Hej!
No cholera za szybko się chyba pochwaliłam czy co?! Wtf? Nie wiem. Pisałam Wam, że cieszę się z siłowni itp. Dziś szybko po pracy śpieszyłam się do domu, ugotowałam zupę z kalafiora, dla męża dodatkowo makaron, coby nie padł po tej zupie. Nawet młody zjadł warzywa sam. Daję mu w miseczkę i sam zajada. A jak nie chce to już się bawi tym. Ale nie o jedzeniu. No i zjadłam, szybko się przebrałam coby zdążyć na siłownię. Jadę, już w drodze dzwoni telefon. Odbieram. Tutaj właścicielka siłowni. Chciała mi oznajmić, że nie mogę chodzić jednak do niej, bo jej maszyny mają jakieś ograniczenia wagowe. Nie chciałam się przyznawać, ale muszę bo nie zrozumiecie. Powiem wam. Ja ważę 119,8 kg a jej maszyny niby do 110 kg. I źle ją niby zrozumiałam ostatnio przez telefon, bo chciała mi dać do zrozumienia, że mam sama ćwiczyć a potem przyjść do niej. Jak już schudnę te 10 kg co najmniej. A ja kupiłam karnet i już w piątek ćwiczyłam. Spytałam czy mogę oddać w takim razie karnet to powiedziała, że mam kogoś znaleźć na to miejsce. To się dopiero wkurwiłam! Rozłączyłam się, bo prowadziłam samochód a w nerwach mogłabym jeszcze w coś przywalić! Potem ona do mnie dzwoniła i w końcu napisała sms-a, że jednak mam przyjść oddać karnet, że ona go komuś odsprzeda.
To już nie chodzi o ten pieprzony karnet. Tylko o to, że miałam takie pozytywne nastawienie i prysło ono razem z stwierdzeniem, że nie mogę chodzić. Kurwa już jestem za gruba nawet, żeby się odchudzać?! Nie ma dla mnie szans! Jeszcze niech wykreślą mnie ze społeczeństwa.
Potem nad tym myślałam i tak tylko hipotetycznie. No bo przecież mogłam zaniżyć swoją wagę. Nikt mi nie kazał się ważyć i jakbym powiedziała że mam 100 kg np. to bym mogła chodzić i babka(właścicielka) nawet by się nie kapnęła. Może wtedy bym trochę schudła i wbiła się w te ograniczenia?!
Jak dla mnie bez sensu. To już lepiej nie wsiadam na mój rower, bo też pewnie nie wytrzyma ciężaru!
Jestem oburzona i wkurzona. Wiem, chwaliłam się, że fajna babka itp.Ale jednak widocznie utrzymanie biznesu jest ważniejsze, niż jakakolwiek chęć pomocy osobom otyłym.
Ale nic to. Pójdę po kasę za karnet i będę chodzić tylko na vacuum , jest też u nas w innym mieście koło solarium coś takiego. No i niestety albo stety zostaje mi basen. Mam nadzieję, że na jacuzzi nie ma ograniczeń wagowych. Byłam taka wkurzona i smutna, że podczas zakupów w Biedronce miałam chęć, żeby kupić coś słodkiego. Jednak opanowałam się. Ja się nie dam. Jeszcze schudnę i pokażę na co mnie stać! Jednak smutek pozostał i taki niesmak!
Hej, a może poćwiczysz sama w domu np. z Chodakowską, dale niezły wycisk, a jak uda się trochę zrzucić, to zapiszesz się na siłownię.
OdpowiedzUsuńA widzisz, to ja mam tak, że jeśli wiem, iż coś ma jakieś ograniczenia wagowe i moja waga to przekracza, to unikam tej rzeczy jak ognia. Nie chciałabym ryzykować świadomym zniszczeniem jakiegoś sprzętu (bo to przecież świadome, jeśli ja wiem, że ważę więcej, niż dany sprzęt może wytrzymać). Chodziłam na vacuum, ale to jest bardzo niezdrowe dla żył, a ja mam dziedziczne skłonności do żylaków i zakrzepicy, więc zrezygnowałam. Byłam wtedy bardzo ciężka, ważyłam ponad 120kg i nie wolno mi było maszerować przy zbyt dużym nachyleniu bieżni. Ogólnie zasada była taka, że im wyższa waga, tym bieżnia musiała stać bardziej poziomo. Baba z siłowni przegięła z tym, że nie mogłabyś jej oddać karnetu. Po zabraniu należnych pieniędzy na Twoim miejscu na pewno bym tam nie wróciła. Jest druga strona medalu - trzeba sobie zdawać sprawę z własnych ograniczeń. Byłam znacznie, znacznie cięższa od Ciebie, więc wiem coś o tym. Jeżeli wybierałam się na jakieś ćwiczenia, to zawsze badałam, czy na pewno mogę korzystać z różnych maszyn, po to by nie nabawić się niepotrzebnego wstydu. Lepiej ułatwiać sobie życie, niż narażać się na przykrości:). A basen... Basen to zbawienie dla grubasa. Nie obciąża stawów, nie wyskoczą od niego żylaki, woda z niego nie ucieknie, nawet jakby się ważyło 200kg. Do tego ujędrnia, masuje, ksztaltuje mięsnie. Żadna siłownia nie da otyłej osobie tyle korzyści co woda. Pomyśl o tym. I super, że nie zagryzłaś stresu słodyczami, to jest ogromny sukces i absolutnie Cię podziwiam, bo nie wiem jak ja zareagowałabym na to wszystko na Twoim miejscu. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPowiem tak....
OdpowiedzUsuńJa waże kilka kg mniej od Ciebie, na moim rowerze jest napisane że jest do 110 kg a jeździłam na nim jak ważyłam ponad 120....ale mniejsza o większość bo i tak w instrukcji jest jak byk że uniesie 130....co innego na sprzęcie a co innego w papieracj, zresztą on jest strasznie pancerny.
Wracając jednak do siłowni to chyba ta Pani mocno na sprzęcie przyoszczędziła bo sprzęty profesjonalne to i wage 200 kg wytrzymają.
Także nie przejmuj się nią, idź po swoją kasę i jeszcze jej powiedz co myślisz na temat jej profesjonalizmu zakichanego...
Trzymaj się Kochana :)
Dla mnie to był też szok! Bo kiedyś chodziłam na siłownię i tam chyba był lepszy sprzęt, skoro byłam ważona co zajęcia i nikt mi nie mówił, że nie mogę wchodzić.
UsuńEwa, przede wszystkim gratulacje, że nie uległaś pokusie. I zamień to wkurzenie na coś dobrego- niech ta sytuacja jeszcze bardziej Cię zmotywuje. Oczywiście, że DASZ RADĘ i że jeszcze wszystkim POKAŻESZ na co Cię stać. Kasę za karnet odbierz- wydasz ją na basen, a babce bym powiedziała co sądzę o całej sytuacji.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i powodzenia- trzymam kciuki za Ciebie.
I taki mam właśnie zamiar. W piątek jadę z Jaśkiem na kontrolę i wtedy idę po kasę za karnet. Wieczorem w piątek pojadę na basen. I się nie poddam. To nie chodzi o to, że chcę schudnąć docelowo ileś kg i potem nic. Nie!!! Ja muszę zmienić tryb życia i odżywiania. No i mąż obiecał mi naprawić rower, więc może już w sobotę pojadę w pierwszą trasę.
UsuńPowiem tak: wystarczy chcieć i nie przejmować się głupotami. Zacznij od zmiany nawyków żywieniowych, możesz też przecież poćwiczyć w domu. Ponieważ masz dużą nadwagę (nie chcę cię obrazić, nic z tych rzeczy) to pierwsze kilogramy polecą błyskawicznie.
OdpowiedzUsuńUda Ci się,trzymam kciuki:)
No już zaczęłam rowerki robić i jakieś lekkie ćwiczenia.
Usuń