Strony

niedziela, 26 kwietnia 2015

Dajemy radę!

Hej!
Od wyjazdu M minęło 4 dni. U niego O.K. Cieszy się z pracy. Widzę, że  odżył. Przynajmniej nie martwi się problemami jakie mieliśmy ostatnio. Jakby życie w niego od nowa wstąpiło. Dzwoni zawsze wieczorem. Chyba najbardziej tęskni za Jaśkiem. Twierdzi, że za mną też. Ale widziałam jak miał łzy w oczach jak żegnał się z Jaśkiem.
Jaś pierwszego dnia bez M rano, gdy robiłam kawę -powiedział do mnie: "mama zrób taty też kawe". Tłumaczyłam mu wtedy gdzie jest tata. Drugiego dnia układaliśmy kamienie koło stawu i ktoś jechał traktorem drogą koło nas i Jaś mówił:"tam tata jedzie torem"-znów tłumaczyłam. Trzeciego dnia rano, gdy zapytałam gdzie jest tata Jaś odpowiedział: "tata je dada, daje buciom ama". Także znów tłumaczenie. Poza tym zauważyłam, że boi się mnie stracić z oczu. Tak jakby się bał, że i ja gdzieś pojadę i mnie nie będzie. I tuli się więcej i częściej niż dotychczas.Ciągle mówi : "mama kochaj Jasia" i daje mi buźki. Gdy M dzwoni zawsze chwilkę do niego mówi i widać, że Jaś słucha bardzo-najchętniej to by wszedł w telefon. Także ja jakoś sobie radzę-zapełniam dzień pracą. Martwi mnie Jaś. Mam nadzieję, że nie odbije się to jakoś mocno na  jego psychice, że to tylko tak na razie źle na niego wpływa.




środa, 22 kwietnia 2015

Sama - umiesz liczyć-licz na siebie


Hej!
Nie było mnie tu ostatnio, bo mieliśmy niezłe zawirowania w domu.
Otóż M wyjechał dziś  za granicę do pracy. Konkretnie to do Niemiec do pracy na budowie.
Jest 22.45 a on dopiero o 24 będzie na miejscu. Czekam na telefon od niego czy dojechał szczęśliwie.
Szukałam już mu długo jakiejś pracy za granicą, ale nic nie mogłam znaleźć i postanowiłam uruchomić swoje stare kontakty z czasów szkoły średniej. Wtedy byłam w Niemczech na praktyce przez miesiąc. U cudownej rodziny. To dzięki nim M teraz wyjechał. Cieszę się bardzo. Z drugiej zaś strony cholernie ciężko było nam się rozstać. M miał łzy w oczach jak żegnał się z Jaśkiem.. Od listopada był w sumie w domu ciągle i teraz nagle wyjechał. Boję się o Jaśka czy to na niego negatywnie nie wpłynie. Mirek też będzie tęsknił za jego brojeniem, porannymi pobudkami. Co prawda nie spędzał z nim dużo czasu, bo ciężko jak się ma gospodarstwo. Jednak wydaje mi się, że sama obecność i poczucie bezpieczeństwa dużo dawały.  Nie wiem czy ja mu to jakoś wypełnię. Ja trzymałam się twardo. Nie chciałam, żeby M myślał, że będę się zamartwiać.Potem i tak się poryczałam.Ale muszę dać radę.
Jak nie ja to kto??????????
Będzie nam teraz ciężko, bo całe gospodarstwo na mojej głowie i Jaś.Nie mamy drugiego samochodu, więc będę musiała prosić znajomych żeby nas zabierali na zakupy czy w razie W do lekarza.
Staram się tak zaplanować prace, żeby mały ciągle był ze mną. Z moją pseudo "rodzinką" wolę go nie zostawiać, bo tylko go uczą złych zachowań i słów. Jeszcze nie tak dawno powiedział "ku....wa"!
My z M przy nim tak nie mówimy. Za to pewnie słyszy jak moja siostra przeklina i łapie w mig. Poza tym ona go rozjusza. Nie wiem czy mnie zrozumiecie co to znaczy, ale chodzi o to, że robi go nerwowym i pełnym złości. Najpierw mu na wszystko pozwala a za chwilę zabrania. I jeszcze go szarpie i się drze nad nim. Więc nie ale dzięki. W sumie to nawet myślę, że robi to specjalnie na złość mi. Sama nie umie wychować dobrze dziecka to jeszcze chce, żebym ja miała problemy wychowawcze z Jaśkiem. Ale już niedługo. Mam nadzieję, że do zimy będziemy już mieszkać sami. Tylko z mamą i Anią. Ona mimo, że jest chora psychicznie to lepiej obchodzi się z  Jaśkiem niż Benia "teoretycznie" zdrowa.Jednak nad jej zdrowiem psychicznym warto się długo zastanowić.
Mam nadzieję, że dzięki wyjazdowi M podniesiemy się z tego dołka w jakim teraz jesteśmy. Wiadomo-pierwszy miesiąc pewnie będzie musiał pracować na oddanie długu zaciągniętego właśnie na wyjazd.
Nie mieliśmy kasy żadnej odłożone, bo wiadomo M nie pracował od listopada i wszystko szło na życie i gospodarstwo. Wyjazd wyskoczył w poniedziałek. I skąd tu nagle teraz kasę. I tu jest kolejny pies pogrzebany. Bo ja myślałam tylko, że moja rodzinka jest poje............ Jednak zgodnie z M stwierdziliśmy, że jego nie jest nic lepsza. Jak chciał pożyczyć od nich pieniądze to nagle każdy udaje, że nie ma. Jedynie teściowa nie odmówiła i dała M jakieś 500 zł.
Byłam w szoku.
I jak widać w życiu jak umiecie liczyć -liczcie na siebie! Lub na obcych ludzi.
Okazuje się, że pieniądze pożyczył nam znajomy, z którym w sumie nie dawno się znamy,bo jakieś 3 lata. Pożyczył też M nawigację. Chciał pożyczyć nawet samochód M tak, żebym ja miała tu auto też. Jednak wyjazd wyskoczył za szybko, a on miał je pożyczone akurat synowi na tydzień.
W ogóle to dobry człowiek. Pomaga nam też w tej rozprawie i innych trudnych sprawach. Ma dużą firmę i gospodarstwo i inne możliwości niż my.
Spytałam go dlaczego nam pomaga? Powiedział, że dlatego, że widzi, że ciężko harujemy, a on ceni ludzi pracowitych. I nie poddajemy się, mimo takich ciosów od życia.
Prawie ryczałam po rozmowie z nim.
Dało mi to wiarę i siłę na dalszą walkę. Już prawie zwątpiłam w to, że jest na świecie krzta dobra ale okazuje się, że jest. I z tą nadzieją i ja czekam na nasze lepsze jutro. Dobrej nocy.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Chyba dochodzę

Hej!
Ale nie nie moi drodzy. Nie będzie o takim "dochodzeniu" jak pewnie połowa z Was sobie pomyślała. Chyba dochodzę do siebie po tej całej rozprawie. Przemyślałam sobie wiele rzeczy i mam zamiar walczyć. Nie poddam się walkowerem i póki starczy mi sił będę się opierać. W końcu nie po to walczyłam kiedyś z ojcem, żeby teraz moje rodzeństwo rozwaliło i rozsprzedało gospodarstwo moich dziadków i ojca, który był łajzą ale z dalszej perspektywy też nie miał lekko a mimo to ciągnął to.
Wierzę w niezawisłość sądów i mam nadzieję, że prawda zawsze się obroni i wyjdzie na jaw.
I nawet jeśli ja nie będę miała łatwo to Jaś kiedyś to doceni. I może jemu pójdzie lepiej w życiu niż nam.
Nie piszę szczegółów, bo może jakaś menda mnie czyta. A nie chcę zdradzać moich zamiarów i planów. Jak akcja ruszy dalej postaram się pisać na bieżąco.
Dziś byłam u endokrynologa i odebrałam wyniki biopsji. Sama nic z nich nie zrozumiałam. Jednak konsultacja z lekarzem dużo dała. Okazuje się, że zmiana nie jest złośliwa. To najważniejsze. Jednak patomorfolog zapisał aby zmiana była wycięta. Ponieważ może się rozrastać a nawet zmienić charakter. Jednak mój endo tak od razu nie chce mnie posłać na stół operacyjny i da mi szanse. Spróbujemy zasuszyć tego guzka przy pomocy leków. Jeśli za pół roku zmiana nadal będzie rosła i nie zareaguje na lek wtedy wytniemy. Od jutra biorę hormony. Mam nadzieję, że nie przytyję. Endo twierdzi, że może pomóc mi to w przyspieszeniu metabolizmu. No nie wiem. Zobaczymy. Także z tą optymistyczną wiadomością Was żegnam. Dobrej nocki.

czwartek, 9 kwietnia 2015

29 stuknęło

Hej!
Długo mnie nie było, ale jakoś brak mi odwagi, żeby napisać tu o moich problemach. Muszę się sama najpierw uporać z myślami i poukładać sobie to wszystko jakoś a potem siądę i napiszę. Za ciekawie nie jest. Jednak są też plusy całej tej sytuacji związanej z moją rozprawą. Tymczasem ja wzięłam się za robotę w ogrodzie. Już mam grządki i teraz sieję warzywa.
A dziś mam 29-te urodziny!
I czekam na życzenia od moich fanów. Buziaki!