Hej!
Prac działkowo domowych ciąg dalszy za mną i kolejne przede mną. Jednak ten tydzień odszedł nam zupełnie z życia. Otóż mąż mój miał wypadek w pracy i cały tydzień tułaliśmy się od lekarza do lekarza. Swoją drogą zauważyłam dziwną zależność. Jak coś się dzieje to on jakiś milszy i lepszy jest dla nas. Poświęca więcej czasu Jaśkowi. No ale co się dokładnie stało?
W sobotę mężu poszedł do pracy żeby dorobić. Soboty ma płacone od razu, a nam teraz brakuje dosłownie na wszystko, nie wspominając o tym, że chciałoby się coś dodatkowo zrobić.
No i w tejże pracy mój mąż ciął drzewo i coś wpadło mu z rana w oko. Ale nic sobie z tego nie robił. Przyjechał do domu, zajął się innymi pracami, bo czas goni. Ja zaglądałam w oko, ale było już po południu i w sztucznym świetle źle widać, szczególnie jak oko było zakrwione i ciągle mrugał. Mówię jedziemy do lekarza, ale małżon, bojący się wszystkich pracowników służby zdrowia oczywiście się nie zgodził. Wierzył naiwnie że w nocy wyleci z łzami lub ropą. Jednak rano w niedzielę po powrocie z Kościoła nadal narzekał bardzo na ból. Zajrzałam i co zobaczyłam. Coś wbite w oko. Dosłownie na tęczówce. Ten tępy człowiek jeszcze chciał, żebym ja mu to wyciągała! WTF?! Nawrzeszczałam na niego ile mogłam, sam był blady jak usłyszał, że ma coś wbite w oku. No i w końcu pojechaliśmy. Jednak wiadomo jak w niedzielę. Nie ma okulisty w szpitalu. Nawet nikt nie raczył w jego oko zajrzeć. Tylko kazali od razu pędzić do Gdańska. Jednak ja znam ten Gdańsk. Jeszcze jak nie prowadziłam bloga to bardzo chorowałam i nie dość, że kazano mi czekać z bólem cały dzień to jeszcze ok 18 pani doktor przyszła ze mną rozmawiać i zasugerowała, że jestem hipochondryczką. Nie powiedziała wprost, tylko naokoło drążyła czy bywam często u lekarzy, czy jeszcze coś mnie boli. Nie, k.... lubię jak mnie męczą i badają. Lubię wydawać kasę i tracić nerwy na wizyty u lekarzy i ciągłe kupowanie ich recept. Nikt nie postawił diagnozy a dawali mi leki nawet na gronkowca.! Wiecie niech zeżre wszystkie antybiotyki to coś w końcu pomoże.
Wracając do męża nie pojechaliśmy do Gdańska. Poszliśmy prywatnie do okulistki. Wyjęła tę większą część ale opiłki kazała przyjść wyciągnąć na następny dzień do szpitala. Cały tydzień małżona musiałam leczyć, zakrapiać mu to oko 5 razy dziennie. No ale w końcu się udało. Jak na razie czuje się lepiej i jest nadzieja, że nie straci wzroku, co nie oznacza, że nie pogorszy mu się. (Przynajmniej nie będzie widział jaka gruba jestem! Taki żart;-))
On i tak ma dużą wadę wzroku, bo 3,5 i 6,5. I akurat zawsze jak coś się stanie to w to słabsze oko.
Także lekko nie jest. Kasy też nie mało wydaliśmy. No ale co zrobić.
Takie życie.
Przyjedzie wiosna, będzie lepiej.
W tej nadziei kupiłam dziś nowe tulipany do towarzystwa moim kwiatkom. I czekam wiosny!
No to miałaś nerwówke :(
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Kochana i życz zdrowia mężowi :)
Co do lekarzy to oni uwielbiajają wszystko na nerwice i hipochondrie zrzucić zamiast przyczyn szukać...