poniedziałek, 24 czerwca 2013

Truskawkowe ciastko

Hej!
Weekend był wyczerpujący. Mieliśmy gości, a jeszcze Jaś mi się znowu zakatarzył. W piątek i sobotę byliśmy w tzw. "rozjazdach" i podejrzewam, że to przez to. Wiadomo: pogoda parna, w samochodzie ciepło, jak wyszliśmy to zawiało, gdzieś przewiało i tyle. Skutek :Jaś zakatarzony, a ja zmęczona.Sama mam zapchane zatoki i się źle czuję a jeszcze teraz jego odciągać Fridą i w nocy go tulić, bo biedaczek się budzi jak nie może już oddychać i płacze wniebogłosy. Niby to dobrze, że płacze, bo przez łzy rozrzedza się wydzielina w nosku. Ale serce matki pęka. Nie wiem jak bym sobie poradziła jakby on był bardziej chory. Podziwiam niektóre matki, których maleństwa po szpitalach muszą jeździć wkółko. Dziś byłam z Jaśkiem w Słupsku na badaniu bioderek. Wszystko OK. I moim zdaniem to jest żenada, że trzeba jechać ok 100 km w jedną stronę na 5-cio minutowe badanie. Mój mąż ledwo zdążył skorzystać z toalety a my byliśmy już załatwieni! Potem byliśmy u lekarza z tym katarkiem. Bo ja tam wolę dmuchać na zimne. Jak już byliśmy po drodze to lepiej wejść, niż potem się martwić. Lekarz stwierdził, że "nie ma co panikować"!!!! A ja mu na to, że nie panikuję, tylko martwię się o swoje dziecko. Tym bardziej, że lekka gorączka wczoraj była. Zapisał kropelki i coś na wzmocnienie i tyle. Ale ważne że go osłuchał, bo mały kaszlał, ale to chyba tylko przez tą wydzielinę spływającą po gardle.
Mój maż pojechał do teściów coś tam naprawiać w samochodzie i mam nadzieję, ze przywiezie mi truskawki, co będę mogła robić weki i dżemy. Uwielbiamy truskawki! Zawsze zimą, do obiadku, zajadamy się kompotami. No i dżemy do naleśników! Mmmmm! Pycha!
Moja trzepnięta siostra ma u nas na polu truskawki, dość dużo, ale nie mam zamiaru od niej brać, tym bardziej kupować. Mogłabym sobie swoje zasadzić, ale widzę ile pracy to kosztuje teściową. Siedzi i wkółko pieli te chwasty, a zyski to nie są jakieś oszałamiające. Więc ja wygodzińska(mam dość roboty w gospodarstwie) wolę sobie kupić. Może jak postawimy już dom to zrobię sobie ogródek, coby Jaś mógł biegać po świeże owoce i warzywa.
Upiekłam też biszkopt! Czekam teraz na truskawki i zaleję to galaretką! Pycha! Uwielbiam!
NO i długo nic nie piekłam. Trzeba nadrobić.


Z innych wieści dziś mieli ojca zawieźć do Zakładu Opiekuńczego, ale wdała się infekcja ogólnoustrojowa i teraz nie wiadomo. Jego stan jest zły i nie wiadomo czy przeżyje.

czwartek, 20 czerwca 2013

Taka pogoda a ja ?????

Hej!
Nie wiem jak to możliwe ale mnie nieszczęścia chyba szczególnie sobie ostatnio ulubiły.
Nie dość, że tyle pechów i problemów to jeszcze zachorowałam. Mam zapchany nos i boli mnie gardło. Dziś jeszcze nawet kaszel dostałam. No nie wiem. Taka pogoda a ja muszę być chora!!!!Najchętniej zaszyłabym się pod kołdrą i spała cały dzień ale o tym nie ma mowy. Nie teraz. Mam nadzieję, że z tego nie rozwinie się nic gorszego. Mirka ciocia namówiła mnie na zjedzenie loda. Bo niby lód na chore gardło ma pomagać. Ja to łyknęłam i teraz mam. Gardło boli mnie jeszcze bardziej. Macie jakieś sprawdzone sposoby na chorobę w takie ciepło??? Piłam sok z malin na ciepło ale po tym to się strasznie pocę. A pogoda sama w sobie sprzyja poceniu. Najgorszy ten ból gardła. Mam nadzieję, że Jaś mi znowu nie zachoruje! Bo jeszcze nawet nie odpoczęłam po tym jego ostatnim katarze.
Marzy mi się morze. Rok temu byliśmy kilka razy. W tym roku to się pewnie nie da. Jaś źle znosi podróże w upalne dni. A jak będzie zimno to też nie za ciekawie nad morze jeździć. Chociaż troszkę zdrowego powietrza by się przydało.
A wy? Jeździcie z maluszkami nad morze? I jak sobie radzić w te ciepłe dni z dzieckiem tak aby nie zachorowało?

wtorek, 18 czerwca 2013

Wyniszczają mnie od środka

Hej!
Dziś smutny post. Siedzę i ryczę. Postanowiłam Wam opisać to co się dzieje, bo sama nie dam rady. Ostatnio latałam i załatwiałam ZOL mojemu ojcu. Nikt się nim nie interesuje. Każdy mądry do doradzania, ale żeby wziąść dupę w troki i coś załatwić to oczywiście lewe łapy. Ja dowiadywałam się u prawnika jak to jest i okazuje się, że jeśli ojciec nie ma zapisane sobie mojej opieki to wszystkie dzieci mają obowiązek alimentacyjny. Czyli każdy z nich powinien się interesować i starać się pomagać jeśli nie pracą to chociaż finansowo. Moja rodzinka ma to w dupie!
W niedzielę miałam wizytę brata, który zjawia się raz w roku. Ale nagle teraz wie jak my się zajmujemy, a raczej "nie zajmujemy" w jego mniemaniu ojcem. Ma pretensje o wszystko. Nawet o ziemię, o to jak mój mąż sieje, co zbiera. Że niby nie zbiera wcale. To skąd te wielkie kwoty za kombajn???
Ja już nie mam siły. Mamy z mężem tyle problemów, nie dość że finanse kuleją na każdym kroku, budowa, opłaty, gospodarstwo, dziecko, chorzy rodzice to jeszcze teraz na domiar tego "dobrego" jeszcze to.
Myślałam, że limit nieszczęść na ten rok już wyczerpałam. A okazuje się, że pomyślałam to w złą godzinę. Otóż moja kochana rodzinka złożyła zawiadomienie w prokuraturze o tym, iż ja się znęcałam w okresie od 2006 do czerwca tego roku nad ojcem. Myślałam,  że spadnę z krzesła jak to przeczytałam. Jak można być takim podłym człowiekiem???? No powiedzcie mi??? I teraz się pewnie jeszcze okaże że oni się zmówią co do zeznań i będą chcieli mnie usadzić? Może już niedługo nie będę do Was pisać? Bo się znajdę w więzieniu za to że myłam, zmieniałam opatrunki, karmiłam ojca,który całe życie się nade mną znęcał. Już nie wiem co pisać. Nie mam słów, żeby opisać moją gorycz i żal. Rozpacz. Tylko wziąść sznurek i się powiesić.

sobota, 15 czerwca 2013

Perfekcyjna Pani Domu

Hej!
Dziś miałam zły dzień i masę planów. Jednak z rana nic mi się nie chciało, a że była piękna pogoda siedziałam z Jaśkiem na dworze. Postanowiłam się troszkę odprężyć i poopalać. Mojej siostry awanturnicy jeszcze nie ma więc mamy spokój. Jest cicho i powiem Wam zaczęłam się do tego przyzwyczajać. Mam swoje zadania w ciągu dnia i je wykonuję i nie martwię się, że zaraz ktoś na mnie wleci z mordą.W dodatku z reguły bez sensu i powodu.
Słońce świeciło ostro i długo nie wytrzymałam, jednak może codziennie troszkę i się opalę, bo wyglądam blada jak ściana.
Jednak po południu się oziębiło i poszliśmy do domu. Zrobiłam obiad, potem zaczęłam sprzątać i powiem Wam, że jestem z siebie dumna. Zrobiłam gruntowne porządki. W międzyczasie obejrzałam stary odcinek Perfekcyjnej Pani Domu. I stwierdziłam, że jestem troszkę pedantyczna. Albo sprzątam porządnie, albo wolę tego nie robić wcale. Nie lubię jak coś jest zrobione na pół gwizdka.
Chciałam jeszcze upiec ciasto, ale po kąpieli Jaśka i uśpieniu go odpuściłam sobie jednak. Jutro zrobię mega obiad i ciasto jakieś. Są już truskaweczki więc można szaleć. Ostatnimi czasy uwielbiam też mrożoną kawę i jak jest upał pochłaniam ją litrami. Może to nie zdrowo????
Jak Wam minął dzień?
Czy macie w sobie coś z Perfekcyjnej Pani Domu, czy jednak nie?
Kurcze swoją drogą zaczęłam się zastanawiać jak to będzie w naszym domu, jak go już w końcu zbudujemy? Skoro mi zajmuje sprzątanie jednego pokoju  pół dnia??? Jak ogarnę dom bez pomocy męża? No chyba, że Jasiek mi pomoże, bo Mirek do sprzątania się nie palił, nie pali i podejrzewam, że nie będzie się palił do tego. Troszkę mnie to przeraża. Powinnam go jakoś wychować do sprzątania, ale nie mam metod. Do niego nic nie dociera. Przyzwyczaił się, ze ja wszystko ogarniam i tak mu wygodnie. Może macie jakieś rady co do tego?

Miłej niedzieli

czwartek, 13 czerwca 2013

Szafa

Hej!
Dziś wpadłam w szał sprzątania i przy okazji układania rzeczy w szafie postanowiłam wystawić kilka rzeczy na sprzedaż na portalu szafa.pl. Mam tam swój profil już od 2009 roku, ale ostatnio jakoś mało tam zaglądam. W sumie wcale. Ale dziś zaświeciło mi się zielone światełko, że skoro mam ten profil to mogę go wykorzystać. Do niedawna się łudziłam, że może jeszcze schudnę, ale nie ma się co oszukiwać. Przy moim trybie życia i chorej tarczycy to raczej mało prawdopodobne. No i nie potrafię żyć bez słodyczy!!! Jak to śpiewają Golcowie "jak widzę słodycze to kwiczę". I nie ma sensu, żeby te nie noszone rzeczy leżały w szafie i zajmowały niepotrzebnie miejsce. Jakby ktoś z Was był zainteresowany to zapraszam. Rozmiary to w większości 40, 42,46. Rzeczy nie są zniszczone, niektóre wręcz nowe. Ja tak czasami mam, że kupię pod wpływem impulsu a potem nie założę. Mój mąż na mnie krzyczy, że kasę topię nie potrzebnie. Więc teraz może coś mi się uda odzyskać. Wiadomo ceny zrobiłam jak najniższe, bo jak by nie patrzeć nikt dziś nie chce płacić drogo. A jak byście mieli zapłacić dużo to lepiej iść do sklepu i kupić nowe.
Mam nadzieję, że cokolwiek mi się uda sprzedać a za pieniążki kupię coś Jaśkowi. Przydałaby mu się jakaś zabawka.
Jakoś zdjęć nie powala, ale mam zwykły aparat i to dlatego. Muszę odłożyć na coś porządnego.
W  najbliższym czasie zamierzam też zrobić remanent w biżuterii i połowę też tu wrzucić. Jestem typową sroczką i mam aż 3 pudła biżuterii. I też kupuję pod wpływem impulsu. W ciągu ostatniego roku się i tak ograniczyłam, ale po prostu nie noszę tej co mam a co dopiero jak bym kupowała kolejną.
Czy wy też macie jakieś swoje małe uzależnienia ciuchowe, biżuteryjne lub słodyczowe???????????? Jeśli macie jakiś sprawdzony przepis na ograniczanie siebie w tych kwestiach to czekam na rady! No i oczywiście zapraszam do mojej szafy. Może coś Wam wpadnie w oko. Buziaki

wtorek, 11 czerwca 2013

Neurolog

Hejka!
Na dziś miałam umówioną wizytę z Jaśkiem do neurologa. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Mirek się zwolnił specjalnie z pracy szybciej, bo na 12.15 mieliśmy tę wizytę. Byliśmy punktualnie. No i dupa!!!
Idę do rejestracji pytam, mówię że byłam umówiona do tej i do tej doktor. A babsko w recepcji ozięble mi odpowiada, że nie widzi mojego nazwiska. Poza tym, że ta doktor owszem jest neurologiem, ale nie zajmuje się tak małymi dziećmi! I teraz muszę szukać nowego neurologa i znowu pewnie będzie kolejka na nie wiadomo kiedy!
Zastanawiam się, czy niektórzy ludzie zastanawiają się w pracy, że przez ich złe lub nieświadome zachowanie mogą zrujnować komuś plany, a przynajmniej wyprowadzić z równowagi. Proszę Was, jeśli pełnicie jakąś funkcję to zastanawiajcie się nad konsekwencjami waszych decyzji. Buziaki

środa, 5 czerwca 2013

Kolejne szczepienie za nami

Hej!
Dziś troszkę normalniejszy post. Moja siostra wyjechała w poniedziałek do Warszawy z Roksaną na operację. Mamy spokój w domu. Wczoraj rozmawiałam z mamą i zgodnie stwierdziłyśmy, że jest bardzo spokojnie, wręcz nie możemy się teraz do tego spokoju przyzwyczaić. Ja jednak jestem mega zadowolona. I Jaś lepiej śpi, budzi się czasem jeszcze przez sen z płaczem ale przynajmniej śpi w dzień. Jak siostra ciągle się darła, on nie spał czasem cały dzień. Albo zasypiał na mojej piersi i budził się jak go tylko odkładałam do łóżeczka. Mój mąż mówi, że czuł się bezpiecznie jak czuł moje ciepło i bicie serca.
Wczoraj byliśmy u dzielnicowego. Zmienili nam go i ten nowy jest całkiem inny. Nie lekceważy tego co się do niego mówi i powiem Wam, że uspokoił nas bardzo.
Postanowiliśmy z mężem, że będziemy się starali jak najszybciej zacząć budowę i każdy grosz oglądamy dwa razy zanim wydamy. Jakoś nigdy nie mogliśmy sobie pozwolić na szał zakupowy, zawsze kasy brak ale teraz już w ogóle oszczędzamy.
Rozważamy również kredyt hipoteczny.
Dziś byliśmy z Jaśkiem na kolejnym szczepieniu i powiem Wam, że dobrze, że zerknęłam wczoraj do dokumentów. Ciągle myślałam, że to miało być 6.06 a jednak dziś czyli 5.06. Mirek ledwo zdążył z pracy. Szczepienie było do godz. 13.00 a my byliśmy na miejscu o 12.50 i pani pielęgniarka się sapała, że tak późno. Kurcze jak do 13 to do 13! Nie kumam niektórych ludzi. Traktują pacjentów jak towar, byle odhaczone. Już myślałam, że nas nie zaszczepią. Ale jednak ruszyły swoje cztery litery. Lekarz jeszcze zbadał Jaśka bo bałam się że ze względu na ten katar nie będzie mógł być szczepiony. Doktor powiedział, że wszystko ok, ale jeszcze zapisał te kropelki do oczu, żeby wkrapiać. Jaś ma już czysty nosek, ale z nocy jak mu rano odciągam to ma pełen nos i ta wydzielina taka zielonkawa.
Szczepienie Jaś zniósł bardzo dzielnie, płakał tylko w momencie wkłucia. W porównaniu do innych dzieci był na prawdę dzielny. Mój kochany mały dzielny pacjent!
Jak położyłam go na wagę myślałam, że dostanę oczopląsu. Moje szczęście waży 7220 g!!! Masakra!!!
Na pierwszy moment się przestraszyłam, że to dużo bardzo, ale lekarz mnie uspokoił, że to dobra waga. Karmię Jaśka jeszcze piersią i dokarmiam butelką. Choć ostatnio  mam już coraz mniej pokarmu. Może przejdę już całkowicie na butelkę. I nie mam z tego powodu wyrzutów!!! Nie rozumiem kobiet, które usilnie chcą karmić piersią, mimo, iż nie mają pokarmu. Dziecko jest głodne i nerwowe. Matka jeszcze bardziej. Po co sobie tak utrudniać życie?!
Dziś dostałam od znajomych ciuszki po ich synkach, takie większe czyli od rozmiaru 68 do takich już na roczek. Obecnie Jaś nosi rozmiar 68. Jestem w szoku jak szybko rośnie!!! Mi się wydaje, że ciągle jest taki sam. I tak już chyba zawsze będzie moim małym Bąbelkiem! Na razie śpi, ale jak się obudzi to pstryknę mu jakąś focię, co bym w przyszłości mogła popatrzeć jaki to był malutki!

Jestem ciekawa ile ważyły wasze 3-miesięczne dzieciaczki? Dajcie znać!

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Z ofiary robią przestępcę

Ciąg dalszy moich problemów z rodzinką. W  nocy z piątku na sobotę doszło do kolejnej awantury. Moja siostra jak zwykle miała powód, aby się czepiać. Czekałam na męża, bo mieliśmy się ukąpać. Teraz wodę grzejemy na gazie i myjemy się w tej samej, żeby zaoszczędzić po prostu. Benia siedziała w kuchni, paliła papierosa i oglądała Tv.Widząc, że Mirek nosi wodę do łazienki i na gaz specjalnie wleciała do łazienki i zamknęła mojemu mężowi drzwi przed nosem. Mirek się wkurzył, bo była 23.30. On cały dzień zapierdala i nawet raz w tygodniu nie może się umyć. Pchnął więc te drzwi i się otworzyły. A ona na niego się rzuciła i zaczęła krzyczeć, że ma spierdalać stąd, że nie ma prawa się tu myć. A weźcie pod uwagę, że my za wszystko płacimy. Pompę też teraz sami naprawialiśmy i wydaliśmy wszystkie pieniądze, które miały być na nasz dom. Mirek się z nią pokłócił, ale dalej nosił tą wodę. Ona widząc, że on idzie na dwór po wodę wleciała do mnie do pokoju i zaczęła się wydzierać (godzina 23.30). Ja spałam już prawie, wystraszyłam się, nie wiedziałam o co chodzi. Jaś się zląkł, obudził się i nie mogłam go długo potem uspokoić. Mój mąż widząc to że ona nade mną się wydziera wleciał do pokoju i chciał ją wywalić.Ona widząc to zaczęła się drzeć, że ją biją. Przyleciał mój brat, mama i siostra. Jednak ja nie chciałam aby Mirek zrobił jej krzywdę i go odepchnęłam od niej. A ona zamiast uciec lub odejść rzuciła się na mnie. Pchnęła mnie na futrynę drzwi. Mam całe prawe ramię zbite, siniaka od łokcia aż do góry. Boli mnie też biodro prawe. Wezwałam oczywiście policję. Ale ta histeryczka gdy oni przyjechali zaczęła płakać, aż się zanosiła. Krzyczała że ona jest pokrzywdzona. Policjanci zapytali moją mamę jak to było i mama stanęła po jej stronie, powiedziała że to ona jest pokrzywdzona. Nie powiedziała tego przy mnie ale policjant nam to powiedział. Moja siostra ciągle się znęcała nad mamą, nie wpuszcza jej do pokoju, który mają razem. A moja matka tak postąpiła. Mój mąż mi to tłumaczy tym, że mama jest chora psychicznie i taką osobę łatwo zmanipulować. Jednak proszę Was są chyba jakieś granice przyzwoitości. Ale to nic. Następnego dnia rozmawiałam z mamą. Spytałam wprost, dlaczego tak zrobiła. Dlaczego nie powie mi tego wprost skoro ja i Mirek krzywdzimy wszystkich????? Oczywiście się wyparła wszystkiego. Ja jej w nerwach wygadałam że byłam na obdukcji. Dziś odbierałam to zaświadczenie z obdukcji i lekarz poinformował mnie, że dziś moja siostra też była na obdukcji.  Niby miała jakieś ślady? To dlaczego nic policji nie zgłosiła. To ja wezwałam ich a ona udawała pokrzywdzoną, więc mogła pokazać ślady. Mirek mówi, że może sama sobie narobiła czegoś? I co mi na to powiecie??? Kiedyś jak oglądałam "Interwencję" lub "Magazyn Expresu Reporterów" nie wierzyłam, że można z ludzi pokrzywdzonych zrobić przestępcę. Teraz jak sama znalazłam się w tym potrzasku nie wierzę w to. Mam nadzieję, że to jakiś zły sen. Nie dość że pobiła mnie jak byłam w ciąży to jeszcze teraz i ona robi sobie obdukcje?! I to ma być siostra??? Policjant powiedział mi że jesteśmy rodziną i warto byłoby siąść i się dogadać. Jak ja mam z kimś takim w ogóle rozmawiać????
I jeszcze chcą iść do sądu, bo są pokrzywdzeni przez los. Nie płacą za nic, uniemożliwiają nam dostęp do łazienki. Wczoraj zamknęła się w łazience i musiałam o 24 w nocy iść na dwór się załatwić.A to nie pierwszy raz.  Jak byłam w ciąży( w zimie) też musiałam chodzić załatwiać się do obory.
Ja już nie wiem co robić???!!! Znikąd szukać pomocy. Nawet jeśli pójdę do Sądu to nikt mnie nie poprze, bo mam niby wszystko, a oni nic. A sprawy takie się mogą ciągnąć latami. Nasz dzielnicowy kładzie na to laskę. Jeszcze zagroził, że jak będziemy wzywać często policję to każe nam za to płacić. To nie wiem po co oni są? Czy ich wzywać jak już ktoś kogoś zabije? Albo może mam się powiesić i napisać wszystko w liście pożegnalnym. No i wtedy po fakcie wiadomo nie będzie winnych?! A policja powie, że nie było interwencji i że to była spokojna rodzina, a nic nie wskazywało na taką tragedię? Moja dusza aż krzyczy. Najgorsza jest ta bezsilność!!! Jak patrzę na Jaśka to ryczę. Bo co ja mu za życie zgotowałam na tym świecie?
Jak byłam dzieckiem i ojciec nas bił mówiłam sobie, że nigdy nie pozwolę skrzywdzić mojego dziecka. A teraz pozwalam krzywdzić jego i siebie i jestem bezsilna. A prawo jest po stronie oprawców!
I własna matka przeciwko mnie!

niedziela, 2 czerwca 2013

Brak słów

Hej! 
Długo nie pisałam. Ale nie miałam siły ani ochoty! Ostatnio nie chce mi się nawet żyć. Myślałam, że już większych problemów mieć nie mogę a jednak.  Moja rodzinka przysparza mi kolejnych powodów do zmartwień. Nie wiem już sama co o tym myśleć?! Ale ponieważ ten blog ma stanowić dla mnie swoisty pamiętnik opiszę moje problemy i przeżycia tutaj. Może wy chociaż mnie wesprzecie dobrym słowem i radą, bo jak widać więcej dobroci często mamy od obcych osób niż od "swoich".
Otóż jak wiecie mam chorego ojca. Jeszcze miesiąc temu on chodził. Teraz już choroba postępuje i nie chodzi. Jak jeszcze chodził to zajmowało się nim moje rodzeństwo, niby ze względu na moją cesarkę. Chociaż nie powiem nie raz trzeba było go dźwignąć jak się przewrócił. Gdy już choroba go położyła jego lekarka oddała go do szpitala, bo miał niby jakiś atak padaczki. Wyglądało to tak, że nie ruszał się w ogóle i patrzył w jeden punkt.
W szpitalu był tydzień. Po powrocie okazało się, że ma odleżyny, bo leżał tylko na plecach. Wiadomo z tych odleżyn leci taki płyn, trzeba to myć i odpowiednio pielęgnować. Nagle moja kochana rodzinka stwierdziła, że nie chce się nim dalej zajmować, bo przecież ja dostałam całe gospodarstwo i to ja powinnam się nim zajmować. Siostra Benia robiła codziennie awantury. Ja już nie mogłam znieść tych jej kłótni i powiedziałam, że skoro ona ma się wyżywać nad nami to będę się nim, ojcem zajmować. Na dwa dni się uspokoiła. Nie trwało to długo, bo po kilku dniach wymyśliła sobie, że ja ,mój mąż i moja siostra Ania źle się nim zajmujemy, bo przez nas ma odleżyny. Groziła, że zadzwoni do lekarza. Ojciec ma też podłączony cewnik, gdyż nie oddaje moczu. Pielęgniarka wymieniając ten cewnik źle go założyła i ojciec w ogóle nie oddawał moczu. Dzwoniliśmy na pogotowie, bo weekend był. Lekarz wystawił skierowanie na oddział urologiczny, ale nie zabrali go tam, bo nie mieli drugiego ratownika.  Poza tym niby lekarz rodzinny powinien załatwić miejsce na tym oddziale urologii bo niby nie było miejsc jak dzwoniłam na pogotowie, żeby się dowiedzieć. W niedzielę w nocy ojciec dostał gorączkę. Ja byłam już wymęczona wcześniejszymi dniami i spałam. Moja „dobra” siostra Benia zadzwoniła na pogotowie i powiedziała, że my się nim nie zajmujemy. Oni jednak nie zważali na to, dali tylko zastrzyk na zbicie gorączki. W poniedziałek rano miałam wezwanie na gminę, musiałam wziąć Jaśka i jechać z rana. Wcześniej zawiozłam męża do pracy, żeby mieć samochód. Byłam też u lekarki ojca, aby zapytać co mam dalej robić, gdyż mocz nie leci, ojciec ma gorączkę i nie chce jeść. Ona przypisała tabletki na zapalenie pęcherza i skierowała pielęgniarkę aby założyła ojcu kroplówkę z glukozy.
Ja miałam tę kroplówkę odłączyć jak się skończy. Na 15 miałam wizytę u lekarza z Jaśkiem i uprzedziłam o tym pielęgniarkę. Ona powiedziała, że kroplówka do czasu mojego powrotu nie zleci tak szybko i że jak wrócę mam ją odłączyć.
Pojechałam, gdyż zdrowie mojego dziecka jest dla mnie ważniejsze. Moja siostra Benia natomiast aby mi dopiec zadzwoniła do Krzycha, brata, który u nas nie mieszka i powiadomiła go, że ojciec jest sam, że ja pojechałam. Ten zajechał do lekarki mojego ojca, nakrzyczał, że ojciec jest bez opieki i zagroził jej widocznie, bo przyjechała do nas i miała wielkie pretensje do mamy i Ani. Na mnie niby też gadała, że jak mogłam zostawić kroplówkę bez nadzoru.
Wypisała ojcu skierowanie do szpitala i napisała w nim, że nie ma opieki, że my nie podajemy mu leków, nie pielęgnujemy odleżyn.
Braciszek usatysfakcjonowany, bo mógł mi dopiec. Jednak nie zdawał sobie sprawy,  że on też ma obowiązek alimentacyjny w stosunku do ojca. I gdyby był takim dobrym synkiem to by choć raz się nim zajął. Tak powiedziała mu ta doktor.
Ja wróciłam z Jaśkiem od lekarza i się wszystkiego dowiedziałam to myślałam że padnę trupem na miejscu.
 Jak można być takim podłym człowiekiem. On ani razu ojca nie umył, tylko przyjechał, popatrzył i pojechał dalej a teraz śmie tak się zachowywać. Poza tym gdyby był takim dobrym człowiekiem to nie oddawałby swojej teściowej do Domu Starców. A jest tam ona już z 10 lat.
Poza tym mści się, gdyż ja zrobiłam mu wymeldowanie z naszego domu. Nie mieszka już tu z ok. 14 lat a nadal jest zameldowany. Nie wymeldowywał się bo uważa, że jeśli tego nie zrobi to będzie mu się coś od nas należało, w sensie z gospodarstwa. Teraz postępowanie się toczy i on z siostrą i resztą rodzeństwa chcą zrobić wszystko aby nam dopiec.
Nie wiem czy moje problemy się nigdy nie skończą??? Co trzeba być za człowiekiem, aby tak zatruwać nam życie???