niedziela, 13 września 2015

Jak Kevin sam w domu- ale to nie Święta jeszcze!


Hej!
Od kilku dni a dokładnie od czwartku jesteśmy z Jaśkiem zupełnie sami w domu. Jak wiecie albo i nie Benia się wyprowadziła z Roksaną, Ania w psychiatryku, mamę zawiozłam do jej siostry, bo musi przez kilka dni chodzić do lekarza.Mój brat Holenderski-tak go nazwijmy- to ten co 11 za granicą ciężko pracuje a nie ma nic i mama co ma 800 zł renty bierze mu kredyty. Najpierw na działkę, teraz na dom. Także spoko. Nie, żebym jakoś zazdrosna była. Bo nie chcę, żeby mi ktokolwiek brał kredyt. Jak będę chciała sama wezmę. Tylko wkurwi mnie to, że udaje takiego "świętego", matka to mu chyba ołtarzyk wystawi! Jest murarzem z zawodu- dom stawia mu firma i sam tam nic nie robi. Jedzie z laptopem jak jakiś profesor.Nie wiem od kiedy na budowę z laptopem.?WTF?
Mirek jest już kilka miesięcy za granicą, dokładnie od 22 kwietnia, czyli zaraz 5 miesięcy. No licząc jego powroty to 4 miesiące. I kupił sobie samochód już. Bo tym starym się nie da. Za bardzo jest dobity. A też już objechał Niemcy3 razy. Wysyła kasę mi na życie, gospodarstwo, tam też musi się utrzymać. I nie jest łatwo ani jemu ani mi. Tym bardziej że mamy dziecko. I jak słyszę, że Holenderski ma ciężko i źle. To mnie krew zalewa!  I choćbyśmy nie wiadomo co z Mirkiem mieli, nie wiadomo jacy dobrzy byli. To zawsze będzie ZA MAŁO!
Ja nie wiem już chyba tak mam, że się staram w miłości, małżeństwie, rodzinie, przyjaźni a i tak zawsze czuję, że jestem za mało!
Tak jakbym musiała sobie zasłużyć na szacunek, miłość, przyjaźń. A widocznie nie zasługuję!
Dobrze, że przynajmniej mój syn mnie kocha bezwarunkowo. Jak na razie! I jeszcze!
 Bo może i o jego miłość będę musiała skomleć!
Najgorsze, że w rodzinie M czujemy się podobnie. Jakoś tak.
Coraz poważniej zastanawiam się nad wyjazdem do M., rzuceniem tego w cholerę, nabranie chłodnego dystansu do ludzi i spraw. Może nie już jutro ale kto wie? Za rok? Chciałam kończyć studia tutaj, jednak teraz głęboko się zastanawiam czy jest sens? Po co komuś coś udowadniać? A może warto samej sobie udowodnić? Na studia można przecież też przyjeżdżać. Zobaczymy. Moje serce chwyta coraz więcej rozterek. Może to ta samotność zmusiła mnie do refleksji? I to pozytywnej. Może warto żyć tak jak teraz? Jestem z Jaśkiem sama , oderwana od patologii mojej. rodziny. Nie tęsknię za nikim innym jak za M.

Tu kilka zdjęć. Wiem, że mój ogród dupy nie urywa, jednak uważam, że na te środki jakie w niego wkładam i grom całe moje własne siły oraz moje i tylko moje pomysły to nie jest tak całkiem źle i jak już za kilka lat stanie NASZ DOM to wszystko będzie się jakoś ładniej prezentowało.





































wtorek, 8 września 2015

Jędza

Hej!
Wczoraj cały dzień za kółkiem i z pobudką od 4 rano. Moja siostra Ania, ta która jeszcze ze mną mieszka i najwięcej mi pomaga dostała atak. Mówię atak na to jej zachowanie, bo nie wiem jak nazwać zachowanie osoby chorej na schizofrenię paranoidalną. Otóż okazuje się, że ona od kilku miesięcy nie brała lekarstw. Oszukiwała nas nieźle. Mimo, że już od dłuższego czasu niepokoiło mnie jej zachowanie pytałam czy bierze leki - mówiła zawsze-Tak!
A jednak nie. W nocy nie mogła spać. I natłok myśli, brak snu swoje zrobiły. Płakała na przemian z krzykiem. Siedziała patrząc w jeden punkt, bez jakiegokolwiek kontaktu by za chwilę rozmawiać normalnie. Pogotowie przyjechało, jednak stwierdzili, że nie mogą a nawet nie mają prawa zabrać jej do szpitala, gdyż nie zagraża życiu nikogo ani też swojemu.
Musiałam z nią pojechać do lekarza rodzinnego i ten wystawił skierowanie do szpitala psychiatrycznego w Starogardzie Gdańskim. No to pojechałam. Całą drogę zachowywała się dziwnie. Słyszała głosy mamy, taty. Jakieś omamy. Wyobraźcie sobie jak zasuwałam. Z sercem na ramieniu.
Mój brat, który teraz jest w domu, bo buduje dom na który wzięła mu kredyt mama przyszedł w nocy do mnie i walił na drzwi, że z nią się coś dzieje i poszedł dalej spać. Wychodzi na to, że nie mógł spać i siostra była problemem jaki ja musiałam rozwiązać. Ale ja się pyta na jakiej podstawie? Ja mam swoją rodzinę! I co z tego, że mi czasem zajmie się Jasiem, czy pomoże coś na dworze? Jednak jak widzicie ja będąca taką zołzą musiałam zostawić dziecko i pomóc siostrze.
Jednak najlepszy tekst usłyszałam dziś. Przyszła dziś sąsiadka do mojej mamy i powiedziała, że Jaś tylko z mamą chodzi. A z kim ma niby chodzić? A moja mama na to, że jakby ona miała samych synów to by nie chorowała na depresję przez całe życie.

Wiecie jak się poczułam. Jak ktoś kogo nie powinno być. I mimo, że nie raz już od niej dostałam nóż w plecy to jednakowoż zawsze boli to samo. Ja nie wiem co ja mam jeszcze zrobić, żeby zadowolić osoby, które są dla mnie ważne. Każdy, nie tylko mama, bo teściowa czy osoby z mojej rodziny czy rodziny Mirka traktują mnie jak kogoś -nawet nie wiem jak to nazwać- głupiego. Nie! Naiwnego? Gorszego?
Czasem mam dość! I to są te dni! Teraz zapieprzam sama. Nie wiadomo kiedy Ania wyjdzie. Pewnie za 2 miesiące. Na rower już pewnie codziennie nie pójdę. Bo z mamą nie chcę zostawiać Jaśka. Nie ufam jej. Ciągle jej coś nie pasuje. Nie wiem. Czasami zastanawiam się czy to ona nie ma większej winy w tym co ja teraz muszę przechodzić z rodzeństwem-sądy. Czasem jej nienawidzę.
Powiedziałam sobie, że muszę zmienić podejście do ludzi. Może jak będę wredną zołzą oni zaczną mnie traktować inaczej a nie tylko jako naiwną Ewę.

Miłej nocki kochani!

Chyba sobie zamówię bluzkę z takim napisem i będę zakładać co niedziela.!

piątek, 4 września 2015

Jesień? A może jednak nie?

Hej!
U nas dziś cały dzień padało i postanowiłam że coś tu naskrobię do Was. Nie było mnie długo, ze względu na żniwa i inne prace. Najzwyczajniej chciałam wykorzystać cały dzień maksymalnie jak się dało. A że poświęcam ok 2 godzin dziennie na rower to tego dnia mało zostaje -przynajmniej dla mnie.
Tak, tak. Jeżdżę na rowerze. Z małymi przerwami-w żniwa nie jeździłam i potem jak M pojechał to jakoś tydzień też nie ale staram się jak najczęściej i nawet mi się podoba jak jadę. Jakoś czuję, że jak się zmęczę i spocę to cały stres i nerwy schodzą ze mnie.
Tylko wkurzam się inną sprawą. A mianowicie,mimo że trzymam dietę- w miarę-jem zdrowo i staram się co 3 godziny. I jeżdżę te 20 km dziennie minimum . To moja waga stoi a nawet idzie w górę. Wiem, że nie wagą powinnam się kierować, ale jakoś tak mnie ona demotywuje!

Z nowości w moim życiu to w końcu cieszymy się spokojem w domu. Moja siostra Benia się wyprowadziła z siostrzenicą. Mieszka u mojego brata-tego co mnie podał do sądu. Teraz pewnie oboje będą się motywować na rozprawach przeciwko mnie. Jednak cieszę się, że ona już z nami nie mieszka. Nie płaciła za nic, nawet nie zajmowała się Roksaną zbytnio, nie mówiąc żeby w czymkolwiek nam pomagała. Jedynie umiała się kłócić i mieszać między nami. Nawet Jaśka szkoliła po swojemu. Przez nią i przez Roksanę on nauczył się przekleństw. Jest mały i jeśli nie będzie ich już dłużej słyszał zapomni je.
Wyprowadziły się w poniedziałek a dziś już zauważyłam zmiany w zachowaniu Jasia. Jest spokojniejszy, nie ucieka mi ciągle jak do tej pory uciekał do nich. Mogę kontrolować jego odżywianie- ja nie daję mu słodyczy codziennie zamiast posiłków. A moja siostra jako że chyba chciała być tą dobrą ciocią dawała mu słodycze kiedy tylko do niej przyszedł. Roksana tak samo. A wiadomo, że wtedy ja musiałam się męczyć, żeby mu wcisnąć obiad czy inny posiłek. Teraz chętnie zjada to co mu dam. Słodyczy mu nie bronię, ale traktujemy je jako nagrodę za coś lub jak ładnie zje inne posiłki.
Kolejny plus jest taki, że łazienka wreszcie nie jest ciągle zajęta. Moja siostra potrafiła ją zajmować dwie godziny i nie raz musiałam wychodzić za potrzebą na dwór.
Mimo, że moja siostra nie odpuści mi w sądzie to się cieszę, przynajmniej troszkę odsapniemy. Moja mama też. Bo dzieliła z nią pokój i często musiała wysłuchiwać jej kazań lub wrzeszczenia. Teraz ma spokój.
Aż tak dziwnie się przyzwyczaić do tego luksusu jakim jest spokój.
Jesień nie zawsze musi się zaczynać źle. I mimo, że nie jest to moja ulubiona pora roku to chyba muszę się przekonać powoli do jej piękna i rześkości.
Z innych nowości to jest nadzieja że Jaś polubi robienie grubszej sprawy na kibelek. Dziś zrobił pierwszy raz i skakałam i całowałam go z radości. Wariatka co nie?
Obiecałam mu nawet nowy traktor -stary miał wypadek. Jaś złamał mu koło i już nie da się naprawić. Także jak Młody polubi kibelek to nagroda się należy!


Jakiś czas temu zakupiłam w netto takie fajowe, co prawda plastikowe słoiki ze słomką do picia!
I teraz koktajle smakują o niebo lepiej i jakoś chętniej je robię. No prawie codziennie!
Truskawka, banan, szpinak, kefir

Mój ulubiony smak: mango, melon!Tu jest zielony, bo dodałam zielony jęczmień


Jagoda, truskawka i zielony jęczmień! Ale jagody jęczmień nie przebije!
Jaś nie chciał jak zwykle puścić Mirka gdy ten był tylko 3 dni w domu!I to jeszcze na żniwa!



A tutaj sobie to dzisiaj popijam! Od małża!

Tę piosenkę ostatnio słucham jak nawiedzona! I łzy się często suną do oczu!
Dobrej nocy kochani!