Hejka!
Długo mnie nie było, ale dopiero dziś zdołałam zdobyć chwilkę na bloga. Jest 23.25 i powinnam się przygotować na jutro do pracy, w sensie napisać konspekt. Jednak ostatnie dni były dla mnie takie ciężkie, że po uspaniu Jaśka wzięłam kąpiel, zrobiłam peeling, maseczkę i teraz siedzę i piję nalewkę i postanowiłam napisać do Was. Jak długo nie piszę to brakuje mi czegoś. Nie mam teraz żadnej przyjaciółki, bo za bardzo się zawiodłam na ludziach. Jestem jednak kobietą i lubię się wyżalić komuś, opowiedzieć o swoich problemach, troskach. A mąż nie zawsze rozumie tak jak inna kobieta, choćby ta po drugiej stronie komputera, gdzieś daleko stąd.
Ostatnie dni były trudne, bo Jasiek zachorował. Wcześniej miał już jakieś problemy z oskrzelami. W piątek dostał gorączki. Stwierdziłam, że nie będę panikować, bo 38,5 to jeszcze nie powód. Poza tym idą mu górne jedynki i miał biegunkę już dwa dni.Inne objawy też wskazywały na ząbki. Więc nie zbijałam nawet. Chciałam lecieć do lekarza, jednak jak raz byłam i zjechał mnie, że nie potrzebnie panikuję to coś mnie odwiodło. I masz! Wieczorem, czyli ok 18,19 temperatura podeszła do 40! Ja tu prawie na zawał zeszłam.Szybko zbiłam ją czopkiem. W pierwszej chwili chciałam jechać na pogotowie. Mama jednak powiedziała, że dzieci różnie ząbkują. To sobie myślę, przejdzie. No ale całą noc jak na szpilkach, Jasiek przylepa spał tylko na mnie. Budził się chyba z 15 razy a ja razem z nim. Tak całą noc. Pojechaliśmy rano na pogotowie. Pani doktor zlekceważyła nas, powiedziała, że pewnie trzydniówka i że mam podawać to co mam i zbijać a jak nie minie to przez 3 dni gorączka nie szkodzi. Jakby się utrzymywała to zaprasza do lekarza rodzinnego w poniedziałek. Poprosiłam o coś przeciwgorączkowego to powiedziała, że nie da recepty bo to wszystko można kupić bez. Wkurwiona z dzieckiem na rękach pojechałam do domu. Poryczałam się z bezsilności jak Jasiek kolejną noc miał 40. Na szczęście jadł i pił mleczko. Bo jakby nie jadł i nie pił to by było dopiero. Niedziela z rana 40 a potem stopniowo coraz mniej aż do 38. I dziś pojechałam z nim z rana do lekarza. Okazało się, że to ząbki, owszem, bo czerwone dziąsła, jednak poza tym to Jasiek ma odoskrzelowe zapalenie płuc.Antybiotyk. Inhalacje. Pędziłam biegiem do apteki, potem do Biedronki po kaszkę i mleko. Apteka. I do babci z Jaśkiem. Zaniosłam go powiedziałam, żeby dała antybiotyk i poiła. Bo od wczoraj nic nie chce pić ani jeść. No tak jak miał apetyt tak teraz pluje, wywala. Serce boli, bo ledwo zdążyłam do pracy, cała w nerwach. Ludzie na drogach się wloką. A ja jeszcze tyle kilometrów i tylko kilka minut. Na styk, ale zdążyłam. W pracy jakoś stres schodzi. Wracam po Jaśka, biorę do domu. 30 km. Jesteśmy. Chcę dać jeść, pić, nie chce. A jest głodny. Płacze.Inhalacja, antybiotyk. Staram się uspać. W kuchni jakieś krzyki, kłótnie.Prawie zasnął i się przez to obudził. Płacze. Ja z bezsilności zaczynam się wkurzać,potem przepraszam, bo przecież co on winien. Przytula się. Uśmiecha. A ja ryczę jak głupia, bo przecież kocham tak bardzo, chcę pomóc a jestem bezsilna. Wydarłam się na męża i poszedł ode mnie. Jestem złą matką i żoną. Ostatnio psuję wszystko. Lody pomagają. Ale tylko troszkę.
Podziwiam kobiety, które mają czas na pracę, ogarniają dzieci, obiady, posiłki. Do tego mają czas na siłownię, basen, kosmetyczkę. Pięknie wyglądają i są zadbane. Może mają jakieś pomoce w domu albo nieocenionych mężów. No ja nie wiem. Też tak chcę!
Moje odchudzanie zeszło na plan boczny. Miałam chodzić na basen i siłownię ale znów o tydzień się odwlokło bo Jaś chory i to on jest najważniejszy.
Jakieś efekt widzę, bo od momentu postanowienia odchudzania ubyło mi ok 2 kg.Czyli przez jakieś 3 tygodnie. Szału nie ma. Ale nie dziwcie się, skoro dziś zjadłam rano śniadanie, a potem obiad dopiero o 20, dopiero gdy położyłam Jaśka. Byłam tak nerwowa, że musiałam wypić melisę. Z nerwów nie mam apetytu i bierze mnie na wymioty. Jedno szczęście, ze obiad dietetyczny. Ryż bez sosu, pstrąg w czosnku i cytrynie smażony w folii i surówka.Zresztą mało zjadłam.
Teraz woda z cytryną i kieliszek naleweczki z jarzębiny. Robiłam w sierpniu i tylko jej mój mąż nie znalazł. Bo inne powypijał z sąsiadem lub wujkiem.
Czytam blogi o odchudzaniu i zdrowych potrawach. Muszę zmienić swój tryb przyrządzania potraw. Z dużo tłustego w mojej diecie. I za mało ryb.
Mam nadzieję, że rano wstanę i jutro będzie lepiej.
Och, jak mnie wkurwiają tacy lekarze!!! Pamiętam dokładnie jak taki kochany pan profesor od noworodków, powiedział mi, że lepiej 10razy spanikować niż raz coś przeoczyć i od tamtej pory zawsze się tego trzymam- zwłaszcza, kiedy dzieci są małe. One mogą liczyć tylko na nas. Nie powiedzą co, gdzie i jak je boli... Możemy się tylko domyślać, ale czy trafnie? A lekarze są po to, żeby dziecko dokładnie zbadać i obejrzeć, w końcu za to biorą pieniądze i łaski nie powinni robić. Niestety robią...
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Ewunia, niech Jaś zdrowiej. Jesteś dobrą mamą i myślę, że żoną również!
A te wszystkie super-babki? Czy One w ogóle istnieją? Czasami wątpię :)
Dziękuję za miłe słowa!
UsuńMasakra, nogi z tyłka powyrywać takim pseudolekarzom. A ile jest sytuacji, że rodzic ich posłucha, albo mając w pamięci słowa o tym, że nie należy przesadzać, będzie czekać, a dziecko będzie w stanie nadającym się do hospitalizacji. Koszmar. Wcale Ci się nie dziwię, że chodzisz zdenerwowana i podłamana. Rybę zrobiłaś po prostu cudowną, jadłabym aż miło:). 2kg w 3 tygodnie to rewelacyjny wynik. W końcu zdrowe chudnięcie powinno polegać na utracie wagi 0,5 - 1kg tygodniowo. Tak trzymaj! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDzięki! Ty jesteś moją motywacją poniekąd!
UsuńI jak z Jasiem, zdrowy już jest?
OdpowiedzUsuń