Jak już pisałam w ostatnim poście moja waga się waha. Dziś tak z ciekawości się zważyłam i było 117,1 a to po wstaniu z łóżka, przed jakimkolwiek kibelkiem. Więc coś jest na rzeczy. Trzeba będzie się mierzyć. Nie ma innej opcji. Choć sama myśl o tym mnie zniechęca.
Poza tym nie tylko waga mi się waha! Moje poczucie nastroju i wartości kręci się jak zegar. Jak idę na basen jestem pełna energii, są dni że i bez tego mam energię. Jednak są dni, że jestem załamana. Wkurzają mnie ludzie. Zachowania. W szczególności osób u mnie w domu, męża, czasem nawet Jaśka. Chociaż jak Jaś mnie wkurza to sobie sama tłumaczę, że to w końcu dziecko i na dodatek moje ukochane. A to moja dzisiejsza kolacja: grapefruit, jogurt z płatkami wieloziarnistymi, pestkami dyni, orzechami włoskimi i suszoną śliwką. A jogurt z tych słodkich normalnych, bo miałam ochotę na słodkie. Lepsze to niż czekolada.
Acha i była bym zapomniała. Chciałam poruszyć jeszcze jeden temat. Otóż ostatnio u NIEBIESKOSZAREJ czytałam posta o warzywach ze straganu i z marketu. I wczoraj będąc na zakupach postanowiłam zajść do sprawdzonego warzywniaka po pomidory.
Te z marketu nie są złe, ale jednak nie mają smaku jak te które mamy latem. I faktycznie w moim warzywniaku mieli już pomidory wiosenne ze szklarni, piękne, lepiej smakują niż te z supermarketu, o niebo lepiej. Jednak za 3 pomidory zapłaciłam 16 zł. Ważyły nie cały kilogram. Są duże i nie uwierzę jak ktoś mi powie, że nie dostały nawozu? Nieba też nie widziały.
A jak to u Was? Kupujecie z marketów czy z warzywniaków? Czy stosujecie mrożonki, bo ja tak i uważam że lepsze zamrożone warzywo w sezonie niż nafaszerowane ale świeże w zimie.