Byliśmy wczoraj w Gdyni. Po długich perypetiach, jak to u nas zwykle bywa w końcu dotarliśmy. Jeszcze mandat dostaliśmy bo policja nas zatrzymała na suszarkę- mieliśmy o 20 przekroczoną prędkość i stówka i 4 punkty. Cholera. Jeszcze korki wszędzie, bo to godzina 15-16. I miałam wizytę na 16:30 a mimo, że wyjechaliśmy o 14 to byliśmy tam o 17.20. Teraz jeszcze znaleźć parking i tą przychodnię. Zadzwoniłam i uprzedziłam że się spóźnię. Pani powiedziała, że pewnie lekarz mnie przyjmie ale na końcu. Pięknie! Jeszcze tego mi trzeba. Już i tak byłam sfrustrowana. Jak już znaleźliśmy budynek to od razu chciałam iść do toalety. Ale ledwo się rozebraliśmy i powiadomiliśmy że jestem i już lekarz mnie wyczytał. Trzeba było widzieć oburzenie osób tam czekających.Ja tego nie widziałam, tylko M. mówił, że jedna pani mocno się zbulwersowała.
Jak dla mnie mogła wejść. A nie ja z tym cisnącym pęcherzem. No ale weszłam. Lekarz zobaczył badania. Wyniki wskazywały na Hashimoto. Ale znowu obraz tarczycy i guz już w ogóle na nią nie wskazywał. Poza tym mój towarzysz losu-bądź co bądź-guz-urósł sobie dwukrotnie przez te dwa lata co go nie badałam i teraz jest już dość duży, żeby go pomęczyć. Więc dostałam skierowanie na biopsję cienkoigłową. Pan doktor wytłumaczył mi co i jak. Pocieszał. Ale słabo mu to wyszło. Powiedział, że ma dobrą rękę do biopsji i nikt jeszcze od niego po badaniu nie wylądował od razu na onkologii. Też mi pocieszenie. A może ja będę ta pierwsza co wyląduje?
Do tego mam jeszcze anemię. Ja nie wiem jakim cudem?
Po badaniu poszliśmy coś zjeść i jechaliśmy do domu. Nie miałam już siły ani ochoty na nic. Mimo, że obiecaliśmy odwiedzić rodzinę. W drodze powrotnej padał śnieg i było ślisko. A że mieliśmy Jaśka ze sobą to jechaliśmy z dwie godziny jak nie więcej. I tak w domu byliśmy przed 23. Ja jeszcze posprzątałam trochę. Byłam zmęczona ale jednocześnie nie chciało mi się w ogóle spać. Nie wiedziałam czy się cieszyć czy płakać. Zaczęłam oglądać zdjęcia ze swojego życia. Nie wiem czemu. I tak myślę, że nie byłoby dobrze się załamać. Już tyle przeszłam a prawie zawsze na zdjęciach jestem uśmiechnięta i szczęśliwa. Nie wiem czy dam radę. Oby ta biopsja nie wykryła nic złego.Oby.
Z drugiej strony myślę sobie, że nikt zbytnio za mną nie będzie płakał. Wielu byłoby to na rękę. Może Jaś, M. i moja mama oraz Roksana. Ale kogo innego to by nie ruszyło. Bo przecież tak de facto jesteśmy tylko małym ziarenkiem w tej całej pustyni popieprzonego świata.
Nie pierd$% tych głupot o śmierci!!! Ludzie walczą o każdy dzień, każdą chwilę, pamiętasz Anię Przybylską? :(
OdpowiedzUsuńOgarnij się kobieto, masz małe dziecko, masz po co żyć!!! Ja też miałam biopsję guza na tarczycy i nawet nie wiedziałam,że ona może być tak groźna... Poza tym każdy rak wcześnie wykryty jest uleczalny, a na pewno go nie masz. Chcę tylko napisać,że jestem weteranką walki z tarczycą, nadczynność, guzy, choroba Gravesa Basedowa, dawno temu operacja,ale tarczyca odrosła i ma postać przedziurawionego sera, czeka mnie naświetlanie jodem radioaktywnym,ale czekam z tym, dopóki córka nie urośnie :)
Można z tym żyć, nawet biegać i dużo pić. :)
Wiem, że nie powinnam. Bo w pewien sposób grzeszę, ale takie myśli mnie po prostu naszły. Pewnie każdego nachodzą w takich momentach.
UsuńTo się napij, zjedz trochę czekolady, bo zaczynasz gwiazdorzyć :P
UsuńMasz rację. Gwiazda ze mnie na trzy fajerki! Tak chyba zrobię. Zjem czekoladę i niech mi idzie w dupę!
UsuńNie wiem, czy Cię pocieszę, ale jeden facet kiedyś opowiadał, że był śmiertelnie chory i lekarze mu dali góra pół roku życia. Facet postanowił, że co ma się nad sobą użalać, będzie sobie oglądał od rana do nocy kabarety, komedie i przynajmniej umrze z uśmiechem na ustach. I tak się śmiał w dzień i noc, a rok później śmiał się z diagnozy tych lekarzy... Ewa, co ma być to będzie, grunt to nie poddawać się i mieć nadzieję.
OdpowiedzUsuńW sumie fakt. Ale jeszcze nic nie wiadomo. Więc nie martwię się na zapas. Co ma być to będzie. Que se ra se ra!
UsuńTo Twoje pierwsze badania tego typu?
OdpowiedzUsuńMoże to dziwnie lub źle zabrzmi, ale z doświadczenia wiem, że można się do tego przyzwyczaić i kolejne próby nowotworowe, biopsje czy inne badania traktować jak każde inne. Początki są trudne, przepłakane noce, wizje szybkiej śmierci i bezsilność. Jednak nie zawsze tak to się kończy. Warto walczyć, leczyć się, warto żyć.
Głowa do góry kochana, będzie dobrze. :*
Podpisuję się pod tym. Warto walczyć, leczyć się i warto żyć. Jak widzę masz dla kogo.
UsuńU mojego znajomego został wykryty guzek na tarczycy. Konieczne okazało się wykonanie badania typu biopsja tarczycy prywatnie.
OdpowiedzUsuń