Hej!
Ja nie wiem. Staram się być dobrą matką dla mojego syna i nie wyobrażam sobie abym kiedykolwiek mogła o nim mówić źle. W sensie takim, że o jego wyborach i życiowych decyzjach. Obiecuję nie będę się wtrącać! Niech uczy się na swoich błędach. Ma swoje życie przeżyć po swojemu, tak jak on tego będzie chciał. To prawda wiążemy nadzieję z M że na stare lata doczekamy się gromadki wnuków i że Jaś zajmie się nami w miarę możliwości. Jednak też nie kosztem swojego życia! Z rozsądkiem.
Postanowienie to składam tutaj po ostatnich sytuacjach z moją matką. Matką? No właśnie? Jak nazwać osobę, która mnie urodziła a mimo to nie obchodzi jej kompletnie moje szczęście. Ciągle tylko knuje jak by tutaj mi podłożyć kłody pod nogi.
Ale do rzeczy, bo nie wiecie o co chodzi. W zeszły czwartek odwiedziła ją moja siostra, Benia. Ta co się wyprowadziła we wrześniu. Dziwne, że nie przyjeżdżała wcześniej, jak był M. I oczywiście z moją mamą zaczęły komentować nasze zachowania, naszą pracę, remont. Mojej matce nie podoba się nic co my robimy. I żeby jeszcze cokolwiek dała nam na ten remont. Ja sprzątając powyrzucałam na śmietnik ze strychu cztery bagażniki śmieci. Inaczej tego nie nazwę. Stare ubrania, niepotrzebne graty, łóżeczko po nas, ubranka, kołderki. Wszystko śmierdzące, pełne moli. Według niej wyrzuciłam dobre rzeczy, które ktoś by jeszcze ponosił. Nie wiem kto? W lumpie można kupić lepsze. Teksty typu, że to jakby wywalanie starych ludzi! WTF>? Powiedziała też, że my z M robimy co chcemy nie pytając jej o cokolwiek i tak ma dobrze, że nie ma nawet domu zapisane? Co ma piernik do wiatraka? Jeśli jej mąż, mój ojciec nie przypisał jej całe życie do gospodarstwa, nie zapisał też jako współwłaściciela domu to miała z tym iść do niego. W końcu miała na to całe życie! Skoro było jej dobrze i jeszcze dała sobie zrobić ośmioro dzieci to o co do cholery chodzi jej teraz?
Ja nie zamierzam jej się tłumaczyć i pytać o zgodę. Mam już w końcu 30 lat.
Kilka dni później usłyszałam (no dobra podsłuchałam) jej rozmowę właśnie z tą Benią. I myślałam, że coś mi się śni. Obrobiła mi tak dupę, że hej! Naopowiadała jej, że porobiłam Mirkowi pełno słoików z mięsem, że drugie tyle zabrał kiełbas. Że skoro daję mu jedzenie to nie zarobi na nic. Samochód pewnie ma na kredyt. Spłaca ten kredyt w Niemczech i tylko mu starcza na fajki i piwo. Ale przynajmniej ja go nie muszę tu utrzymywać. Że ona go nie cierpi. Że jak byli u nas znajomi i rodzina w Święta i Nowy Rok ja robiłam im obiady i nie wiadomo co do jedzenia! Że jej i Ani nic nie dam.
Odeszłam, bo poczułam, się jakby ktoś przywalił mi konkretnym obuchem w łeb! Chwilę zajęło mi, abym poszła do obory i mogła się zająć pracą. Nie mogłam uwierzyć i chwilami dalej nie wierzę. To ma być matka? Ma swoją rentę. Ania też ma rentę i chodzi po zapomogi na Gminę po pieniądze na żywność i wydaje to na głupoty. Mama bierze kredyty temu zasranemu Rafałkowi. To niech sobie weźmie kredyt na jedzenie. Co to mnie obchodzi? Fakt, że się zrzekła swojej części "spadku" nie oznacza, że ja mam je teraz do końca życia utrzymywać? Do tej pory dawałam jej kiełbasy, bo robimy własny przerób, dawałam obiady. Ale koniec z tym. Niech sobie same radzą. Mi nikt nie da.
Nie mogę się doczekać jak M zrobi ten remont. Będziemy oddzieleni od nich. Niech mają swoją kuchnię i robią co chcą. Nie będą mi zaglądać po garach czy w portfel.
Moja sprawa komu robię obiadki czy kawki. Mam prawo! Co za ludzie!
Minęły trzy dni od tego a jeszcze mnie trzęsie w środku jak o tym pomyślę. Teraz coraz częściej myślę, że fakt, że ojciec nas bił to była wyłącznie jej wina. I zawsze było mi jej żal. Ale już nie jest. Jest po prostu zgorzkniałą babą, która swojego życia żałuje i za wszelką cenę chce spierdolić życie mi. A pasuje to jej, bo jestem zmuszona mieszkać z nią pod jednym dachem.
Nigdy nie akceptowała Mirka, ale żeby aż tak o nim mówiła?! To jest w końcu mój mąż, ojciec mojego dziecka. Nie jest ideałem. Ale czy ktokolwiek jest? A nie! Zapomniałam ONA i cała reszta mojej rodzinki to chodzące ideały!
Jakby ktoś z Was nie wiedział jak żyć dajcie znać. Oni Wam poukładają życie, oj k.....poukładają!
Amen!
Ewa... Nawet nie wiem co napisać. Wierzę w każde słowo i tak bardzo mi przykro, że doświadczasz takich rzeczy od własnej matki, bo "mama" to tak jednak za łagodnie brzmi. Myślę, że masz rację pisząc, że Ona jest zgorzkniała, ale to nie daje Jej prawa, żeby kłamać i zatruwać życie Wam- Młodym. Jedyny ratunek dla Was to chyba naprawdę totalna izolacja, bo ci ludzie, wszyscy po kolei, tylko Ci nerwy psują. Jaś też rośnie, szkoda byłoby, żeby zaczęły Go buntować, albo komentować do Niego zachowania Twoje czy Mirka.
OdpowiedzUsuńSmutne to wszystko... Dobrze, że w takim "bajzlu" Ty masz swoje priorytety i chcesz być jak najlepszą mamą dla Jasia.
Tak. Tylko obawiam się, że jeszcze troszkę i nie starczy mi siły zaparcia i sama stanę się taka jak oni. Chociaż jak już tyle lat dałam radę. Najpierw z ojcem, teraz powtórka z rozrywki z matką i całą resztą. Oby do wiosny Marta! Wtedy praca w ogrodzie zabierze wszystkie stresy.Grzebanie w ziemi mnie uspokaja.
UsuńMnie też. Zresztą wiosną jakoś też łatwiej o pozytywne myślenie. Rozumiem Twoje obawy, ale chyba spokojnie- nie grozi Ci to. Najważniejsze, że nadal widzisz i rozróżniasz te złe, chore i irracjonalne zachowania. Jeśli zaczniesz myśleć, że to co one/oni robią jest normalne, wtedy faktycznie- pora udać się do specjalisty :) A tak serio- Ewa jesteś silną kobietą, wytrzymałaś i wytrzymujesz nadal to wszystko. Jaś ma super mamę i dla Niego dasz radę. Wiem to.
UsuńDzięki Marta!
Usuń