środa, 23 grudnia 2015

W dupę takie Święta!

Hej!
Nie czuję magii Świąt w tym roku! Wcale! Staram się ale nie wychodzi. Powiesiłam na okno lampki i renifery, stare z zeszłego roku. Młody zwalił je dwa razy, a raz urwał kabel. Naprawiłam. Bo co to dla mnie! Odkąd M wyjechał muszę wszystko sama umieć ogarnąć. I powiem Wam, że boję się wypowiedzieć te słowa ale przyzwyczaiłam się do naszej samotności. M wrócił tydzień szybciej niż miał. Ale i on i ja nie możemy się odnaleźć. Młody szaleje. Czego nie wymusi na mnie idzie do ojca, a ten że chce mu wynagrodzić swój wyjazd pozwala mu na wszystko. Nie wiem jak dalej ma wyglądać wychowanie naszego dziecka, skoro ja po swojemu a M po swojemu!
Jutro Wigilia a ja nic nie mam. Zrobiłam niby jakieś zakupy, ale w sumie to odechciewa mi się tych Świąt! Dobrze, że pierogi szybciej porobiłam. Będzie co jeść przynajmniej!
M zaczął remont. Wymienił drzwi frontowe i okno w jednym pokoju, a sprzątania miałam na dwa dni. Poza tym nie dogadujemy się ostatnio. Tak jak Marta  odczuwam fakt, że to nie ja zarabiam na dom i wszystko inne. Jednak widać, że nie tylko teściowa ma mnie za nieroba! Zapierdalam ile fabryka da. Jednak nie wiem czy kiedykolwiek ktokolwiek to doceni?! I stwierdzam, że w przyszłym roku olewam Święta kompletnie. Chciałam. Chciałam żeby było super! Żeby był stół wigilijny, żeby mój syn miał to czego ja nigdy nie miałam. Jednak jak to mówią dobrymi chęciami piekło wybrukowane! Oboje z M nie mieliśmy przykładu jak powinny wyglądać Święta i teraz pomimo starań nic nie wychodzi. Staramy się i spinamy za bardzo. W przyszłym roku olewam Święta.  Nie będę już naciskać na te rodzinne, w domu. Powoli zaczynam rozumieć ludzi, którzy w tym okresie wyjeżdżają na wczasy lub gdzieś w góry. Może to i pójście na łatwiznę a może lepsze rozwiązanie i mniejsze zło? Pomyślimy czy w przyszłym roku też tak nie zrobić?
A wy jak? Choinka już ustrojona dwa tygodnie temu?

wtorek, 8 grudnia 2015

Wyprowadzka, remont, decyzje, decyzje, decyzje......

Hej!
Czy ktoś tu jeszcze w ogóle zagląda? Ale nawet jeśli nie to i tak będę pisać. To mi pomaga. Ostatnio nie mogłam się zebrać do pisania z powodu jesiennej chandry. Nie cierpię jesieni i zimy. Nie ważne czy jest ładna czy nie. Nie ma słońca a słońce to mój motor życia. A że nadal siedzę udupiona w czterech ścianach z powodu tej cholernej rwy kulszowej to postanowiłam coś tu skrobnąć.
Od momentu wyjazdu M za granicę wiele razy miałam ochotę spakować torby i uciec. Po prostu zostawić to wszystko i jechać. Jednak mąż sprowadzał mnie zawsze na ziemię. Bo może i znalazłabym tam pracę, z mieszkaniem też nie byłoby problemu ale nie jest łatwo zostawić wszystko na co się tak ciężko pracowało. Nie po to walczę o tę ziemię po sądach żeby ją sprzedać. A tak pewnie z czasem by się stało. Bo nie można mieć wszystkiego. Zdaję sobie sprawę że nie dalibyśmy rady ciągnąć gospodarstwa i pracować na obczyźnie. Dla Jaśka było by lepiej żyć tam bo miałby tatę przy sobie ale i nauczyłby się języka. Tylko czy zostawiając to wszystko tu byłoby do czego wracać po latach? Moja rodzinka bierze co chce jak ja jestem w domu, a co dopiero jakby mnie nie było. Po ostatniej historii z geodetą to jestem w stanie spodziewać się wszystkiego po nich. Potem niedawno temu miałam podłożone metal pod koła samochodu i ruszając przebiłam sobie koło. Także wiecie.
M też mówi mi, że nie wiadomo jak będzie sytuacja wyglądać tam z pracą. Raz zarobi dużo a raz tyle że ledwo starcza na bieżąco. Wiadomo że w każdej chwili może być bez pracy, sądząc po rotacji pracowników jaka tam się odbywa. No i na razie stanęło na tym, że nie decydujemy się na wyjazd. Ale nigdy nie mówię nigdy, bo jak widać życie dość często weryfikuje nasze plany. Jednak na razie stanęło na tym że chyba jednak będziemy robić remont tego domu. Nie całego, bo na to potrzeba by tyle samo kasy co na nowy. Ale przynajmniej na te 2-3 lata chcemy wyremontować sobie kuchnię mojej mamy i z niej zrobić salon z kuchnią. A  w naszym pokoju, który do tej pory jest wszystkim: kuchnią, sypialnią, salonem i pokojem dziecka -zrobimy pokój dla Jaśka i w nim w jednym kącie chcę zrobić sobie kącik z biurkiem. Postanowiłam powrócić na studia. Rozmawiałam ostatnio z dobrą znajomą ze studiów i mówiłam, że się nie czuję na siłach, że dziecko, że jestem już za stara. Że zanim skończę studia to będę babcią. A ona uświadomiła mnie, że robiła studia pracując w sklepie na kasie, z dwójką dzieci, kredytem na dom, mężem momentami bez pracy i dziś ma co prawda 40 lat ale jest szczęśliwa że może uczyć i co mnie zdziwiło robi kolejny kierunek. W sumie to już kończy.
Co do remontu nie chciałam nigdy remontować tego domu, bo jest w złym stanie technicznym i potrzeba wielu nakładów finansowych. Ale wiadomo potrzebujemy miejsca i o ile z małym Jaśkiem było fajnie w jednym pokoju to widzę że i ja jak i on potrzebujemy miejsca. A domu w rok bez kredytu nie postawimy. W kredyt się pchać nie chcemy. Więc trzeba poświęcić troszkę kasy i jednak wyremontować ten dom troszkę. Pocieszam się, że jak wyremontujemy to już będziemy mogli tu mieszkać do momentu aż zrobimy przynajmniej jedno piętro na gotowo w naszym domu.
Są momenty że kłócę się z moją mamą i mam ochotę wprowadzić się choćby do obory, żeby mieć spokój. Ale nie da się. Muszę jakoś wytrzymać jeszcze. Najgorzej że aby zrobić z mamy kuchni sobie pokój musimy zrobić najpierw dla niej kuchnię w pokoju mojego taty. Tam trzeba założyć hydraulikę, wycekolować i wymalować, wymienić okno. A to są dodatkowe koszty których ona nie poniesie. Bo skoro my chcemy to nasz biznes w tym. Mogłaby żyć w tym syfie do końca życia i nie jest zadowolona że chcemy remontować. Dziś znów się z nią pokłóciłam. Chyba nigdy nie zrozumiem jej podejścia do dzieci jako matki. Żałosne.

sobota, 5 grudnia 2015

Rwa kulszowa

Hej!
Ja od kilku dni umieram. I nie jest mi do śmiechu. We wtorek dźwignęłam za ciężki worek i mam. Znów mnie dorwała. Potem już nie mogłam dojść do domu. I tak dwa dni w łóżku. Nawet kichnąć nie mogłam ani kaszlnąć, bo robiąc to czułam każdy kawałek mojego kręgosłupa i nerwu. Po dwóch dniach na tabletkach przeciwbólowych i maściach oraz plastrach rozgrzewających jako tako wstałam. Ania wykonuje za mnie wszystkie prace w gospodarstwie i te gdzie trzeba coś dźwigać. A ja się wkurwiam i już kombinuję, wymyślam co by tu, żeby nie siedzieć bezczynnie. Nie lubię marnować czasu na leżenie czy siedzenie. Dzień w którym nic nie zrobię jest dniem straconym. No to robiliśmy wczoraj robiliśmy pierniczki, a dziś pierogi. Będzie już z głowy na święta. Jak przyjedzie M będzie i tak dość dużo zajęć. Mam w planie jeszcze jutro zrobić pierogi z kapustą i grzybami. Nigdy nie robiłam. Zawsze na tapecie miałam ruskie i z truskawkami, ale trzeba się rozwijać. Może jakieś ze szpinakiem i fetą? Ponoć dobre?!
Wyjęłam już Świąteczne poszewki na poduszki. Dokupiłam sobie w Pepco i w Biedronce kocyki. Bo nie miałam żadnych do okrywania się. A fajnie poleżeć w Święta, pooglądać filmy pod takim kocykiem. A że są one małe to wzięłam dwa żebyśmy się pomieścili. Już nie mogę się doczekać kiedy wróci M. I nie czekam na te Święta. Tylko na niego. Jaś też codziennie pyta kiedy tata przyjedzie. Wczoraj w nocy nawet płakał i wołał tatę. Także widać, że strasznie tęskni. Jak M wróci nie wypuścimy go chyba w ogóle z domu!
A jak tam u Was? Robicie już coś na Święta? Macie może jakiś sprawdzony przepis na farsze do pierogów?
Pierniczki robiliśmy wg przepisu z książki Cukiernia Lidla-Przepisy mistrza Pawła Małeckiego.
Buziaki!