniu. Najgorszy ten ból gardła. Mam nadzieję, że Jaś mi znowu nie zachoruje! Bo jeszcze nawet nie odpoczęłam po tym jego ostatnim katarze.
Marzy mi się morze. Rok temu byliśmy kilka razy. W tym roku to się pewnie nie da. Jaś źle znosi podróże w upalne dni. A jak będzie zimno to też nie za ciekawie nad morze jeździć. Chociaż troszkę zdrowego powietrza by się przydało.
A wy? Jeździcie z maluszkami nad morze? I jak sobie radzić w te ciepłe dni z dzieckiem tak aby nie zachorowało?
Nie wiem jak to możliwe ale mnie nieszczęścia chyba szczególnie sobie ostatnio ulubiły.
Nie dość, że tyle pechów i problemów to jeszcze zachorowałam. Mam zapchany nos i boli mnie gardło. Dziś jeszcze nawet kaszel dostałam. No nie wiem. Taka pogoda a ja muszę być chora!!!!Najchętniej zaszyłabym się pod kołdrą i spała cały dzień ale o tym nie ma mowy. Nie teraz. Mam nadzieję, że z tego nie rozwinie się nic gorszego. Mirka ciocia namówiła mnie na zjedzenie loda. Bo niby lód na chore gardło ma pomagać. Ja to łyknęłam i teraz mam. Gardło boli mnie jeszcze bardziej. Macie jakieś sprawdzone sposoby na chorobę w takie ciepło??? Piłam sok z malin na ciepło ale po tym to się strasznie pocę. A pogoda sama w sobie sprzyja poceniu. Najgorszy ten ból gardła. Mam nadzieję, że Jaś mi znowu nie zachoruje! Bo jeszcze nawet nie odpoczęłam po tym jego ostatnim katarze.
Marzy mi się morze. Rok temu byliśmy kilka razy. W tym roku to się pewnie nie da. Jaś źle znosi podróże w upalne dni. A jak będzie zimno to też nie za ciekawie nad morze jeździć. Chociaż troszkę zdrowego powietrza by się przydało.
A wy? Jeździcie z maluszkami nad morze? I jak sobie radzić w te ciepłe dni z dzieckiem tak aby nie zachorowało?
wtorek, 18 czerwca 2013
Wyniszczają mnie od środka
Hej!
Dziś smutny post. Siedzę i ryczę. Postanowiłam Wam opisać to co się dzieje, bo sama nie dam rady. Ostatnio latałam i załatwiałam ZOL mojemu ojcu. Nikt się nim nie interesuje. Każdy mądry do doradzania, ale żeby wziąść dupę w troki i coś załatwić to oczywiście lewe łapy. Ja dowiadywałam się u prawnika jak to jest i okazuje się, że jeśli ojciec nie ma zapisane sobie mojej opieki to wszystkie dzieci mają obowiązek alimentacyjny. Czyli każdy z nich powinien się interesować i starać się pomagać jeśli nie pracą to chociaż finansowo. Moja rodzinka ma to w dupie!
W niedzielę miałam wizytę brata, który zjawia się raz w roku. Ale nagle teraz wie jak my się zajmujemy, a raczej "nie zajmujemy" w jego mniemaniu ojcem. Ma pretensje o wszystko. Nawet o ziemię, o to jak mój mąż sieje, co zbiera. Że niby nie zbiera wcale. To skąd te wielkie kwoty za kombajn???
Ja już nie mam siły. Mamy z mężem tyle problemów, nie dość że finanse kuleją na każdym kroku, budowa, opłaty, gospodarstwo, dziecko, chorzy rodzice to jeszcze teraz na domiar tego "dobrego" jeszcze to.
Myślałam, że limit nieszczęść na ten rok już wyczerpałam. A okazuje się, że pomyślałam to w złą godzinę. Otóż moja kochana rodzinka złożyła zawiadomienie w prokuraturze o tym, iż ja się znęcałam w okresie od 2006 do czerwca tego roku nad ojcem. Myślałam, że spadnę z krzesła jak to przeczytałam. Jak można być takim podłym człowiekiem???? No powiedzcie mi??? I teraz się pewnie jeszcze okaże że oni się zmówią co do zeznań i będą chcieli mnie usadzić? Może już niedługo nie będę do Was pisać? Bo się znajdę w więzieniu za to że myłam, zmieniałam opatrunki, karmiłam ojca,który całe życie się nade mną znęcał. Już nie wiem co pisać. Nie mam słów, żeby opisać moją gorycz i żal. Rozpacz. Tylko wziąść sznurek i się powiesić.
Dziś smutny post. Siedzę i ryczę. Postanowiłam Wam opisać to co się dzieje, bo sama nie dam rady. Ostatnio latałam i załatwiałam ZOL mojemu ojcu. Nikt się nim nie interesuje. Każdy mądry do doradzania, ale żeby wziąść dupę w troki i coś załatwić to oczywiście lewe łapy. Ja dowiadywałam się u prawnika jak to jest i okazuje się, że jeśli ojciec nie ma zapisane sobie mojej opieki to wszystkie dzieci mają obowiązek alimentacyjny. Czyli każdy z nich powinien się interesować i starać się pomagać jeśli nie pracą to chociaż finansowo. Moja rodzinka ma to w dupie!
W niedzielę miałam wizytę brata, który zjawia się raz w roku. Ale nagle teraz wie jak my się zajmujemy, a raczej "nie zajmujemy" w jego mniemaniu ojcem. Ma pretensje o wszystko. Nawet o ziemię, o to jak mój mąż sieje, co zbiera. Że niby nie zbiera wcale. To skąd te wielkie kwoty za kombajn???
Ja już nie mam siły. Mamy z mężem tyle problemów, nie dość że finanse kuleją na każdym kroku, budowa, opłaty, gospodarstwo, dziecko, chorzy rodzice to jeszcze teraz na domiar tego "dobrego" jeszcze to.
Myślałam, że limit nieszczęść na ten rok już wyczerpałam. A okazuje się, że pomyślałam to w złą godzinę. Otóż moja kochana rodzinka złożyła zawiadomienie w prokuraturze o tym, iż ja się znęcałam w okresie od 2006 do czerwca tego roku nad ojcem. Myślałam, że spadnę z krzesła jak to przeczytałam. Jak można być takim podłym człowiekiem???? No powiedzcie mi??? I teraz się pewnie jeszcze okaże że oni się zmówią co do zeznań i będą chcieli mnie usadzić? Może już niedługo nie będę do Was pisać? Bo się znajdę w więzieniu za to że myłam, zmieniałam opatrunki, karmiłam ojca,który całe życie się nade mną znęcał. Już nie wiem co pisać. Nie mam słów, żeby opisać moją gorycz i żal. Rozpacz. Tylko wziąść sznurek i się powiesić.
sobota, 15 czerwca 2013
Perfekcyjna Pani Domu
Hej!
Dziś miałam zły dzień i masę planów. Jednak z rana nic mi się nie chciało, a że była piękna pogoda siedziałam z Jaśkiem na dworze. Postanowiłam się troszkę odprężyć i poopalać. Mojej siostry awanturnicy jeszcze nie ma więc mamy spokój. Jest cicho i powiem Wam zaczęłam się do tego przyzwyczajać. Mam swoje zadania w ciągu dnia i je wykonuję i nie martwię się, że zaraz ktoś na mnie wleci z mordą.W dodatku z reguły bez sensu i powodu.
Słońce świeciło ostro i długo nie wytrzymałam, jednak może codziennie troszkę i się opalę, bo wyglądam blada jak ściana.
Jednak po południu się oziębiło i poszliśmy do domu. Zrobiłam obiad, potem zaczęłam sprzątać i powiem Wam, że jestem z siebie dumna. Zrobiłam gruntowne porządki. W międzyczasie obejrzałam stary odcinek Perfekcyjnej Pani Domu. I stwierdziłam, że jestem troszkę pedantyczna. Albo sprzątam porządnie, albo wolę tego nie robić wcale. Nie lubię jak coś jest zrobione na pół gwizdka.
Chciałam jeszcze upiec ciasto, ale po kąpieli Jaśka i uśpieniu go odpuściłam sobie jednak. Jutro zrobię mega obiad i ciasto jakieś. Są już truskaweczki więc można szaleć. Ostatnimi czasy uwielbiam też mrożoną kawę i jak jest upał pochłaniam ją litrami. Może to nie zdrowo????
Jak Wam minął dzień?
Czy macie w sobie coś z Perfekcyjnej Pani Domu, czy jednak nie?
Kurcze swoją drogą zaczęłam się zastanawiać jak to będzie w naszym domu, jak go już w końcu zbudujemy? Skoro mi zajmuje sprzątanie jednego pokoju pół dnia??? Jak ogarnę dom bez pomocy męża? No chyba, że Jasiek mi pomoże, bo Mirek do sprzątania się nie palił, nie pali i podejrzewam, że nie będzie się palił do tego. Troszkę mnie to przeraża. Powinnam go jakoś wychować do sprzątania, ale nie mam metod. Do niego nic nie dociera. Przyzwyczaił się, ze ja wszystko ogarniam i tak mu wygodnie. Może macie jakieś rady co do tego?
Miłej niedzieli
Dziś miałam zły dzień i masę planów. Jednak z rana nic mi się nie chciało, a że była piękna pogoda siedziałam z Jaśkiem na dworze. Postanowiłam się troszkę odprężyć i poopalać. Mojej siostry awanturnicy jeszcze nie ma więc mamy spokój. Jest cicho i powiem Wam zaczęłam się do tego przyzwyczajać. Mam swoje zadania w ciągu dnia i je wykonuję i nie martwię się, że zaraz ktoś na mnie wleci z mordą.W dodatku z reguły bez sensu i powodu.
Słońce świeciło ostro i długo nie wytrzymałam, jednak może codziennie troszkę i się opalę, bo wyglądam blada jak ściana.
Jednak po południu się oziębiło i poszliśmy do domu. Zrobiłam obiad, potem zaczęłam sprzątać i powiem Wam, że jestem z siebie dumna. Zrobiłam gruntowne porządki. W międzyczasie obejrzałam stary odcinek Perfekcyjnej Pani Domu. I stwierdziłam, że jestem troszkę pedantyczna. Albo sprzątam porządnie, albo wolę tego nie robić wcale. Nie lubię jak coś jest zrobione na pół gwizdka.
Chciałam jeszcze upiec ciasto, ale po kąpieli Jaśka i uśpieniu go odpuściłam sobie jednak. Jutro zrobię mega obiad i ciasto jakieś. Są już truskaweczki więc można szaleć. Ostatnimi czasy uwielbiam też mrożoną kawę i jak jest upał pochłaniam ją litrami. Może to nie zdrowo????
Jak Wam minął dzień?
Czy macie w sobie coś z Perfekcyjnej Pani Domu, czy jednak nie?
Kurcze swoją drogą zaczęłam się zastanawiać jak to będzie w naszym domu, jak go już w końcu zbudujemy? Skoro mi zajmuje sprzątanie jednego pokoju pół dnia??? Jak ogarnę dom bez pomocy męża? No chyba, że Jasiek mi pomoże, bo Mirek do sprzątania się nie palił, nie pali i podejrzewam, że nie będzie się palił do tego. Troszkę mnie to przeraża. Powinnam go jakoś wychować do sprzątania, ale nie mam metod. Do niego nic nie dociera. Przyzwyczaił się, ze ja wszystko ogarniam i tak mu wygodnie. Może macie jakieś rady co do tego?
Miłej niedzieli
czwartek, 13 czerwca 2013
Szafa
Hej!
Dziś wpadłam w szał sprzątania i przy okazji układania rzeczy w szafie postanowiłam wystawić kilka rzeczy na sprzedaż na portalu szafa.pl. Mam tam swój profil już od 2009 roku, ale ostatnio jakoś mało tam zaglądam. W sumie wcale. Ale dziś zaświeciło mi się zielone światełko, że skoro mam ten profil to mogę go wykorzystać. Do niedawna się łudziłam, że może jeszcze schudnę, ale nie ma się co oszukiwać. Przy moim trybie życia i chorej tarczycy to raczej mało prawdopodobne. No i nie potrafię żyć bez słodyczy!!! Jak to śpiewają Golcowie "jak widzę słodycze to kwiczę". I nie ma sensu, żeby te nie noszone rzeczy leżały w szafie i zajmowały niepotrzebnie miejsce. Jakby ktoś z Was był zainteresowany to zapraszam. Rozmiary to w większości 40, 42,46. Rzeczy nie są zniszczone, niektóre wręcz nowe. Ja tak czasami mam, że kupię pod wpływem impulsu a potem nie założę. Mój mąż na mnie krzyczy, że kasę topię nie potrzebnie. Więc teraz może coś mi się uda odzyskać. Wiadomo ceny zrobiłam jak najniższe, bo jak by nie patrzeć nikt dziś nie chce płacić drogo. A jak byście mieli zapłacić dużo to lepiej iść do sklepu i kupić nowe.
Mam nadzieję, że cokolwiek mi się uda sprzedać a za pieniążki kupię coś Jaśkowi. Przydałaby mu się jakaś zabawka.
Jakoś zdjęć nie powala, ale mam zwykły aparat i to dlatego. Muszę odłożyć na coś porządnego.
W najbliższym czasie zamierzam też zrobić remanent w biżuterii i połowę też tu wrzucić. Jestem typową sroczką i mam aż 3 pudła biżuterii. I też kupuję pod wpływem impulsu. W ciągu ostatniego roku się i tak ograniczyłam, ale po prostu nie noszę tej co mam a co dopiero jak bym kupowała kolejną.
Czy wy też macie jakieś swoje małe uzależnienia ciuchowe, biżuteryjne lub słodyczowe???????????? Jeśli macie jakiś sprawdzony przepis na ograniczanie siebie w tych kwestiach to czekam na rady! No i oczywiście zapraszam do mojej szafy. Może coś Wam wpadnie w oko. Buziaki
Dziś wpadłam w szał sprzątania i przy okazji układania rzeczy w szafie postanowiłam wystawić kilka rzeczy na sprzedaż na portalu szafa.pl. Mam tam swój profil już od 2009 roku, ale ostatnio jakoś mało tam zaglądam. W sumie wcale. Ale dziś zaświeciło mi się zielone światełko, że skoro mam ten profil to mogę go wykorzystać. Do niedawna się łudziłam, że może jeszcze schudnę, ale nie ma się co oszukiwać. Przy moim trybie życia i chorej tarczycy to raczej mało prawdopodobne. No i nie potrafię żyć bez słodyczy!!! Jak to śpiewają Golcowie "jak widzę słodycze to kwiczę". I nie ma sensu, żeby te nie noszone rzeczy leżały w szafie i zajmowały niepotrzebnie miejsce. Jakby ktoś z Was był zainteresowany to zapraszam. Rozmiary to w większości 40, 42,46. Rzeczy nie są zniszczone, niektóre wręcz nowe. Ja tak czasami mam, że kupię pod wpływem impulsu a potem nie założę. Mój mąż na mnie krzyczy, że kasę topię nie potrzebnie. Więc teraz może coś mi się uda odzyskać. Wiadomo ceny zrobiłam jak najniższe, bo jak by nie patrzeć nikt dziś nie chce płacić drogo. A jak byście mieli zapłacić dużo to lepiej iść do sklepu i kupić nowe.
Mam nadzieję, że cokolwiek mi się uda sprzedać a za pieniążki kupię coś Jaśkowi. Przydałaby mu się jakaś zabawka.
Jakoś zdjęć nie powala, ale mam zwykły aparat i to dlatego. Muszę odłożyć na coś porządnego.
W najbliższym czasie zamierzam też zrobić remanent w biżuterii i połowę też tu wrzucić. Jestem typową sroczką i mam aż 3 pudła biżuterii. I też kupuję pod wpływem impulsu. W ciągu ostatniego roku się i tak ograniczyłam, ale po prostu nie noszę tej co mam a co dopiero jak bym kupowała kolejną.
Czy wy też macie jakieś swoje małe uzależnienia ciuchowe, biżuteryjne lub słodyczowe???????????? Jeśli macie jakiś sprawdzony przepis na ograniczanie siebie w tych kwestiach to czekam na rady! No i oczywiście zapraszam do mojej szafy. Może coś Wam wpadnie w oko. Buziaki
wtorek, 11 czerwca 2013
Neurolog
Hejka!
Na dziś miałam umówioną wizytę z Jaśkiem do neurologa. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Mirek się zwolnił specjalnie z pracy szybciej, bo na 12.15 mieliśmy tę wizytę. Byliśmy punktualnie. No i dupa!!!
Idę do rejestracji pytam, mówię że byłam umówiona do tej i do tej doktor. A babsko w recepcji ozięble mi odpowiada, że nie widzi mojego nazwiska. Poza tym, że ta doktor owszem jest neurologiem, ale nie zajmuje się tak małymi dziećmi! I teraz muszę szukać nowego neurologa i znowu pewnie będzie kolejka na nie wiadomo kiedy!
Zastanawiam się, czy niektórzy ludzie zastanawiają się w pracy, że przez ich złe lub nieświadome zachowanie mogą zrujnować komuś plany, a przynajmniej wyprowadzić z równowagi. Proszę Was, jeśli pełnicie jakąś funkcję to zastanawiajcie się nad konsekwencjami waszych decyzji. Buziaki
Na dziś miałam umówioną wizytę z Jaśkiem do neurologa. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Mirek się zwolnił specjalnie z pracy szybciej, bo na 12.15 mieliśmy tę wizytę. Byliśmy punktualnie. No i dupa!!!
Idę do rejestracji pytam, mówię że byłam umówiona do tej i do tej doktor. A babsko w recepcji ozięble mi odpowiada, że nie widzi mojego nazwiska. Poza tym, że ta doktor owszem jest neurologiem, ale nie zajmuje się tak małymi dziećmi! I teraz muszę szukać nowego neurologa i znowu pewnie będzie kolejka na nie wiadomo kiedy!
Zastanawiam się, czy niektórzy ludzie zastanawiają się w pracy, że przez ich złe lub nieświadome zachowanie mogą zrujnować komuś plany, a przynajmniej wyprowadzić z równowagi. Proszę Was, jeśli pełnicie jakąś funkcję to zastanawiajcie się nad konsekwencjami waszych decyzji. Buziaki
środa, 5 czerwca 2013
Kolejne szczepienie za nami
Hej!
Dziś troszkę normalniejszy post. Moja siostra wyjechała w poniedziałek do Warszawy z Roksaną na operację. Mamy spokój w domu. Wczoraj rozmawiałam z mamą i zgodnie stwierdziłyśmy, że jest bardzo spokojnie, wręcz nie możemy się teraz do tego spokoju przyzwyczaić. Ja jednak jestem mega zadowolona. I Jaś lepiej śpi, budzi się czasem jeszcze przez sen z płaczem ale przynajmniej śpi w dzień. Jak siostra ciągle się darła, on nie spał czasem cały dzień. Albo zasypiał na mojej piersi i budził się jak go tylko odkładałam do łóżeczka. Mój mąż mówi, że czuł się bezpiecznie jak czuł moje ciepło i bicie serca.
Wczoraj byliśmy u dzielnicowego. Zmienili nam go i ten nowy jest całkiem inny. Nie lekceważy tego co się do niego mówi i powiem Wam, że uspokoił nas bardzo.
Postanowiliśmy z mężem, że będziemy się starali jak najszybciej zacząć budowę i każdy grosz oglądamy dwa razy zanim wydamy. Jakoś nigdy nie mogliśmy sobie pozwolić na szał zakupowy, zawsze kasy brak ale teraz już w ogóle oszczędzamy.
Rozważamy również kredyt hipoteczny.
Dziś byliśmy z Jaśkiem na kolejnym szczepieniu i powiem Wam, że dobrze, że zerknęłam wczoraj do dokumentów. Ciągle myślałam, że to miało być 6.06 a jednak dziś czyli 5.06. Mirek ledwo zdążył z pracy. Szczepienie było do godz. 13.00 a my byliśmy na miejscu o 12.50 i pani pielęgniarka się sapała, że tak późno. Kurcze jak do 13 to do 13! Nie kumam niektórych ludzi. Traktują pacjentów jak towar, byle odhaczone. Już myślałam, że nas nie zaszczepią. Ale jednak ruszyły swoje cztery litery. Lekarz jeszcze zbadał Jaśka bo bałam się że ze względu na ten katar nie będzie mógł być szczepiony. Doktor powiedział, że wszystko ok, ale jeszcze zapisał te kropelki do oczu, żeby wkrapiać. Jaś ma już czysty nosek, ale z nocy jak mu rano odciągam to ma pełen nos i ta wydzielina taka zielonkawa.
Szczepienie Jaś zniósł bardzo dzielnie, płakał tylko w momencie wkłucia. W porównaniu do innych dzieci był na prawdę dzielny. Mój kochany mały dzielny pacjent!
Jak położyłam go na wagę myślałam, że dostanę oczopląsu. Moje szczęście waży 7220 g!!! Masakra!!!
Na pierwszy moment się przestraszyłam, że to dużo bardzo, ale lekarz mnie uspokoił, że to dobra waga. Karmię Jaśka jeszcze piersią i dokarmiam butelką. Choć ostatnio mam już coraz mniej pokarmu. Może przejdę już całkowicie na butelkę. I nie mam z tego powodu wyrzutów!!! Nie rozumiem kobiet, które usilnie chcą karmić piersią, mimo, iż nie mają pokarmu. Dziecko jest głodne i nerwowe. Matka jeszcze bardziej. Po co sobie tak utrudniać życie?!
Dziś dostałam od znajomych ciuszki po ich synkach, takie większe czyli od rozmiaru 68 do takich już na roczek. Obecnie Jaś nosi rozmiar 68. Jestem w szoku jak szybko rośnie!!! Mi się wydaje, że ciągle jest taki sam. I tak już chyba zawsze będzie moim małym Bąbelkiem! Na razie śpi, ale jak się obudzi to pstryknę mu jakąś focię, co bym w przyszłości mogła popatrzeć jaki to był malutki!
Jestem ciekawa ile ważyły wasze 3-miesięczne dzieciaczki? Dajcie znać!
Dziś troszkę normalniejszy post. Moja siostra wyjechała w poniedziałek do Warszawy z Roksaną na operację. Mamy spokój w domu. Wczoraj rozmawiałam z mamą i zgodnie stwierdziłyśmy, że jest bardzo spokojnie, wręcz nie możemy się teraz do tego spokoju przyzwyczaić. Ja jednak jestem mega zadowolona. I Jaś lepiej śpi, budzi się czasem jeszcze przez sen z płaczem ale przynajmniej śpi w dzień. Jak siostra ciągle się darła, on nie spał czasem cały dzień. Albo zasypiał na mojej piersi i budził się jak go tylko odkładałam do łóżeczka. Mój mąż mówi, że czuł się bezpiecznie jak czuł moje ciepło i bicie serca.
Wczoraj byliśmy u dzielnicowego. Zmienili nam go i ten nowy jest całkiem inny. Nie lekceważy tego co się do niego mówi i powiem Wam, że uspokoił nas bardzo.
Postanowiliśmy z mężem, że będziemy się starali jak najszybciej zacząć budowę i każdy grosz oglądamy dwa razy zanim wydamy. Jakoś nigdy nie mogliśmy sobie pozwolić na szał zakupowy, zawsze kasy brak ale teraz już w ogóle oszczędzamy.
Rozważamy również kredyt hipoteczny.
Dziś byliśmy z Jaśkiem na kolejnym szczepieniu i powiem Wam, że dobrze, że zerknęłam wczoraj do dokumentów. Ciągle myślałam, że to miało być 6.06 a jednak dziś czyli 5.06. Mirek ledwo zdążył z pracy. Szczepienie było do godz. 13.00 a my byliśmy na miejscu o 12.50 i pani pielęgniarka się sapała, że tak późno. Kurcze jak do 13 to do 13! Nie kumam niektórych ludzi. Traktują pacjentów jak towar, byle odhaczone. Już myślałam, że nas nie zaszczepią. Ale jednak ruszyły swoje cztery litery. Lekarz jeszcze zbadał Jaśka bo bałam się że ze względu na ten katar nie będzie mógł być szczepiony. Doktor powiedział, że wszystko ok, ale jeszcze zapisał te kropelki do oczu, żeby wkrapiać. Jaś ma już czysty nosek, ale z nocy jak mu rano odciągam to ma pełen nos i ta wydzielina taka zielonkawa.
Szczepienie Jaś zniósł bardzo dzielnie, płakał tylko w momencie wkłucia. W porównaniu do innych dzieci był na prawdę dzielny. Mój kochany mały dzielny pacjent!
Jak położyłam go na wagę myślałam, że dostanę oczopląsu. Moje szczęście waży 7220 g!!! Masakra!!!
Na pierwszy moment się przestraszyłam, że to dużo bardzo, ale lekarz mnie uspokoił, że to dobra waga. Karmię Jaśka jeszcze piersią i dokarmiam butelką. Choć ostatnio mam już coraz mniej pokarmu. Może przejdę już całkowicie na butelkę. I nie mam z tego powodu wyrzutów!!! Nie rozumiem kobiet, które usilnie chcą karmić piersią, mimo, iż nie mają pokarmu. Dziecko jest głodne i nerwowe. Matka jeszcze bardziej. Po co sobie tak utrudniać życie?!
Dziś dostałam od znajomych ciuszki po ich synkach, takie większe czyli od rozmiaru 68 do takich już na roczek. Obecnie Jaś nosi rozmiar 68. Jestem w szoku jak szybko rośnie!!! Mi się wydaje, że ciągle jest taki sam. I tak już chyba zawsze będzie moim małym Bąbelkiem! Na razie śpi, ale jak się obudzi to pstryknę mu jakąś focię, co bym w przyszłości mogła popatrzeć jaki to był malutki!
Jestem ciekawa ile ważyły wasze 3-miesięczne dzieciaczki? Dajcie znać!
poniedziałek, 3 czerwca 2013
Z ofiary robią przestępcę
Ciąg dalszy moich problemów z rodzinką. W nocy z piątku na sobotę doszło do kolejnej awantury. Moja siostra jak zwykle miała powód, aby się czepiać. Czekałam na męża, bo mieliśmy się ukąpać. Teraz wodę grzejemy na gazie i myjemy się w tej samej, żeby zaoszczędzić po prostu. Benia siedziała w kuchni, paliła papierosa i oglądała Tv.Widząc, że Mirek nosi wodę do łazienki i na gaz specjalnie wleciała do łazienki i zamknęła mojemu mężowi drzwi przed nosem. Mirek się wkurzył, bo była 23.30. On cały dzień zapierdala i nawet raz w tygodniu nie może się umyć. Pchnął więc te drzwi i się otworzyły. A ona na niego się rzuciła i zaczęła krzyczeć, że ma spierdalać stąd, że nie ma prawa się tu myć. A weźcie pod uwagę, że my za wszystko płacimy. Pompę też teraz sami naprawialiśmy i wydaliśmy wszystkie pieniądze, które miały być na nasz dom. Mirek się z nią pokłócił, ale dalej nosił tą wodę. Ona widząc, że on idzie na dwór po wodę wleciała do mnie do pokoju i zaczęła się wydzierać (godzina 23.30). Ja spałam już prawie, wystraszyłam się, nie wiedziałam o co chodzi. Jaś się zląkł, obudził się i nie mogłam go długo potem uspokoić. Mój mąż widząc to że ona nade mną się wydziera wleciał do pokoju i chciał ją wywalić.Ona widząc to zaczęła się drzeć, że ją biją. Przyleciał mój brat, mama i siostra. Jednak ja nie chciałam aby Mirek zrobił jej krzywdę i go odepchnęłam od niej. A ona zamiast uciec lub odejść rzuciła się na mnie. Pchnęła mnie na futrynę drzwi. Mam całe prawe ramię zbite, siniaka od łokcia aż do góry. Boli mnie też biodro prawe. Wezwałam oczywiście policję. Ale ta histeryczka gdy oni przyjechali zaczęła płakać, aż się zanosiła. Krzyczała że ona jest pokrzywdzona. Policjanci zapytali moją mamę jak to było i mama stanęła po jej stronie, powiedziała że to ona jest pokrzywdzona. Nie powiedziała tego przy mnie ale policjant nam to powiedział. Moja siostra ciągle się znęcała nad mamą, nie wpuszcza jej do pokoju, który mają razem. A moja matka tak postąpiła. Mój mąż mi to tłumaczy tym, że mama jest chora psychicznie i taką osobę łatwo zmanipulować. Jednak proszę Was są chyba jakieś granice przyzwoitości. Ale to nic. Następnego dnia rozmawiałam z mamą. Spytałam wprost, dlaczego tak zrobiła. Dlaczego nie powie mi tego wprost skoro ja i Mirek krzywdzimy wszystkich????? Oczywiście się wyparła wszystkiego. Ja jej w nerwach wygadałam że byłam na obdukcji. Dziś odbierałam to zaświadczenie z obdukcji i lekarz poinformował mnie, że dziś moja siostra też była na obdukcji. Niby miała jakieś ślady? To dlaczego nic policji nie zgłosiła. To ja wezwałam ich a ona udawała pokrzywdzoną, więc mogła pokazać ślady. Mirek mówi, że może sama sobie narobiła czegoś? I co mi na to powiecie??? Kiedyś jak oglądałam "Interwencję" lub "Magazyn Expresu Reporterów" nie wierzyłam, że można z ludzi pokrzywdzonych zrobić przestępcę. Teraz jak sama znalazłam się w tym potrzasku nie wierzę w to. Mam nadzieję, że to jakiś zły sen. Nie dość że pobiła mnie jak byłam w ciąży to jeszcze teraz i ona robi sobie obdukcje?! I to ma być siostra??? Policjant powiedział mi że jesteśmy rodziną i warto byłoby siąść i się dogadać. Jak ja mam z kimś takim w ogóle rozmawiać????
I jeszcze chcą iść do sądu, bo są pokrzywdzeni przez los. Nie płacą za nic, uniemożliwiają nam dostęp do łazienki. Wczoraj zamknęła się w łazience i musiałam o 24 w nocy iść na dwór się załatwić.A to nie pierwszy raz. Jak byłam w ciąży( w zimie) też musiałam chodzić załatwiać się do obory.
Ja już nie wiem co robić???!!! Znikąd szukać pomocy. Nawet jeśli pójdę do Sądu to nikt mnie nie poprze, bo mam niby wszystko, a oni nic. A sprawy takie się mogą ciągnąć latami. Nasz dzielnicowy kładzie na to laskę. Jeszcze zagroził, że jak będziemy wzywać często policję to każe nam za to płacić. To nie wiem po co oni są? Czy ich wzywać jak już ktoś kogoś zabije? Albo może mam się powiesić i napisać wszystko w liście pożegnalnym. No i wtedy po fakcie wiadomo nie będzie winnych?! A policja powie, że nie było interwencji i że to była spokojna rodzina, a nic nie wskazywało na taką tragedię? Moja dusza aż krzyczy. Najgorsza jest ta bezsilność!!! Jak patrzę na Jaśka to ryczę. Bo co ja mu za życie zgotowałam na tym świecie?
Jak byłam dzieckiem i ojciec nas bił mówiłam sobie, że nigdy nie pozwolę skrzywdzić mojego dziecka. A teraz pozwalam krzywdzić jego i siebie i jestem bezsilna. A prawo jest po stronie oprawców!
I własna matka przeciwko mnie!
I jeszcze chcą iść do sądu, bo są pokrzywdzeni przez los. Nie płacą za nic, uniemożliwiają nam dostęp do łazienki. Wczoraj zamknęła się w łazience i musiałam o 24 w nocy iść na dwór się załatwić.A to nie pierwszy raz. Jak byłam w ciąży( w zimie) też musiałam chodzić załatwiać się do obory.
Ja już nie wiem co robić???!!! Znikąd szukać pomocy. Nawet jeśli pójdę do Sądu to nikt mnie nie poprze, bo mam niby wszystko, a oni nic. A sprawy takie się mogą ciągnąć latami. Nasz dzielnicowy kładzie na to laskę. Jeszcze zagroził, że jak będziemy wzywać często policję to każe nam za to płacić. To nie wiem po co oni są? Czy ich wzywać jak już ktoś kogoś zabije? Albo może mam się powiesić i napisać wszystko w liście pożegnalnym. No i wtedy po fakcie wiadomo nie będzie winnych?! A policja powie, że nie było interwencji i że to była spokojna rodzina, a nic nie wskazywało na taką tragedię? Moja dusza aż krzyczy. Najgorsza jest ta bezsilność!!! Jak patrzę na Jaśka to ryczę. Bo co ja mu za życie zgotowałam na tym świecie?
Jak byłam dzieckiem i ojciec nas bił mówiłam sobie, że nigdy nie pozwolę skrzywdzić mojego dziecka. A teraz pozwalam krzywdzić jego i siebie i jestem bezsilna. A prawo jest po stronie oprawców!
I własna matka przeciwko mnie!
niedziela, 2 czerwca 2013
Brak słów
Hej!
Długo nie pisałam. Ale nie miałam siły ani ochoty! Ostatnio nie
chce mi się nawet żyć. Myślałam, że już większych problemów mieć nie mogę a
jednak. Moja rodzinka przysparza mi kolejnych powodów do zmartwień. Nie
wiem już sama co o tym myśleć?! Ale ponieważ ten blog ma stanowić dla mnie
swoisty pamiętnik opiszę moje problemy i przeżycia tutaj. Może wy chociaż mnie
wesprzecie dobrym słowem i radą, bo jak widać więcej dobroci często mamy od
obcych osób niż od "swoich".
Otóż jak wiecie mam chorego ojca. Jeszcze miesiąc temu on chodził.
Teraz już choroba postępuje i nie chodzi. Jak jeszcze chodził to zajmowało się
nim moje rodzeństwo, niby ze względu na moją cesarkę. Chociaż nie powiem nie
raz trzeba było go dźwignąć jak się przewrócił. Gdy już choroba go położyła
jego lekarka oddała go do szpitala, bo miał niby jakiś atak padaczki. Wyglądało
to tak, że nie ruszał się w ogóle i patrzył w jeden punkt.
W szpitalu był tydzień. Po powrocie okazało się, że ma odleżyny,
bo leżał tylko na plecach. Wiadomo z tych odleżyn leci taki płyn, trzeba to myć
i odpowiednio pielęgnować. Nagle moja kochana rodzinka stwierdziła, że nie chce
się nim dalej zajmować, bo przecież ja dostałam całe gospodarstwo i to ja
powinnam się nim zajmować. Siostra Benia robiła codziennie awantury. Ja już nie
mogłam znieść tych jej kłótni i powiedziałam, że skoro ona ma się wyżywać nad
nami to będę się nim, ojcem zajmować. Na dwa dni się uspokoiła. Nie trwało to
długo, bo po kilku dniach wymyśliła sobie, że ja ,mój mąż i moja siostra Ania
źle się nim zajmujemy, bo przez nas ma odleżyny. Groziła, że zadzwoni do
lekarza. Ojciec ma też podłączony cewnik, gdyż nie oddaje moczu. Pielęgniarka
wymieniając ten cewnik źle go założyła i ojciec w ogóle nie oddawał moczu.
Dzwoniliśmy na pogotowie, bo weekend był. Lekarz wystawił skierowanie na
oddział urologiczny, ale nie zabrali go tam, bo nie mieli drugiego
ratownika. Poza tym niby lekarz rodzinny
powinien załatwić miejsce na tym oddziale urologii bo niby nie było miejsc jak
dzwoniłam na pogotowie, żeby się dowiedzieć. W niedzielę w nocy ojciec dostał
gorączkę. Ja byłam już wymęczona wcześniejszymi dniami i spałam. Moja „dobra”
siostra Benia zadzwoniła na pogotowie i powiedziała, że my się nim nie
zajmujemy. Oni jednak nie zważali na to, dali tylko zastrzyk na zbicie
gorączki. W poniedziałek rano miałam wezwanie na gminę, musiałam wziąć Jaśka i
jechać z rana. Wcześniej zawiozłam męża do pracy, żeby mieć samochód. Byłam też
u lekarki ojca, aby zapytać co mam dalej robić, gdyż mocz nie leci, ojciec ma
gorączkę i nie chce jeść. Ona przypisała tabletki na zapalenie pęcherza i
skierowała pielęgniarkę aby założyła ojcu kroplówkę z glukozy.
Ja miałam tę kroplówkę odłączyć jak się skończy. Na 15 miałam
wizytę u lekarza z Jaśkiem i uprzedziłam o tym pielęgniarkę. Ona powiedziała,
że kroplówka do czasu mojego powrotu nie zleci tak szybko i że jak wrócę mam ją
odłączyć.
Pojechałam, gdyż zdrowie mojego dziecka jest dla mnie ważniejsze.
Moja siostra Benia natomiast aby mi dopiec zadzwoniła do Krzycha, brata, który
u nas nie mieszka i powiadomiła go, że ojciec jest sam, że ja pojechałam. Ten
zajechał do lekarki mojego ojca, nakrzyczał, że ojciec jest bez opieki i
zagroził jej widocznie, bo przyjechała do nas i miała wielkie pretensje do mamy
i Ani. Na mnie niby też gadała, że jak mogłam zostawić kroplówkę bez nadzoru.
Wypisała ojcu skierowanie do szpitala i napisała w nim, że nie ma
opieki, że my nie podajemy mu leków, nie pielęgnujemy odleżyn.
Braciszek usatysfakcjonowany, bo mógł mi dopiec. Jednak nie zdawał
sobie sprawy, że on też ma obowiązek
alimentacyjny w stosunku do ojca. I gdyby był takim dobrym synkiem to by choć
raz się nim zajął. Tak powiedziała mu ta doktor.
Ja wróciłam z Jaśkiem od lekarza i się wszystkiego dowiedziałam to
myślałam że padnę trupem na miejscu.
Jak można być takim podłym
człowiekiem. On ani razu ojca nie umył, tylko przyjechał, popatrzył i pojechał
dalej a teraz śmie tak się zachowywać. Poza tym gdyby był takim dobrym
człowiekiem to nie oddawałby swojej teściowej do Domu Starców. A jest tam ona już
z 10 lat.
Poza tym mści się, gdyż ja zrobiłam mu wymeldowanie z naszego
domu. Nie mieszka już tu z ok. 14 lat a nadal jest zameldowany. Nie
wymeldowywał się bo uważa, że jeśli tego nie zrobi to będzie mu się coś od nas
należało, w sensie z gospodarstwa. Teraz postępowanie się toczy i on z siostrą
i resztą rodzeństwa chcą zrobić wszystko aby nam dopiec.
Nie wiem czy moje problemy się nigdy nie skończą??? Co trzeba być
za człowiekiem, aby tak zatruwać nam życie???
wtorek, 28 maja 2013
I dalej się męczymy
Hej!
Jaśka katarek jeszcze nie ustał. Natomiast do tego ja zachorowałam. Najpierw dostałam w piątek bólu gardła. Nie mogłam łykać śliny nawet. Zeżarłam paczkę cholinexu. W nocy pociłam się jak mysz kościelna. Następnego dnia musiałam być na nogach, bo Mirek robił pompę. No i musiałam zajmować się małym jak zwykle a jeszcze oporządzać cały dzień na gospodarstwie i przygotowywać posiłki dla majstra naprawiającego pompę i pomocników. Więc zajechałam się!
Niedziele całą spędziłam w łóżku z Jaśkiem. Wczoraj natomiast byłam z nim u lekarza i przepisał Cebion(wit.C), Stodal i Gentamycin Wzf. To są krople do oczu ale stosować mam do noska. Faktycznie te gile się zrobiły przeźroczyste ale teraz Jaś ma bardziej zapchany nos. Ciężko się to odciąga. Skończył mi się Sterimar. W nocy Jaś strasznie źle oddychał. Teraz położyłam go w foteliku żeby miał główkę wyżej. Jak na razie śpi. Dzis miał też wyższą gorączkę 37.5. Ja już nie wiem co zrobić?
Kurcze to już 6 dzień ten katarek i ta podwyższająca się temperatura?! Sama też czuję się jak wywłoka. Mam katar, kaszel i gorączkę taką jak Jaś. Nie wiem może to minie? Mam nadzieję. Cały czas się faszeruję lekami.
Apropo tych rzeczy jakie ja stosowałam to lekarz zakazał stosować, bo nibyb maść Pulneks baby wywołuje kaszel. Ja już sama nie wiem. Czekam na cud!
Dziś rocznica naszego ślubu-to już 2 lata. Mój małżon pewnie i tak mi nic nie da. Już się przyzwyczaiłam. Mimo, że to przykre!
Jaśka katarek jeszcze nie ustał. Natomiast do tego ja zachorowałam. Najpierw dostałam w piątek bólu gardła. Nie mogłam łykać śliny nawet. Zeżarłam paczkę cholinexu. W nocy pociłam się jak mysz kościelna. Następnego dnia musiałam być na nogach, bo Mirek robił pompę. No i musiałam zajmować się małym jak zwykle a jeszcze oporządzać cały dzień na gospodarstwie i przygotowywać posiłki dla majstra naprawiającego pompę i pomocników. Więc zajechałam się!
Niedziele całą spędziłam w łóżku z Jaśkiem. Wczoraj natomiast byłam z nim u lekarza i przepisał Cebion(wit.C), Stodal i Gentamycin Wzf. To są krople do oczu ale stosować mam do noska. Faktycznie te gile się zrobiły przeźroczyste ale teraz Jaś ma bardziej zapchany nos. Ciężko się to odciąga. Skończył mi się Sterimar. W nocy Jaś strasznie źle oddychał. Teraz położyłam go w foteliku żeby miał główkę wyżej. Jak na razie śpi. Dzis miał też wyższą gorączkę 37.5. Ja już nie wiem co zrobić?
Kurcze to już 6 dzień ten katarek i ta podwyższająca się temperatura?! Sama też czuję się jak wywłoka. Mam katar, kaszel i gorączkę taką jak Jaś. Nie wiem może to minie? Mam nadzieję. Cały czas się faszeruję lekami.
Apropo tych rzeczy jakie ja stosowałam to lekarz zakazał stosować, bo nibyb maść Pulneks baby wywołuje kaszel. Ja już sama nie wiem. Czekam na cud!
Dziś rocznica naszego ślubu-to już 2 lata. Mój małżon pewnie i tak mi nic nie da. Już się przyzwyczaiłam. Mimo, że to przykre!
czwartek, 23 maja 2013
Na domiar złego
Hej!
Sorki, że mało piszę, ale mam ostatnio same problemy. Muszę zajmować się ojcem, gospodarstwem. I na domiar złego Jasiek dziś rano dostał katar. I to silny. Ma zapchany nos. Wydzielina utrudnia mu oddychanie. Odciągam Fridą, ale nie wiem co dalej. Rano psiknęłam mu Nasivin Soft. No i dociągałam dalej. Teraz mąż przyjechał i przywiózł mi leki. Kazałam mu kupić maść majerankową,wodę morską w sprayu Marimer, Pulmeks baby i Paracetamol w syropie na gorączkę.
Jak mu mierzyłam to nie miał dużej gorączki. Tylko 37.2. Ale i tak się martwię. To pierwszy raz jak Jaś jest chory i nie wiem jak się zachowywać?! Jestem cała w stresie. Jasiek słabo śpi. Ciągle płacze. Jak mu odciągam nosek to płacze. Nigdy tego nie lubił, ale jakoś nigdy tak nie płakał. A ta wydzielina ciągle jest. Teraz mu odciągnęłam posmarowałam pod nosem maścią majerankową i do nosa wodą morską. Wieczorem po kąpieli posmaruję mu stópki i plecki i na płuckach tym Pulmeksem. Tylko boję się, że coś może mu zaszkodzić, bo to wszystko oprócz Marimeru jest dla dzieci powyżej 3-go miesiąca życia. A mój Jasiek ma dopiero 2 miesiące i dwa tygodnie.
Moja bratowa mówiła mi, że dzieci do roczku nie chorują. A jednak. Boję się jego chorób. Tyle się teraz słyszy, że lekarze lekceważą rodziców, a cierpią tylko dzieci.
Wiadomo każda matka chciałaby aby jej dziecko nie chorowało w ogóle.
Macie jakieś rady? Chętnie wysłucham jakiejś doświadczonej mamy.
Dajcie znać!
Sorki, że mało piszę, ale mam ostatnio same problemy. Muszę zajmować się ojcem, gospodarstwem. I na domiar złego Jasiek dziś rano dostał katar. I to silny. Ma zapchany nos. Wydzielina utrudnia mu oddychanie. Odciągam Fridą, ale nie wiem co dalej. Rano psiknęłam mu Nasivin Soft. No i dociągałam dalej. Teraz mąż przyjechał i przywiózł mi leki. Kazałam mu kupić maść majerankową,wodę morską w sprayu Marimer, Pulmeks baby i Paracetamol w syropie na gorączkę.
Jak mu mierzyłam to nie miał dużej gorączki. Tylko 37.2. Ale i tak się martwię. To pierwszy raz jak Jaś jest chory i nie wiem jak się zachowywać?! Jestem cała w stresie. Jasiek słabo śpi. Ciągle płacze. Jak mu odciągam nosek to płacze. Nigdy tego nie lubił, ale jakoś nigdy tak nie płakał. A ta wydzielina ciągle jest. Teraz mu odciągnęłam posmarowałam pod nosem maścią majerankową i do nosa wodą morską. Wieczorem po kąpieli posmaruję mu stópki i plecki i na płuckach tym Pulmeksem. Tylko boję się, że coś może mu zaszkodzić, bo to wszystko oprócz Marimeru jest dla dzieci powyżej 3-go miesiąca życia. A mój Jasiek ma dopiero 2 miesiące i dwa tygodnie.
Moja bratowa mówiła mi, że dzieci do roczku nie chorują. A jednak. Boję się jego chorób. Tyle się teraz słyszy, że lekarze lekceważą rodziców, a cierpią tylko dzieci.
Wiadomo każda matka chciałaby aby jej dziecko nie chorowało w ogóle.
Macie jakieś rady? Chętnie wysłucham jakiejś doświadczonej mamy.
Dajcie znać!
czwartek, 16 maja 2013
Już nie wiem co mam robić!!!
Hej!
Nie raz już Wam pisałam o moich problemach z siostrą. Jak wiecie był już u nas geodeta mierzyć działkę na dom. I ja nie wiem o co chodzi, ale od tego czasu się zaczęło. Najpierw zaczęła się sapać, że mam się zajmować ojcem, że on mi wszystko zapisał itd. Z ojcem było przez kilka dni źle. Przyjechała doktor jego rodzinna i dała skierowanie do szpitala. Przyjechało pogotowie(bo on już nie chodzi). I moja siostra na mnie z japą, że mam z nim jechać, bo coś trzeba podpisać itp. Nie pojechałam, bo M był wtedy dłużej w pracy a z kim bym Jaśka zostawiła i jak wrócić. Nie mamy dwóch samochodów a jeden miał M. Pojechała moja druga siostra na prośbę mamy. No to ta awanturnica z mordą na mamę: "Ewuśka nic nie musi. Wszystko dostała a teraz pierdoli. " Było tego typu tekstów więcej. Wydzierała się na mamę ok pół godziny. Ja byłam w swoim pokoju i już nie wytrzymałam i poszłam jej powiedzieć, że ona tutaj na prawdę nie musi mieszkać. Jak jej się nie podoba to wie gdzie są drzwi. Na to mi zaczęła się wydzierać jak nienormalna. Jakby wpadła w szał. Powiedziała, że tylko tego chcę, ale ona mi nie da tej satysfakcji.
Moja mama dzieli z nią pokój i się obawiała że ona jej zamknie drzwi na noc, to siedziała tam aż do momentu pójścia spać. Nawet nie jadła nic. A ma 73 lata. Grozi jej zawał i udar. Ale co tam. Ta wariatka na nic nie zważa. Może chce mamę wykończyć żeby mieć pokój dla siebie tylko. Nie wiem.
Potem było kilka dni spokoju. Czepiała się ale już mniej. Aż pewnego dnia przyszła z Gminy i ktoś jej naopowiadał, że ja się chwaliłam, że ja się ojcem zajmuję i że chcę wymeldować brata, który tu nie mieszka. I zaczęło się dalej. Od razu też zadzwoniła do tego brata, żeby z nim wejść w spółkę. I teraz oboje się znęcają. On mimo, iż tu nie mieszka od 10 lat nagle zaczął przyjeżdzać. Na mojej mamie chce coś wymusić. Kompletnie ich nie rozumiem. Ludzie po 40 lat.
Postanowiłam z mężem i z tą drugą siostrą, że będziemy się zajmować ojcem. Musiałam go odebrać ze szpitala. Na szczęście załatwiłam karetkę. Teraz trzeba go podnosić, zmieniać mu pampersy, dawać jeść.
Myślałam, że się odwali i da nam spokój, ale ona teraz jeszcze bardziej się czepia. Robi awantury, wydziera się na mnie, na mamę. Ciągle coś ma do mojego męża. Dziś szłam do łazienki to weszła mi bezczelnie i zaczęła się wydzierać, że niby mój mąż jej coś zepsuł w kurniku.
Mieszka tutaj, za nic nie płaci, ma kurnik, gdzie hoduje kury i sprzedaje jajka. Jej kury mi mają wszystkie kwiaty i krzewy wykopane.Poza tym ma ogródek (jakieś 10mx10m) i na polu u nas truskawki. Ja nie ściągałam od niej za nic kasy bo jestem chrzestną jej dziecka. Roksana jej córka nie chodzi i zawsze mi jej było żal ze względu na dziecko.Teraz mój mąż chce jej te truskawki zaorać i zniszczyć ten kurnik. Skoro ona taka jest. Ale ja się boję kolejnych kłótni, boję się o mamę, żeby nie dostała tego udaru. Poza tym opieka nad ojcem, który całe życie się znęcał też nie jest miła. Już nie mam siły. Nie wiem co robić. Prawo jest po mojej stronie, ale wiadomo jak to teraz jest. Jej nie wywalą na bruk bo ma dziecko niepełnosprawne. Jak będzie miała płacić to będzie nam wszystko wyłączać. Nasz dzielnicowy też nie stanie po mojej stronie, bo uważa że dom jest domem rodzinnym wszystkich. Tylko jakoś zapisany jest na mnie i to ja wszystko płacę i remontuję.
Nie raz już Wam pisałam o moich problemach z siostrą. Jak wiecie był już u nas geodeta mierzyć działkę na dom. I ja nie wiem o co chodzi, ale od tego czasu się zaczęło. Najpierw zaczęła się sapać, że mam się zajmować ojcem, że on mi wszystko zapisał itd. Z ojcem było przez kilka dni źle. Przyjechała doktor jego rodzinna i dała skierowanie do szpitala. Przyjechało pogotowie(bo on już nie chodzi). I moja siostra na mnie z japą, że mam z nim jechać, bo coś trzeba podpisać itp. Nie pojechałam, bo M był wtedy dłużej w pracy a z kim bym Jaśka zostawiła i jak wrócić. Nie mamy dwóch samochodów a jeden miał M. Pojechała moja druga siostra na prośbę mamy. No to ta awanturnica z mordą na mamę: "Ewuśka nic nie musi. Wszystko dostała a teraz pierdoli. " Było tego typu tekstów więcej. Wydzierała się na mamę ok pół godziny. Ja byłam w swoim pokoju i już nie wytrzymałam i poszłam jej powiedzieć, że ona tutaj na prawdę nie musi mieszkać. Jak jej się nie podoba to wie gdzie są drzwi. Na to mi zaczęła się wydzierać jak nienormalna. Jakby wpadła w szał. Powiedziała, że tylko tego chcę, ale ona mi nie da tej satysfakcji.
Moja mama dzieli z nią pokój i się obawiała że ona jej zamknie drzwi na noc, to siedziała tam aż do momentu pójścia spać. Nawet nie jadła nic. A ma 73 lata. Grozi jej zawał i udar. Ale co tam. Ta wariatka na nic nie zważa. Może chce mamę wykończyć żeby mieć pokój dla siebie tylko. Nie wiem.
Potem było kilka dni spokoju. Czepiała się ale już mniej. Aż pewnego dnia przyszła z Gminy i ktoś jej naopowiadał, że ja się chwaliłam, że ja się ojcem zajmuję i że chcę wymeldować brata, który tu nie mieszka. I zaczęło się dalej. Od razu też zadzwoniła do tego brata, żeby z nim wejść w spółkę. I teraz oboje się znęcają. On mimo, iż tu nie mieszka od 10 lat nagle zaczął przyjeżdzać. Na mojej mamie chce coś wymusić. Kompletnie ich nie rozumiem. Ludzie po 40 lat.
Postanowiłam z mężem i z tą drugą siostrą, że będziemy się zajmować ojcem. Musiałam go odebrać ze szpitala. Na szczęście załatwiłam karetkę. Teraz trzeba go podnosić, zmieniać mu pampersy, dawać jeść.
Myślałam, że się odwali i da nam spokój, ale ona teraz jeszcze bardziej się czepia. Robi awantury, wydziera się na mnie, na mamę. Ciągle coś ma do mojego męża. Dziś szłam do łazienki to weszła mi bezczelnie i zaczęła się wydzierać, że niby mój mąż jej coś zepsuł w kurniku.
Mieszka tutaj, za nic nie płaci, ma kurnik, gdzie hoduje kury i sprzedaje jajka. Jej kury mi mają wszystkie kwiaty i krzewy wykopane.Poza tym ma ogródek (jakieś 10mx10m) i na polu u nas truskawki. Ja nie ściągałam od niej za nic kasy bo jestem chrzestną jej dziecka. Roksana jej córka nie chodzi i zawsze mi jej było żal ze względu na dziecko.Teraz mój mąż chce jej te truskawki zaorać i zniszczyć ten kurnik. Skoro ona taka jest. Ale ja się boję kolejnych kłótni, boję się o mamę, żeby nie dostała tego udaru. Poza tym opieka nad ojcem, który całe życie się znęcał też nie jest miła. Już nie mam siły. Nie wiem co robić. Prawo jest po mojej stronie, ale wiadomo jak to teraz jest. Jej nie wywalą na bruk bo ma dziecko niepełnosprawne. Jak będzie miała płacić to będzie nam wszystko wyłączać. Nasz dzielnicowy też nie stanie po mojej stronie, bo uważa że dom jest domem rodzinnym wszystkich. Tylko jakoś zapisany jest na mnie i to ja wszystko płacę i remontuję.
środa, 8 maja 2013
Daddy's little hero
Hejka!
Jak tam u Was po majowym weekendzie?
My niestety nigdzie nie byliśmy ze względu na prace polowe. Mirek chciał wykorzystać wolne dni na porobienie wszystkiego. A jak wiadomo wiosna się spóźniła i trzeba się spieszyć z siewem.
Ja natomiast też miałam masę pracy, bo sprzątałam podwórko ciągle potem sadzenie kwiatów i inne sprawy i jakoś przeleciało przez palce. Dopiero w niedzielę zrobiliśmy sobie grila i to też tylko dlatego, że znajomi Nas odwiedzili, bo tak byśmy pewni nie robili. Szczerze to byliśmy zmęczeni i jakoś jeszcze nie doszłam do siebie. Chyba to wiosenne przesilenie dopiero zadziałało na mnie!
Z innych spraw to mamy już projekt domu zakupiony i był geodeta wyznaczyć działkę. Coś ruszyło, ale teraz znowu trzeba najpierw kaskę zbierać żeby dalej coś ruszyło. Ten fakt, że pchnęliśmy sprawę domu choć ciut do przodu mnie napawa optymizmem. Co prawda nie obyło się przy tej okazji bez scysji ze strony mojej "kochanej" rodzinki. Ale mam ich gdzieś. Niech sobie mówią i robią co chcą.
Nie pisałam Wam ale mój ojciec zachorował i jest z nim źle i teraz moja siostra chce na mnie wymusić opiekę nad nim. Gdzie kiedyś ona kazała mu dzwonić na policję, że niby mój mąż go bije. Teraz nie ma komu zająć się dobrym tatusiem i okazuje się że ja, jego wyrodna córka będę musiała przejąć tę opiekę. Mówię Wam paranoja! Ale cóż nikt nie mówił, że będzie łatwo. Moja siostra tylko szuka okazji, żeby się kłócić ze mną. Na szczęście mam Jaśka i to mnie stawia na duchu. Wystarczy jak na niego patrzę to mijają wszystkie troski.
Postanowiłam się nie przejmować głupim zachowaniem mojej siostry, bo Ona najzwyczajniej w świecie chyba mi zazdrość(nie wiem czego).Ale ma jakieś problemy z moim życiem związane i tyle.
Za tydzień idziemy z mężem do jego kuzynki na przyjęcie. I tu mam do Was prośbę:
Jak tam u Was po majowym weekendzie?
My niestety nigdzie nie byliśmy ze względu na prace polowe. Mirek chciał wykorzystać wolne dni na porobienie wszystkiego. A jak wiadomo wiosna się spóźniła i trzeba się spieszyć z siewem.
Ja natomiast też miałam masę pracy, bo sprzątałam podwórko ciągle potem sadzenie kwiatów i inne sprawy i jakoś przeleciało przez palce. Dopiero w niedzielę zrobiliśmy sobie grila i to też tylko dlatego, że znajomi Nas odwiedzili, bo tak byśmy pewni nie robili. Szczerze to byliśmy zmęczeni i jakoś jeszcze nie doszłam do siebie. Chyba to wiosenne przesilenie dopiero zadziałało na mnie!
Z innych spraw to mamy już projekt domu zakupiony i był geodeta wyznaczyć działkę. Coś ruszyło, ale teraz znowu trzeba najpierw kaskę zbierać żeby dalej coś ruszyło. Ten fakt, że pchnęliśmy sprawę domu choć ciut do przodu mnie napawa optymizmem. Co prawda nie obyło się przy tej okazji bez scysji ze strony mojej "kochanej" rodzinki. Ale mam ich gdzieś. Niech sobie mówią i robią co chcą.
Nie pisałam Wam ale mój ojciec zachorował i jest z nim źle i teraz moja siostra chce na mnie wymusić opiekę nad nim. Gdzie kiedyś ona kazała mu dzwonić na policję, że niby mój mąż go bije. Teraz nie ma komu zająć się dobrym tatusiem i okazuje się że ja, jego wyrodna córka będę musiała przejąć tę opiekę. Mówię Wam paranoja! Ale cóż nikt nie mówił, że będzie łatwo. Moja siostra tylko szuka okazji, żeby się kłócić ze mną. Na szczęście mam Jaśka i to mnie stawia na duchu. Wystarczy jak na niego patrzę to mijają wszystkie troski.
Postanowiłam się nie przejmować głupim zachowaniem mojej siostry, bo Ona najzwyczajniej w świecie chyba mi zazdrość(nie wiem czego).Ale ma jakieś problemy z moim życiem związane i tyle.
Za tydzień idziemy z mężem do jego kuzynki na przyjęcie. I tu mam do Was prośbę:
- po pierwsze co teraz się daje na przyjęcie? Jest to kuzynki syn, więc dalsza rodzina, ale mamy z nimi dobry kontakt dlatego nas zaprosili. I nie wiem co dać lub ile dać, żeby nikogo nie urazić czy nie obrazić???
- po drugie nie wiem co mam ubrać? Czy jakoś tak elegancko czy lepiej na luzie?Doradźcie!
Ja wolałabym się ubrać jakoś tak normalnie, nie zbyt elegancko nie zbyt na luzie, jednak to chyba trudno osiągnąć!Wydaje mi się, że w tych dwóch ostatnich wyglądam najlepiej i się najwygodniej czuję. No ewentualnie ta szara sukienka jeszcze.
No i nie wiadomo jaka będzie pogoda.
A na koniec moje dwu-miesięczne dziecko. Kocham go coraz bardziej. Teraz zaczyna się uśmiechać bardziej świadomie i już powoli wydaje różne dźwięki. Nie mogę się nasłuchać i napatrzeć.
Apropo wczoraj byliśmy na Usg bioderek i pan doktor zrobił to tak szybko że nie wiem czy to można nazwać badaniem. Czułam się jak w piekarni. Co podać i następny proszę!
Masakra. Powiedział tylko, że ok ale bioderka nie dojrzałe i kontrola za 6 tygodni i na noc wkładać mu szeroko pieluchę. Nic nie wytłumaczył, ani nie pokazał. Skąd ja mam niby wiedzieć czy się martwić czy nie!
środa, 1 maja 2013
Hej!
Sorki, że rzadko bywam, ale nie mam czasu.
Dziś chciałabym Wam pokazać nowe zakupy. Otóż ciągle kupowałam ten sam krem do twarzy czyli Oliwkowy z firmy Eveline, ale teraz postanowiłam przetestować coś nowego. I jak na razie jestem zachwycona.Oto mój zakup.Cena 19 zł. A oto co pisze producent.
Sorki, że rzadko bywam, ale nie mam czasu.
Dziś chciałabym Wam pokazać nowe zakupy. Otóż ciągle kupowałam ten sam krem do twarzy czyli Oliwkowy z firmy Eveline, ale teraz postanowiłam przetestować coś nowego. I jak na razie jestem zachwycona.Oto mój zakup.Cena 19 zł. A oto co pisze producent.
AA Technologia Wieku Ultra Nawilżanie
AA Technologia Wieku Ultra Nawilżanie to innowacyjna linia kosmetyków, w której wykorzystano odkrycie Laboratorium Inżynierii Cząstek® oraz dobroczynne działanie składników odpowiadających na potrzeby osób pragnących zapewnić swej cerze optymalny poziom nawilżenia.
Receptury serii oparte są na unikalnym połączeniu wyselekcjonowanych składników aktywnie odżywczych, zapobiegających przesuszeniu i niwelujących nieprzyjemne uczucie „ściągania” z wieloskładnikowym mikrolipidowym systemem MLS, który chroni skórę przed utratą nawilżenia oraz wpływem czynników zewnętrznych.
I będąc na zakupach przy okazji natknęłam się na polecane teraz oleje, a mianowicie Olejek regenerujący do twarzy Soraya . Stosuję dopiero z tydzień i powiem Wam, że jestem zachwycona. Nigdy nie stosowałam olejów na buzię. I postanowiłam spróbować. Ten nie dość że pięknie pachnie to jeszcze świetnie nawilża. Moja skóra mimo wcześniejszych problemów z trądzikiem i blizn jest gładka jak pupa Jaśka.
A Wy? Jakie kremy polecacie do skóry problematycznej? Używacie oleje? A może stosujecie je nie tylko na buzię? Czekam na opinie i polecenia! Buziaki
A tu mój mały wielki bobasek. Jak On już urósł.
środa, 24 kwietnia 2013
Co polecacie?
Hej! Sorki, że rzadko wpisuję tutaj cokolwiek teraz, ale brak czasu. Teraz taka piękna pogoda, mamy wózek to korzystamy jak możemy ze spacerków.Poza tym sprzątam podwórko, dość duże, sadzę kwiatki, doprowadzam rabaty do porządku. Przy tym jeszcze z rana oporządzam, potem obiadek gotuję, sprzątam,piorę, prasuję no i najprzyjemniejsze zajmuję się Jaśkiem. Chociaż czasami mam i tego dość.Mój mąż teraz ma bardzo dużo pracy-zresztą kiedy jej nie miał, ale teraz to prawie wcale go nie widuję tyle co przychodzi na posiłki, a najchętniej to by nie przychodził, ale go pilnuję bo bardzo schudł tej zimy. Żebym ja tak chudła.
Przychodzę do Was z zapytaniami i liczę na rady. Otóż miałam nadzieję, że nie pojawią mi się żadne rozstępy, a jednak. I nie wiem co zrobić aby one wyblakły. Doktorek kazał kupić maść na bliznę i na rozstępy, żeby wyblakło. Ale w aptece pan był zielony i zaproponował mi tylko krem z masy perłowej No-Scar. Kupiłam ale nie widzę jakichś oszałamiających efektów. Co wy polecacie na blizny i rozstępy???? Jeden specyfik, czy może dwa osobne, tzn typowo na blizny i typowo na rozstępy?
A z innych spraw to jeszcze chciałabym abyście mi napisały/li w co warto zaopatrzyć apteczkę w razie pierwszej choroby, katarku? Wiadomo, że idzie się do lekarza, ale jednak coś chyba w domu warto mieć?
I jakie kropelki do oczu polecacie? Jaśka chyba wczoraj przewiało i dziś cały dzień prawe oczko mu się ropiło i łzawiło na zmianę.
Jutro szczepienie nasze pierwsze wspólne. Boję się strasznie jak ja to zniosę, bo Jasiek na pewno dzielnie. Potem po szczepieniu od razu pędzimy do Gdańska do poradni związanej z uszkami. Bo jak byliśmy w szpitalu coś sprzęt szwankował i jedno uszko ok a w drugim ciągle hałas pokazywało i kazano mi jechać mimo wszystko jednak na kontrolę.
Czekam na Wasze opinie i produkty warte polecenia. Buziaki.
Przychodzę do Was z zapytaniami i liczę na rady. Otóż miałam nadzieję, że nie pojawią mi się żadne rozstępy, a jednak. I nie wiem co zrobić aby one wyblakły. Doktorek kazał kupić maść na bliznę i na rozstępy, żeby wyblakło. Ale w aptece pan był zielony i zaproponował mi tylko krem z masy perłowej No-Scar. Kupiłam ale nie widzę jakichś oszałamiających efektów. Co wy polecacie na blizny i rozstępy???? Jeden specyfik, czy może dwa osobne, tzn typowo na blizny i typowo na rozstępy?
A z innych spraw to jeszcze chciałabym abyście mi napisały/li w co warto zaopatrzyć apteczkę w razie pierwszej choroby, katarku? Wiadomo, że idzie się do lekarza, ale jednak coś chyba w domu warto mieć?
I jakie kropelki do oczu polecacie? Jaśka chyba wczoraj przewiało i dziś cały dzień prawe oczko mu się ropiło i łzawiło na zmianę.
Jutro szczepienie nasze pierwsze wspólne. Boję się strasznie jak ja to zniosę, bo Jasiek na pewno dzielnie. Potem po szczepieniu od razu pędzimy do Gdańska do poradni związanej z uszkami. Bo jak byliśmy w szpitalu coś sprzęt szwankował i jedno uszko ok a w drugim ciągle hałas pokazywało i kazano mi jechać mimo wszystko jednak na kontrolę.
Czekam na Wasze opinie i produkty warte polecenia. Buziaki.
wtorek, 16 kwietnia 2013
Nowa fryzurka i małe zakupy
Hej!
Dziś post inny niż o dziecku. Szukam wszędzie możliwości oderwania się od tematu dzieci. Bo jak na razie mam dosyć gadek o kupach, karmieniu itp.
Jestem też kobietą w końcu.
Z okazji tego, że miałam urodziny i mój szanowny mąż nie dał mi prezentu postanowiłam sama sprawić sobie przyjemność.
Pierwszą częścią tejże była wycieczka do fryzjera. Obcięłam się całkiem krótko, chodź nie do końca chodziło mi o ten efekt. Ale chyba nie umiem tłumaczyć o co mi chodzi i w rezultacie fryzjerzy zawsze narobią mi na głowie co im się podoba. Nie mówię, że jest jakoś strasznie. Włosy odrosną i będziemy dalej eksperymentować.
To zdjęcie poniżej pokazałam fryzjerowi i moja fryzurka tak prawie wygląda, tzn. tył jest dokładnie taki, ale grzywka jak widać krótsza. Ale poczekam jak podrośnie to będzie super.
W niedzielę byliśmy w Gdańsku Osowie. Mój mąż kupił sobie w końcu wymarzoną spawarkę. A ja postanowiłam sobie wynagrodzić brak prezentu urodzinowego i pojechałam do Deichmanna. Jaśka z Mirkiem zostawiłam u cioci. Wolę jednak sama chodzić na zakupy. Nikt mnie nie pogania, nikt nie mówi, że dużo wydałam. Kupiłam sobie 4 pary butów, bo akurat była nowa dostawa i były jeszcze duże rozmiary. Stwierdziłam, że i tak nie mam żadnych butów wiosennych poza tymi co wam ostatnio pokazywałam, a baleriny nawet latem ponoszę. Więc pokazuję co kupiłam i podam ceny.
Balerinki czarne z przodem cekinowym 69,00zł
Tutaj nie widać koloru, ale są to miętowe pastelowe baleriny. Kosztowały 59,00zł
Te buty były przecenione z 79,00zł na 39,00zł. Zawsze chciałam mieć takie trampki, a skoro były takie tanie to tym bardziej się nie zastanawiałam.
I ostatnie czółenka kremowe. Kosztowały 69,00zł.
Wiem, że ktoś z Was powie, że zaszalałam, ale ja jeżdżę raz na pół roku do Deichmanna i rzadko są moje rozmiary, bo one szybko się rozchodzą. Poza tym która kobieta nie lubi kupować butów???
sobota, 13 kwietnia 2013
I w końcu mamy wózek
Hejka!
Dziś byliśmy na pierwszym spacerze.Wiem może, że późno, ale wcześniej nie było to po prostu możliwe ze względu na brak wózka.
Szukałam jakiegoś odpowiedniego i w przystępnej cenie. Jednak na nowy nas nie stać. Patrzałam po komisach i powiem Wam, że tam to tylko chcą oszukać ludzi. Przynajmniej w tych co ja byłam.Nie dość, że wózki w opłakanym stanie to jeszcze ceny jak za nowe. Był nawet taki jeden wózek Coneco Toledo względnie fajny, ale podniszczony i za 850 zł. Na allegro i tablicy znalazłam taki sam za 450 zł i widać było że mniej zniszczony. Dałam sobie luz z komisami. Zaczęłam przeglądać tablicę.pl i tam znalazłam kilka fajnych modeli. Już nawet mieliśmy w planach jechać je oglądać. Gdy nasz znajomy zaproponował mężowi, że odda nam ciuszki po swoich synkach. Mój mąż zażartował czy może nie chciałby sprzedać wózka. Ten znajomy powiedział że spyta żony. Kolejnego dnia dał nam odpowiedź i okazało się, że chcą sprzedać jednak swój Coneco Mustang 3 w 1. Nie zastanawiając się zgodziłam się, bo cena była atrakcyjna. Nawet nie widziałam tego wózka.Mój mąż sam jechał go oglądać, bo ja już nie miałam siły. I jak z nim przyjechał byłam zachwycona. Wózek w stanie idealnym. Kolor troszkę jasny, bo jasny limonkowy z szarym, ale za te pieniądze warto było. Daliśmy 500 zł. Mój aparat nie robi dobrych zdjęć, więc pokazuję wam ten sam znaleziony na tablicy.
Nie wiem jak dalej ale na pierwszy raz jak dziś nim byliśmy na spacerze to sprawuje się super. Nie jest ciężki, mimo porządnej konstrukcji. Super się prowadzi. Mogę tylko polecić.
Może na kolejnych spacerach uda mi się porobić jakieś fotki z Jaśkiem wewnątrz.
A jak Jaś po spacerze? Idealnie. Jak go ubierałam to się troszkę buntował. Sama nie wiem dlaczego. Zauważyłam, że nie cierpi ubierania czapek. Czy jak wychodzimy czy jak jest po kąpieli. Od razu płacze i się buntuje i stara się ściągnąć poprzez ciągłe wiercenie się.
Jednak udało mi się jakoś go szybko ubrać i jak pojechaliśmy to od razu się uspokoił. Celowo zaczęłam jechać po dziurach i wybojach żeby zasnął i udało się. Spał jak aniołek. Niestety jak przyniosłam go do domu to po pół godziny się obudził. Dziś byliśmy pół godzinki. Jeśli jutro będzie ładnie postaram się być z nim dłużej, żeby zasnął porządnie.
Tymczasem miłej niedzieli. Dobrej nocki.
czwartek, 11 kwietnia 2013
Wizyta u doktorka. Koniec połogu.
Hej!
Wczoraj byłam u doktorka. To znaczy u mojego ginekologa. Co prawda nie minęło jeszcze 6 tygodni, dopiero leci piąty.Jednak mój małżon tak mnie do niego zapisał, a jak chciałam przełożyć wizytę to kolejna byłaby dopiero w maju, a to zdecydowanie za późno. Doktorek pobadał i stwierdził, że mój połóg mogę uznać za zakończony. Macica zeszła się już do swoich rozmiarów, jajniki w porządku. Są już nawet pęcherzyki, które świadczą że niedługo zacznie się owulacja. Z tego tytułu mieliśmy też pogadankę na temat antykoncepcji. Z medycznego punktu widzenia dobrze by było, abym przez dwa kolejne lata nie zaszła w ciążę. Sama bym tego też nie chciała. Wiem, że przyjdzie może taki czas kiedy będę chciała kolejne dziecko, ale na razie o tym nie myślę. Z metod antykoncepcji mam do wyboru spiralę domaciczną, pigułki antykoncepcyjne,prezerwatywy i stosunek przerywany.
Co prawda wzięłam receptę na pigułki,ale obawiam się troszkę że będę po nich tyła. A już i tak jestem dosyć masywna.
Chciałam porozmawiać o tym z moim mężem, ale on nigdy nie ma czasu. Wkurzył mnie i stwierdziłam, że jeśli lekceważy temat to ja się zemszczę w swój sposób. Jak będzie próbował się zbliżyć to mu powiem, że nie mam czasu.I nie będę brała tabletek. Jeśli nawet kiedyś dam się namówić na zbliżenie to albo niech on się zabezpiecza albo niech stosunek jest przerywany. Dlaczego tylko ja mam być odpowiedzialna. Faceci nie muszą się zabezpieczać, łykać tych medykamentów. My kobiety mamy przechlapane jednak. Nie dość, że musimy chodzić w ciąży, rodzić, zajmować się dzieckiem to jeszcze i to.
Może przesadzam, powie nie jedna z Was.Ale mam takie nerwy na mojego męża, że hej!
9 kwietnia miałam urodziny. Nie złożył mi ani życzeń ani nic nie dostałam. Jeszcze wyżył się na mnie bo zakopał się w drodze do domu. Mieszkamy na wybudowaniu i droga wygląda jak bagno teraz.
Po powrocie ze szpitala też jakoś specjalnie się nade mną nie rozczulał. Myślałam, że mi podziękuje za synka, da kwiatki. Ale nic. Mimo, że mu mówiłam jak krowie na rowie, że jak wrócę to chcę coś od niego dostać.
Jaśkiem też się nie zajmuje. Ja cały dzień z nim siedzę. Muszę wszystko porobić i obiad ugotować i posprzątać i siebie ogarnąć. Na dodatek jeszcze mam na głowie gospodarstwo jak on jest w pracy, tnz.muszę oporządzać, karmić świnie.
Ale jak gdzieś jedziemy lub mamy gości to włącza mu się syndrom idealnego tatusia. Przebiera, przewija, karmi, nosi.
I wszyscy mówią jak to ja nie mam dobrze.
Nie mówię on też dużo ma na głowie, ale tak mnie wkurzył tymi urodzinami, że jeszcze mnie trzyma.
Tłumaczę mu, że musi chociażby pokazywać Jaśkowi wzorce zachowań. Bo Jaś też nie będzie mi składał życzeń. Potem jak urośnie też będzie tak żonę traktował. A nie chciałabym tego.
Nie wiem jak docierać do tego chłopa mojego. Czy obrażanie się coś da.
On nawet na to nie reaguje.
Wczoraj byłam u doktorka. To znaczy u mojego ginekologa. Co prawda nie minęło jeszcze 6 tygodni, dopiero leci piąty.Jednak mój małżon tak mnie do niego zapisał, a jak chciałam przełożyć wizytę to kolejna byłaby dopiero w maju, a to zdecydowanie za późno. Doktorek pobadał i stwierdził, że mój połóg mogę uznać za zakończony. Macica zeszła się już do swoich rozmiarów, jajniki w porządku. Są już nawet pęcherzyki, które świadczą że niedługo zacznie się owulacja. Z tego tytułu mieliśmy też pogadankę na temat antykoncepcji. Z medycznego punktu widzenia dobrze by było, abym przez dwa kolejne lata nie zaszła w ciążę. Sama bym tego też nie chciała. Wiem, że przyjdzie może taki czas kiedy będę chciała kolejne dziecko, ale na razie o tym nie myślę. Z metod antykoncepcji mam do wyboru spiralę domaciczną, pigułki antykoncepcyjne,prezerwatywy i stosunek przerywany.
Co prawda wzięłam receptę na pigułki,ale obawiam się troszkę że będę po nich tyła. A już i tak jestem dosyć masywna.
Chciałam porozmawiać o tym z moim mężem, ale on nigdy nie ma czasu. Wkurzył mnie i stwierdziłam, że jeśli lekceważy temat to ja się zemszczę w swój sposób. Jak będzie próbował się zbliżyć to mu powiem, że nie mam czasu.I nie będę brała tabletek. Jeśli nawet kiedyś dam się namówić na zbliżenie to albo niech on się zabezpiecza albo niech stosunek jest przerywany. Dlaczego tylko ja mam być odpowiedzialna. Faceci nie muszą się zabezpieczać, łykać tych medykamentów. My kobiety mamy przechlapane jednak. Nie dość, że musimy chodzić w ciąży, rodzić, zajmować się dzieckiem to jeszcze i to.
Może przesadzam, powie nie jedna z Was.Ale mam takie nerwy na mojego męża, że hej!
9 kwietnia miałam urodziny. Nie złożył mi ani życzeń ani nic nie dostałam. Jeszcze wyżył się na mnie bo zakopał się w drodze do domu. Mieszkamy na wybudowaniu i droga wygląda jak bagno teraz.
Po powrocie ze szpitala też jakoś specjalnie się nade mną nie rozczulał. Myślałam, że mi podziękuje za synka, da kwiatki. Ale nic. Mimo, że mu mówiłam jak krowie na rowie, że jak wrócę to chcę coś od niego dostać.
Jaśkiem też się nie zajmuje. Ja cały dzień z nim siedzę. Muszę wszystko porobić i obiad ugotować i posprzątać i siebie ogarnąć. Na dodatek jeszcze mam na głowie gospodarstwo jak on jest w pracy, tnz.muszę oporządzać, karmić świnie.
Ale jak gdzieś jedziemy lub mamy gości to włącza mu się syndrom idealnego tatusia. Przebiera, przewija, karmi, nosi.
I wszyscy mówią jak to ja nie mam dobrze.
Nie mówię on też dużo ma na głowie, ale tak mnie wkurzył tymi urodzinami, że jeszcze mnie trzyma.
Tłumaczę mu, że musi chociażby pokazywać Jaśkowi wzorce zachowań. Bo Jaś też nie będzie mi składał życzeń. Potem jak urośnie też będzie tak żonę traktował. A nie chciałabym tego.
Nie wiem jak docierać do tego chłopa mojego. Czy obrażanie się coś da.
On nawet na to nie reaguje.
piątek, 5 kwietnia 2013
Kolejne dni w szpitalu.
Hej!
Jedziemy dalej z opisem pobytu w szpitalu. Kolejne dni w szpitalu musiałam już zajmować się Jaśkiem sama. Najgorsze było karmienie. Nie miałam pokarmu. Jaś miał suche i spierzchnięte usta od ciągnięcia cycka. Moje brodawki bolały przy każdym jego pociągnięciu.Były tak zmasakrowane że płakałam z bólu. Mąż mi kupił Bepanthen i posmarowałam. Od razu poczułam ulgę. Poprosiłam o pomoc przy przystawianiu Jaśka, bo ciągle nie było pokarmu. To ona spytała ile piję wody. Powiedziałam, że 2,5litra. Krzyknęła, że to za mało, że powinnam pić co najmniej cztery litry. Podejrzewam, że jakbym powiedziała, że piję 4 to też by powiedziała, że za mało. Na szczęście na nocnej zmianie była milsza położna i na moją prośbę dała dla małego glukozę. Mały całą noc płakał z głodu. Po pierwszej dobie ważył 3830g . Ja zaryczana, że nie mam mleka, że moje dziecko tak chudnie. Na szczęście po tej glukozie Jaś zasnął jak aniołek. Nie wypił nawet 20ml. Tak przespał do rana.Ja dzięki temu też się troszkę zdrzemnęłam. Rano nie wiem co się stało. Chyba dopiero znieczulenie zeszło i nie czułam kręgosłupa, a wręcz kość ogonowa mnie bolała jakby była złamana. Powiedziałam o tym lekarzowi i stwierdził, że to przez to źle podane pierwszy raz znieczulenie. Niby jakiś nerw naruszyli i mogę odczuwać to przez 2 miesiące. Bolało bardziej niż rana.Wyłam z bólu. Każdy krok i ruch był jak dźgnięcie nożem. Dostawałam końskie dawki Ketonalu ale nic nie dawało. Pod prysznicem lekko pomagała gorąca woda. Na dziennej zmianie położne kazały mi dawać Jaśkowi mleko modyfikowane. Nadal nie miałam pokarmu. Zgodziłam się, bo już nie mogłam patrzeć jak Jaś jest głodny i płacze.Z drugiej strony żałuję, bo teraz mamy przez to problem z karmieniem naturalnym.W niedzielę pediatra obejrzała Jaśka i powiedziała, że jeśli mnie ginekolodzy wypiszą w poniedziałek to mały też dostanie wypis. Mimo, iż był lekko zażółcony. Jednak pediatra stwierdziła, że to jest żółtaczka fizjologiczna i nic mu z tego tytułu nie grozi. Tak więc w poniedziałek wyszliśmy do domku. Pogoda była okropna. Ja nie miałam grubej czapeczki dla Jaśka. Poszłam na dół do sklepu po czapeczkę, ale tam mieli już same wiosenne. Więc ubraliśmy Jaśkowi dwie. Na drogę jeszcze Jaś dostał mleko modyfikowane. Dojechaliśmy do domku cali i zdrowi, mimo,iż ledwo wyjechaliśmy. Mieszkam na wybudowaniu i nie mamy sąsiadów i dlatego, że to jedyny dom rzadko odśnieżają drogę. Jednak mój mąż się rozpędził i jakoś przebił te zaspy. Trzęsło nami jak nie wiem. Rana bolała mnie okropnie przez to, że musiał tak jechać. No ale cóż to Polska właśnie. Jak przyjechałam to zadzwoniłam na Gminę żeby odśnieżyli, bo jestem z noworodkiem i musimy mieć możliwość wyjazdu w razie gdyby coś się działo, to dopiero o 16 jechał pług. Na dodatek z powodu zimy zamarzła nam pompa do wody i teraz musimy przywozić wodę w butelkach i baniakach, żeby jakoś funkcjonować. Mama dzwoniła na gminę,straż aby podstawili jakąś cysternę ale mają to gdzieś. Nadal nie mamy wody. Pranie wozimy do teściów.Na szczęście dostałam pieniążki za urodzenie Jaśka i możemy naprawić tę pompę. Wszystko będzie kosztowało 4000zł. Chciałam te pieniądze przeznaczyć na projekt domu, ale trudno tak dłużej żyć nie możemy bez wody. Nikt z rodzeństwa się tym nie interesuje, bo to przecież ja dostałam wszystko i teraz ja muszę naprawiać. Gdyby nie Jaś nie robilibyśmy tego, ale cóż.
Jedziemy dalej z opisem pobytu w szpitalu. Kolejne dni w szpitalu musiałam już zajmować się Jaśkiem sama. Najgorsze było karmienie. Nie miałam pokarmu. Jaś miał suche i spierzchnięte usta od ciągnięcia cycka. Moje brodawki bolały przy każdym jego pociągnięciu.Były tak zmasakrowane że płakałam z bólu. Mąż mi kupił Bepanthen i posmarowałam. Od razu poczułam ulgę. Poprosiłam o pomoc przy przystawianiu Jaśka, bo ciągle nie było pokarmu. To ona spytała ile piję wody. Powiedziałam, że 2,5litra. Krzyknęła, że to za mało, że powinnam pić co najmniej cztery litry. Podejrzewam, że jakbym powiedziała, że piję 4 to też by powiedziała, że za mało. Na szczęście na nocnej zmianie była milsza położna i na moją prośbę dała dla małego glukozę. Mały całą noc płakał z głodu. Po pierwszej dobie ważył 3830g . Ja zaryczana, że nie mam mleka, że moje dziecko tak chudnie. Na szczęście po tej glukozie Jaś zasnął jak aniołek. Nie wypił nawet 20ml. Tak przespał do rana.Ja dzięki temu też się troszkę zdrzemnęłam. Rano nie wiem co się stało. Chyba dopiero znieczulenie zeszło i nie czułam kręgosłupa, a wręcz kość ogonowa mnie bolała jakby była złamana. Powiedziałam o tym lekarzowi i stwierdził, że to przez to źle podane pierwszy raz znieczulenie. Niby jakiś nerw naruszyli i mogę odczuwać to przez 2 miesiące. Bolało bardziej niż rana.Wyłam z bólu. Każdy krok i ruch był jak dźgnięcie nożem. Dostawałam końskie dawki Ketonalu ale nic nie dawało. Pod prysznicem lekko pomagała gorąca woda. Na dziennej zmianie położne kazały mi dawać Jaśkowi mleko modyfikowane. Nadal nie miałam pokarmu. Zgodziłam się, bo już nie mogłam patrzeć jak Jaś jest głodny i płacze.Z drugiej strony żałuję, bo teraz mamy przez to problem z karmieniem naturalnym.W niedzielę pediatra obejrzała Jaśka i powiedziała, że jeśli mnie ginekolodzy wypiszą w poniedziałek to mały też dostanie wypis. Mimo, iż był lekko zażółcony. Jednak pediatra stwierdziła, że to jest żółtaczka fizjologiczna i nic mu z tego tytułu nie grozi. Tak więc w poniedziałek wyszliśmy do domku. Pogoda była okropna. Ja nie miałam grubej czapeczki dla Jaśka. Poszłam na dół do sklepu po czapeczkę, ale tam mieli już same wiosenne. Więc ubraliśmy Jaśkowi dwie. Na drogę jeszcze Jaś dostał mleko modyfikowane. Dojechaliśmy do domku cali i zdrowi, mimo,iż ledwo wyjechaliśmy. Mieszkam na wybudowaniu i nie mamy sąsiadów i dlatego, że to jedyny dom rzadko odśnieżają drogę. Jednak mój mąż się rozpędził i jakoś przebił te zaspy. Trzęsło nami jak nie wiem. Rana bolała mnie okropnie przez to, że musiał tak jechać. No ale cóż to Polska właśnie. Jak przyjechałam to zadzwoniłam na Gminę żeby odśnieżyli, bo jestem z noworodkiem i musimy mieć możliwość wyjazdu w razie gdyby coś się działo, to dopiero o 16 jechał pług. Na dodatek z powodu zimy zamarzła nam pompa do wody i teraz musimy przywozić wodę w butelkach i baniakach, żeby jakoś funkcjonować. Mama dzwoniła na gminę,straż aby podstawili jakąś cysternę ale mają to gdzieś. Nadal nie mamy wody. Pranie wozimy do teściów.Na szczęście dostałam pieniążki za urodzenie Jaśka i możemy naprawić tę pompę. Wszystko będzie kosztowało 4000zł. Chciałam te pieniądze przeznaczyć na projekt domu, ale trudno tak dłużej żyć nie możemy bez wody. Nikt z rodzeństwa się tym nie interesuje, bo to przecież ja dostałam wszystko i teraz ja muszę naprawiać. Gdyby nie Jaś nie robilibyśmy tego, ale cóż.
Poród- cesarka
Hej! Sorki, że tak późno, ale nie miałam cały dzień czasu. Teraz moje dwa skarby już śpią, a ja mimo zmęczenie postanowiłam coś tu popisać, bo nie chcę tylko zajmować się dzieckiem i gotowaniem, mimo iż to lubię. Ale jednak jakiś kontakt ze światem trzeba mieć, choćby dla higieny psychiki.
Więc kontynuując mój pobyt w szpitalu. W piątek wzięli mnie na porodówkę przed ósmą. Podłączyli oxytocynę. Leżałam i kwiczałam do 11. Skurcze stawały się coraz mocniejsze, na szczęście z brzucha. Położna powiedziała, że to dobrze rokuje na kolejne porody.Jeśli bym rodziła naturalnie niby skurcze z brzucha są słabsze. Gdy dostałam już 5 cm rozwarcia w końcu założono mi cewnik i kazano iść na salę operacyjną. Szłam na samej koszuli jaką dostałam , czyli krótkiej. Lazłam z gołym tyłkiem. A jak zimno mi było, bo zdjęto mi skarpety. Kazano się rozebrać do naga i położyć na łóżko operacyjne.Zimne jak cholera. Z tego wszystkiego i z zimna dostałam aż drgawek. Stresujące było to czekanie na to aż się zacznie. Zanim przyszli lekarze i anestezjolog bardzo się stresowałam. Mimo iż atmosfera była przednia. Lekarze i położne śmiali się i żartowali na całego. Opowiadali sobie anegdotki przez całą operację.
W końcu pojawiła się pani anestezjolog. Kazała usiąść i wygiąć się w łuk. Ledwo dałam radę. Wkuła mi się w kręgosłup i nie trafiła. Więc wyjęła i jeszcze raz. Z pierwszego wkłucia poleciało dużo krwi, bo mówiła, że trysnęło. Kolejne wkłucie już udane. Po chwili zrobiło mi się ciepło w nogi i nic nie czułam już. Czułam jakby mnie od połowy nie było. Dziwne ale i fajne uczucie w porównaniu z tym co się działo po ustąpieniu znieczulenia. Potem lekarze się zastanawiali gdzie nacinać, bo mam pieprzyk w tym miejscu i jeden z nich się śmiał, że trzeba go ominąć bo taki ładny.Faktycznie nacięli milimetr wyżej.
Potem miałam lekki odlot. Dostałam tlen i coś w żyłę i powróciłam do żywych, ale już czułam jak odpływam. Kompletnie nie miałam na to wpływu.
Potem anestezjolog uprzedziła mnie, że poczuję nieprzyjemne szarpnięcie w brzuchu i faktycznie był to moment wyciągnięcia Jaśka. Pan doktor mi go pokazał od przodu i od tyłu i powiedział: "I ma pani swojego mężczyznę". Oniemiałam bo Jasiek nie płakał w ogóle i wyglądał co najmniej nieatrakcyjnie cały od tej mazi płodowej. Lekko się przestraszyłam tym brakiem krzyku. Oddano go położnej i wtedy jak ryknął. Byłam taka szczęśliwa. Łzy leciały mi ciurkiem. Pani anestezjolog śmiała się, że weźmie go jeśli mi się nie podoba skoro płaczę, jednak pewna miła położna powiedziała do niej, że to ze szczęścia. Jak teraz to piszę to mam jeszcze łzy w oczach. Nigdy tej chwili nie zapomnę. I tego ciepła w sercu i tego ogromu miłości niewypowiedzianej. Masakra! Nie da się tego opisać w żadnych słowach!
Położna powycierała Jaśka, owinęła. Dostałam do przeczytania jego bransoletkę czy się zgadzają dane. Założono mu ją i pokazano mi jeszcze raz mojego aniołka. Następnie Jaś pojechał na oddział a mnie zaszywano.Lekarze zrobili zakład ile Jaś waży, bo rano na badaniu miał niby 3800. Specjalnie położna zadzwoniła na noworodki, żeby spytać i okazało się, że Jaś ma 4200. Byłam zachwycona i dumna z siebie, że taki duży jest. Potem przełożono mnie na łóżko i zawieziono na położniczy. Tam zajęły się mną od razu przemiłe położne. Cały czas do mnie zaglądały, zmieniały podkłady, mierzyły ciśnienie i temperaturę. Poza tym zachwycały się nad Jaśkiem i pocieszały mnie. Te miłe słowa dużo dla mnie znaczyły. Parę razy się poryczałam, że nie ma ze mną Mirka. Jaśka dostałam po godzinie na pierś i potem już ze mną był cały dzień i noc. Zabrano go tylko na szczepienie i mycie.Karmiłam go cały czas, jednak nie było pokarmu. Jaś zawzięcie ssał cycuszki. Zasypiał ze zmęczenia. A ja cały czas na niego patrzyłam. Znieczulenie zeszło i dopiero wtedy poczułam ból. Był straszny, a w ogóle kurczenie się macicy. Czułam się okropnie, ale nie zapłakałam z bólu ani raz. Położna mówiła że jestem dzielna, bo normalnie rozmawiałam i wszystko, gdzie niektóre kobiety z bólu nawet nic nie mówią i nie chcą dziecka.Ja właśnie nie chciałam go oddać.
O 24 położna kazała mi usiąść na łóżku i spróbować wstać, ale ledwo usiadłam. Nie wstawałam już bo czułam że mam galaretowate nogi jeszcze i nie chciałam żeby miały problem i mnie dźwigały więc się położyłam z powrotem.Wtedy też odłożono Jaśka do kojca a ja mogłam się troszkę przespać. Spałam ale czułam każdy jego ruch, pisk, wręcz oddech. Rano odłączono mi cewnik. Poszłam pierwszy raz do toalety i mogłam się umyć w sali, tzn zęby i buzię.Każdy ruch sprawiał mi straszny ból. Jeszcze jak teraz o tym pomyślę to czuję to jakby na sobie. Koszmar.Ale dałam radę.Potem posiedziałam troszkę na łóżku i już musiałam się zająć Jaśkiem. Bałam się go przebierać i ruszać. Bałam się, że coś mu zrobię.Jednak z czasem ten lęk minął i dawałam radę.
Więc kontynuując mój pobyt w szpitalu. W piątek wzięli mnie na porodówkę przed ósmą. Podłączyli oxytocynę. Leżałam i kwiczałam do 11. Skurcze stawały się coraz mocniejsze, na szczęście z brzucha. Położna powiedziała, że to dobrze rokuje na kolejne porody.Jeśli bym rodziła naturalnie niby skurcze z brzucha są słabsze. Gdy dostałam już 5 cm rozwarcia w końcu założono mi cewnik i kazano iść na salę operacyjną. Szłam na samej koszuli jaką dostałam , czyli krótkiej. Lazłam z gołym tyłkiem. A jak zimno mi było, bo zdjęto mi skarpety. Kazano się rozebrać do naga i położyć na łóżko operacyjne.Zimne jak cholera. Z tego wszystkiego i z zimna dostałam aż drgawek. Stresujące było to czekanie na to aż się zacznie. Zanim przyszli lekarze i anestezjolog bardzo się stresowałam. Mimo iż atmosfera była przednia. Lekarze i położne śmiali się i żartowali na całego. Opowiadali sobie anegdotki przez całą operację.
W końcu pojawiła się pani anestezjolog. Kazała usiąść i wygiąć się w łuk. Ledwo dałam radę. Wkuła mi się w kręgosłup i nie trafiła. Więc wyjęła i jeszcze raz. Z pierwszego wkłucia poleciało dużo krwi, bo mówiła, że trysnęło. Kolejne wkłucie już udane. Po chwili zrobiło mi się ciepło w nogi i nic nie czułam już. Czułam jakby mnie od połowy nie było. Dziwne ale i fajne uczucie w porównaniu z tym co się działo po ustąpieniu znieczulenia. Potem lekarze się zastanawiali gdzie nacinać, bo mam pieprzyk w tym miejscu i jeden z nich się śmiał, że trzeba go ominąć bo taki ładny.Faktycznie nacięli milimetr wyżej.
Potem miałam lekki odlot. Dostałam tlen i coś w żyłę i powróciłam do żywych, ale już czułam jak odpływam. Kompletnie nie miałam na to wpływu.
Potem anestezjolog uprzedziła mnie, że poczuję nieprzyjemne szarpnięcie w brzuchu i faktycznie był to moment wyciągnięcia Jaśka. Pan doktor mi go pokazał od przodu i od tyłu i powiedział: "I ma pani swojego mężczyznę". Oniemiałam bo Jasiek nie płakał w ogóle i wyglądał co najmniej nieatrakcyjnie cały od tej mazi płodowej. Lekko się przestraszyłam tym brakiem krzyku. Oddano go położnej i wtedy jak ryknął. Byłam taka szczęśliwa. Łzy leciały mi ciurkiem. Pani anestezjolog śmiała się, że weźmie go jeśli mi się nie podoba skoro płaczę, jednak pewna miła położna powiedziała do niej, że to ze szczęścia. Jak teraz to piszę to mam jeszcze łzy w oczach. Nigdy tej chwili nie zapomnę. I tego ciepła w sercu i tego ogromu miłości niewypowiedzianej. Masakra! Nie da się tego opisać w żadnych słowach!
Położna powycierała Jaśka, owinęła. Dostałam do przeczytania jego bransoletkę czy się zgadzają dane. Założono mu ją i pokazano mi jeszcze raz mojego aniołka. Następnie Jaś pojechał na oddział a mnie zaszywano.Lekarze zrobili zakład ile Jaś waży, bo rano na badaniu miał niby 3800. Specjalnie położna zadzwoniła na noworodki, żeby spytać i okazało się, że Jaś ma 4200. Byłam zachwycona i dumna z siebie, że taki duży jest. Potem przełożono mnie na łóżko i zawieziono na położniczy. Tam zajęły się mną od razu przemiłe położne. Cały czas do mnie zaglądały, zmieniały podkłady, mierzyły ciśnienie i temperaturę. Poza tym zachwycały się nad Jaśkiem i pocieszały mnie. Te miłe słowa dużo dla mnie znaczyły. Parę razy się poryczałam, że nie ma ze mną Mirka. Jaśka dostałam po godzinie na pierś i potem już ze mną był cały dzień i noc. Zabrano go tylko na szczepienie i mycie.Karmiłam go cały czas, jednak nie było pokarmu. Jaś zawzięcie ssał cycuszki. Zasypiał ze zmęczenia. A ja cały czas na niego patrzyłam. Znieczulenie zeszło i dopiero wtedy poczułam ból. Był straszny, a w ogóle kurczenie się macicy. Czułam się okropnie, ale nie zapłakałam z bólu ani raz. Położna mówiła że jestem dzielna, bo normalnie rozmawiałam i wszystko, gdzie niektóre kobiety z bólu nawet nic nie mówią i nie chcą dziecka.Ja właśnie nie chciałam go oddać.
O 24 położna kazała mi usiąść na łóżku i spróbować wstać, ale ledwo usiadłam. Nie wstawałam już bo czułam że mam galaretowate nogi jeszcze i nie chciałam żeby miały problem i mnie dźwigały więc się położyłam z powrotem.Wtedy też odłożono Jaśka do kojca a ja mogłam się troszkę przespać. Spałam ale czułam każdy jego ruch, pisk, wręcz oddech. Rano odłączono mi cewnik. Poszłam pierwszy raz do toalety i mogłam się umyć w sali, tzn zęby i buzię.Każdy ruch sprawiał mi straszny ból. Jeszcze jak teraz o tym pomyślę to czuję to jakby na sobie. Koszmar.Ale dałam radę.Potem posiedziałam troszkę na łóżku i już musiałam się zająć Jaśkiem. Bałam się go przebierać i ruszać. Bałam się, że coś mu zrobię.Jednak z czasem ten lęk minął i dawałam radę.
środa, 3 kwietnia 2013
Pobyt w szpitalu.
Hej!
Jasiek śpi sobie koło mnie smacznie, więc mam chwilkę żeby popisać.
Zastanawiałam się o czym mogłabym napisać i uważam, że może komuś się przyda mój opis pobytu w szpitalu. Rodziłam w szpitalu w Kościerzynie, jeśli ktoś wie gdzie to jest może opinia się przyda.
Jak wiecie do szpitala trafiłam w czwartek rano. Udałam się tak jak poinstruował mnie mój lekarz prowadzący na Izbę Przyjęć. Na samym wstępie zostałam potraktowana okropnie. Trafiłam na starą, wredną położną, straszną służbistkę. Ledwo chodziłam a ta poganiała mnie że mam się rozebrać w 3 minuty. Ledwo wyjęłam rzeczy z torby, żeby się przebrać już pytała czy jestem ubrana. Nie wiem jak to zrobiłam ale musiałam być ubrana w mig. Potem leciała na patologię ze mną.
Acha bym zapomniała. Jeszcze przy wypisywaniu dokumentów naskoczyła na mnie dlaczego przyjechałam tu rodzić skoro jestem z innego powiatu. Zacofana czy co?!
Zostawiłam to bez komentarza, gdyż uznałam to za wredotę i tyle. Lekarz informował mnie że mogę nawet rodzić w wodzie w Pucku jeśli chcę i nie mają prawa mnie odesłać do domu a ta wredota.....
Ale podejrzewam, że naskoczyła tak na mnie dlatego, że chodziłam prywatnie do lekarza i jego pacjentki wszystkie rodzą w tym szpitalu, mimo, że przyjmuje w powiecie Bytowskim a pracuje w Kościerskim.
Przez to jej podejście czułam się strasznie i nawet ciśnienie mi podeszło.
Potem na patologii też musiałam pokazać dokumenty i potem zostałam zbadana przez lekarza. Miałam lekkie rozwarcie, mimo że nic nie czułam. Po części biurokracyjnej zaprowadzono mnie do sali. Leżały tam dwie panie na podtrzymaniu. Miały już dzieci i wymądrzały się czego to one nie wiedzą. Na szczęście miałam to gdzieś. Pomyślałam sobie, że teraz się mądrują a jak były w pierwszej ciąży to miały też gały na wierzchu.
Cały dzień przychodziły co chwilka położne i badały tętno i robiły KTG. Na szczęście inne położne w tym szpitalu były bardzo miłe, do rany przyłóż. Bo już bałam się że będą jak ta z IZBY i to będzie męka.
Mój mąż był bardziej wystraszony niż ja.Pojechał szybko do domu. Chyba był wzruszony że mnie tam zostawia i nie chciał się rozpłakać.
Nudziło mi się tam jak nie wiem, ale na szczęście spałam całą noc dobrze.W piątek obudziłam się o 6. Poszłam pod prysznic. Przed ósmą była już po mnie położna. Zaprowadziła mnie na porodówkę . Dostałam oxytocynę na pobudzenie macicy do pracy. Resztę napiszę jutro, bo to już będzie sam przebieg porodu. Poza tym nie chcę żeby posty były za długie.
Dobrej Nocki Wam życzę!
Jasiek śpi sobie koło mnie smacznie, więc mam chwilkę żeby popisać.
Zastanawiałam się o czym mogłabym napisać i uważam, że może komuś się przyda mój opis pobytu w szpitalu. Rodziłam w szpitalu w Kościerzynie, jeśli ktoś wie gdzie to jest może opinia się przyda.
Jak wiecie do szpitala trafiłam w czwartek rano. Udałam się tak jak poinstruował mnie mój lekarz prowadzący na Izbę Przyjęć. Na samym wstępie zostałam potraktowana okropnie. Trafiłam na starą, wredną położną, straszną służbistkę. Ledwo chodziłam a ta poganiała mnie że mam się rozebrać w 3 minuty. Ledwo wyjęłam rzeczy z torby, żeby się przebrać już pytała czy jestem ubrana. Nie wiem jak to zrobiłam ale musiałam być ubrana w mig. Potem leciała na patologię ze mną.
Acha bym zapomniała. Jeszcze przy wypisywaniu dokumentów naskoczyła na mnie dlaczego przyjechałam tu rodzić skoro jestem z innego powiatu. Zacofana czy co?!
Zostawiłam to bez komentarza, gdyż uznałam to za wredotę i tyle. Lekarz informował mnie że mogę nawet rodzić w wodzie w Pucku jeśli chcę i nie mają prawa mnie odesłać do domu a ta wredota.....
Ale podejrzewam, że naskoczyła tak na mnie dlatego, że chodziłam prywatnie do lekarza i jego pacjentki wszystkie rodzą w tym szpitalu, mimo, że przyjmuje w powiecie Bytowskim a pracuje w Kościerskim.
Przez to jej podejście czułam się strasznie i nawet ciśnienie mi podeszło.
Potem na patologii też musiałam pokazać dokumenty i potem zostałam zbadana przez lekarza. Miałam lekkie rozwarcie, mimo że nic nie czułam. Po części biurokracyjnej zaprowadzono mnie do sali. Leżały tam dwie panie na podtrzymaniu. Miały już dzieci i wymądrzały się czego to one nie wiedzą. Na szczęście miałam to gdzieś. Pomyślałam sobie, że teraz się mądrują a jak były w pierwszej ciąży to miały też gały na wierzchu.
Cały dzień przychodziły co chwilka położne i badały tętno i robiły KTG. Na szczęście inne położne w tym szpitalu były bardzo miłe, do rany przyłóż. Bo już bałam się że będą jak ta z IZBY i to będzie męka.
Mój mąż był bardziej wystraszony niż ja.Pojechał szybko do domu. Chyba był wzruszony że mnie tam zostawia i nie chciał się rozpłakać.
Nudziło mi się tam jak nie wiem, ale na szczęście spałam całą noc dobrze.W piątek obudziłam się o 6. Poszłam pod prysznic. Przed ósmą była już po mnie położna. Zaprowadziła mnie na porodówkę . Dostałam oxytocynę na pobudzenie macicy do pracy. Resztę napiszę jutro, bo to już będzie sam przebieg porodu. Poza tym nie chcę żeby posty były za długie.
Dobrej Nocki Wam życzę!
Subskrybuj:
Posty (Atom)