poniedziałek, 16 stycznia 2017

Stop, koniec, basta

Hej!
Wiem,że niektórzy mają dość mojego  pieprzenia o odchudzaniu. Pewnie myślicie. A kolejny raz piszę,że chce a nic nie robi. Dalej pewnie żre słodycze. A dupa sama nie schudnie. Otóż tak bo ja już sama tak powoli myślę. I mam dość. Mam dość prób zakończonych niepowodzeniem.
Zrezygnowałam ze spotkań z dietetyczka. Nic mi one nie dały. Po Świętach jadłam według jadłospisu jaki ona mi ułożyła i nie schudłam ani grama.
I wychodzi na to,że wcześniej to,że schudłam było tylko i wyłącznie zasługą mojego chodzenia na basen 4 razy w tygodniu. Poza tym 5 posiłków co 3 godziny to dla mnie za dużo. Miałam wrażenie, że ciągle jem. Poza tym posiłki były małe, więc paradoksalnie pomimo poczucia ciągłego jedzenia byłam głodna i jeszcze bardziej w tych chwilach ciągnęło mnie na słodkie.
Dietetyczka zabroniła mi jedzenia słodyczy. To i bez niej wiem,że jak nie skończę to rezultaty będą nikłe. Gdy spytalam czy jeśli mam ochotę na słodkie mogę zjeść coś zamiast np słodki owoc. Odpowiedziała,że nie. I to mi nie pomagało. Jadłam słodycze i tak.
Poza tym skoro kazała mi pisać co jem to mogła przynajmniej to przejrzeć. A nie tylko zetknęła na jeden dwa dni i tyle.
Zabroniła mi też jedzenia swojskich wyrobów. Mam na myśli wędliny. Bo to sam tłuszcz i nie zdrowe. Dietetyk i takie farmazony. Tłuszcze też są potrzebne. I jak wszystko w odpowiednich ilościach. I na pewno nikt nie przekona mnie,że są niezdrowe.  Już zdrowsze te moje wyroby, bo wiem jak ja ta świnie żywię i nie daje jej pasz. Wędliny robi mi rzeźnik z mojej wioski. Są tysiąc razy zdrowsze niż te kupione w sklepie. A wiem jak je robią, bo M kilka lat pracował w takiej firmie. Polędwica czy schab kilogramowy wychodziły do sklepu mając 3 kg! Więc zgadnijcie ile solanki i innych chemii musieli tam dać.
Nie wspomne już o motywacji jakiej oczekiwałam od dietetyczki. Nie dała mi ani grama. Wręcz zdemotywowala mnie mówiąc,że za mało schudłam. To tak jak mówić dziecku które dostało czwórkę: " Dlaczego nie piątka? "
Wiem mogło być lepiej. Ale płacę po to dietetyczne,żeby to ona mnie też trochę zmotywowala.
Także tyle moich żali i pretensji. Postanowiłam nadal sama się odchudzać. Założyłam się z M że schudne.
Pomocy postanowiłam szukać u mówców na Youtubie. Jest tam dużo osób zajmujących się  odchudzaniem i motywacją. I chyba z tego wyborze więcej jak że spotkań z dietetyczka. Wiem jedno. Mniejsze cele. Małymi kroczkami. Nie poddawać się od razu. Cieszyć się z każdego  zgubionego grama i wtedy chęć schudniecia będzie większa. Afirmacje. Ciągle powtarzanie sobie a nawet pisanie,że będzie dobrze,że dam radę.
Postanowiłam pisać sobie co jem i o której. Żeby wiedzieć czy aby nie zjadłam za dużo i nie za często. Pomaga mi w tym mój piękny, specjalnie do tego celu zamówiony kalendarz z Semilaca. Wracam też na basen. Założenie jest takie,że 4 razy w tygodniu. Wiosną na rower. A jak nie będę mogła to wykonam ćwiczenia w domu.
Musi się udać. Mój pierwszy cel to aby 8 marca waga pokazała 105 kg. Wolę wyznaczać sobie mniejsze cele. Małymi kroczkami musi się udać.



12 komentarzy:

  1. Łatwo nie będzie. Ale do zrobienia. Mówię to ja,która w obu ciazach tyłam po 25 kg. Ja tez musze jeszcze zrzucić. Juz dla siebie i męża :) życzę Ci ogromnej wytrwałości i dużo sil. Ps. Uważam że dietetycy są do dupy. Najlepsza dieta to mniej zrec. Szkoda ze nie karmisz piersią bo to spalone ok 500 kcal dziennie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będzie! Ale codziennie sobie mówię afirmacje. Jak będzie fajnie jak schudne, jakie ciuchy założe itp. I również dla męża chcę schudnąć. A dietetycy- tylko biorą kasę. Taka prawda. Im na rękę to,że nam się nie udaje

      Usuń
  2. A odchudzanie tak jest aczkolwiek nie możesz liczyć na rezultat po kilku tygodniach. To jest praca nad posiłkami skoro go za dużo 5 zrób sobie 3 a między czasie pon dużo wody;) wiem że to jest ciężko orzech Ale idzie ;)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tak robię. Dam rade. W końcu i tak od porodu Jasia schudłam. Teraz kolejnej ciąży nie planuję to musi się udać

      Usuń
  3. Uda się, odchudzanie jest proste, wiem, bo robię to od 10 lat i jestem ekspertem w tej dziedzinie :P :P :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty czasem Brydzia się nie przechwalasz? To dawaj przepisy.

      Usuń
    2. Jeszcze nie udało mi się schudnąć, ale kiedyś to nastąpi :P

      Usuń
  4. Ewa, spokojnie- myślę, że większość kobiet choć raz doświadczyła tego co Ty- napalamy się na to odchudzanie, potem moja jakiś czas, efekty małe, albo żadne i zajadamy te smutki i brak sukcesów. Nie bądź dla siebie taka surowa i z każdego takiego doświadczenia wyciągnij wnioski. Znasz już swoje słabostki, wiesz na ile Cię stać. To już bardzo dużo.

    Nie zgodzę się natomiast z tak krytycznym podejściem do dietetyków. Z tym, że mam świadomość, że znaleźć dobrego dietetyka to nie lada sztuka. Na podstawach żywienia miałam wykłady z fantastyczną panią dietetyk, była mniej więcej w moim wieku, ale wiedzę miała przeogromną. Kiedy ja chodziłam do studium (po studiach, bardziej z ciekawości, niż dla wykształcenia) Ona była na etapie pracy nad własnym gabinetem, ale uwaga, uwaga- zakładała go z panią doktor, bo odchudzanie, szczególnie z dużej nadwagi/otyłości to bardzo odpowiedzialne zadanie. Osobie, która ma 5kg nad wagi wystarczy zalecić więcej ruchu i ewentualnie minimalnie skorygować jadłospis. Komuś, kto musi zgubić 25kg potrzeba innych zaleceń. W profesjonalnych gabinetach robią Ci wszystkie badania, pomiar tkanki tłuszczowej/mięśniowej/określają Twój wiek biologiczny... Tego nie da Ci pierwszy gabinet z brzegu, a niestety potem opinie idzie, że dietetycy "be". bo nie schudłam. To zawód bardzo wymagający, bo trzeba mieć też dużo empatii, wyczucia, każdy pacjent wymaga indywidualnego podejścia. Na jednego podziała: "Mało pani schudła", a drugiego to zniechęci.

    Jeśli chodzi o zapisywanie tego co jadłaś, to nam na zajęciach zawsze mówiono, że to bardzo dobra metoda. Ja mam natomiast do tego jeden komentarz- metoda jest ok, jeśli zrobisz z tego użytek. Bo co z tego, jeśli wpiszesz na listę tabliczkę czekolady zjedzoną pod wpływem impulsu?

    Słodycze i cukier są słabością wielu ludzi. Cukier bardzo, bardzo uzależnia- wiem to po sobie. I komuś, kto ma słabość do słodkiego, nigdy nie mówi się, że ma od teraz nawet nie spojrzeć na półkę ze słodyczami. To przynosi zawsze odwrotny efekt. Bo ile wytrzymasz? Tydzień? Dwa? Potem i tak rzucisz się na coś słodkiego. To się rozwiązuje inaczej- zjedz kostkę gorzkiej czekolady (najlepiej 90%kakao) ale zaraz po śniadaniu. Zrób sobie jaglankę i zetrzyj do niej słodkie jabłko, dodaj trzy suszone śliwki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem też, że wielu dziewczynom pomogła rozmowa z psychologiem. Tak, tak- na temat jedzenia :) Bo czasami za niepohamowanym apetytem kryje się coś więcej, niż zwykłe "ja po prostu lubię jeść". Często okazuje się, że jesz w określonych sytuacjach- kiedy się denerwujesz, kiedy chcesz siebie za coś nagrodzić, kiedy Ci coś nie wyjdzie. Jedzenie staje się czymś więcej niż tym, czym powinno- nie służy nam tylko do tego, aby przeżyć, ale jest narzędziem do karania/nagradzania itd.

      Jestem pewna, że schudniesz. Wiem, jak bardzo tego chcesz. Musisz tylko być zmotywowana i wytrwała. Ewa, to nie jest kwestia miesiąca. Potrzebujesz roku, jak nie więcej... To od razu brzmi demotywująco, ale lepiej nastawić się na małe kroczki i stopniowe chudnięcie, bez efektu jo-jo. Na zmianę nawyków żywieniowych. Napiszę na dniach ten post o mojej zmianie w odżywianiu. To nie będzie jakiś super poradnik, ale na pewno warto zerknąć. Tym bardziej, że jak wiesz- słodycze to moja ogromna słabość.

      Usuń
    2. Dzieki Marta! Ty jak zwykle masz rację i ja się z Tobą zgodzę w 100%. Wiem to wszystko. U mnie jedzenie do tej pory służyło bardziej jako coś co miało poprawić mi humor i na krótko tak było zawsze czego teraz mam efekty.
      Jednak jedno wiem na pewno. Jestem teraz dużo silniejsza,mądrzejsza o wszystkie te doświadczenia. Nie potępiam dietetyków. Wiem,że gdzieś są jacyś dobrzy. Jednak z moją się nie udało. Spróbuję sama. Szkoda mi kasy na próbowanie z innymi dietetyczki. Lepiej wydam to na basen.
      Mam nadzieję,że za rok jak to przeczytam będę lżejsza o kilka kilogramów

      Usuń
  5. Napiszę tak: nie odchudzaj się dla kogoś! Odchudzaj się dla siebie! Jesteś młoda, masz małe dzieci... Ja, że tak brzydko napiszę: oprzytomniałam przy wadze 96,8! Tyle, że moja wątroba była już stłuszczona (mam 32 lata). Jestem po wycięciu pęcherzyka żółciowego, więc i trawienie nie jest już takie samo.Dokładnie 01.01.2016 r. rozpoczęłam swoje odchudzanie. Sama! Przestawiając wszystko w swojej głowie. Drożdżówkę w tym czasie zjadłam chyba tylko raz, pieczywo tylko ciemne, czasem bułka grahamka, białych bułek nie jem w ogóle. Słodycze mogą dla mnie nie istnieć (uwierz, że po jakimś czasie przestaje Ci to smakować, po jakimś czasie banan był dla mnie nie do zjedzenia, bo za słodki, teraz ochotę na słodkie zaspokajam albo łyżeczką miodu albo domowym ciastem, u mnie w domu często goszczą babeczki marchewkowe z kwestii smaku). Przez te 2 lata schudłam do 72,4! Ćwiczę z chodakowską, czasem melb, mam dziecko, pracuję. Nie piszę tego, żeby się pochwalić, bo niestety jeszcze nie jestem z siebie zadowolona. Ale wiem, że po prostu trzeba spiąć dupę!(tzn. po wykluczeniu problemów zdrowotnych typu tarczyca, cukrzyca itd., ale to powinien dietetyk zrobić-mniemam, że zrobiła). Dla siebie, dla swojego zdrowia! Na złość tym, którzy w nas nie wierzą! Ps. bardzo często do Ciebie zaglądam i trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie moja dietetyk tego nie zrobiła. Ogólnie tak jak pisałam olała mnie z lekką. Aby tylko zredukować kalorie tomsie schudnie. Ale ja wiem,że taka redukcja to nie dla mnie. A na pewno nie jest to dobre dla organizmu i na pewno miałabym efekt jo jo. Bo ile wytrzymam. A muszę zmienić nawyki na stałe.
    Moje badania wątrobowe są O.K. Bo przy okazji pewnej choroby miałam robione.Jak na wagę wyniki też nie najgorsze. Ale gorzej że stawami i kręgosłupem.
    Ja już nic nie robię komuś na złość. Staram się robić to tylko dla siebie. Ja też jestem w tym wszystkim ważna a to ciało w lustrze to nie do końca ja.

    Dziękuję,że zagladasz. Bardzo mi miło,że ktoś lubię mnie czytać i trzyma kciuki. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń