Strony

niedziela, 11 grudnia 2016

Pomysły na potrawy Wigilijne

Hej!
Przychodzę do Was z zapytaniem?
Co robicie na Wigilijny stół?
Ja nie mam w tym roku pomysłów? Wiem,że na pewno  pierogi, ryba w occie,karp smażony, barszcz z uszkami,sałatka warzywna. I jak dla mnie by starczyło. W sumie to robię co roku.
Do tego ciasta. W tym roku postanowiłam upiec coś z książki Lidla. Przepisy w miarę proste.


Może jeszcze M  usiedze makowiec? Z Jasiem zrobimy nasze pierniczki.

Także jakoś zdrowo się nie zapowiada. Moja dietetyczka mówi,żeby tylko nie przytyć. Wiadomo,jednym nawet uda się schudnąć. Mój cel to nie przytyć.
Dajcie znać co wy planujecie wykonać na to świąteczne obżarstwo?
Może jakieś zdrowe przepisy, porady?

wtorek, 6 grudnia 2016

Świąteczny klimat

Hej! Byłam u dietetyczki. Przez 3 tygodnie zgubilam 1,2 kg. I nie powiem,że się jakoś głodzilam. Jem pierwsze śniadanie do godziny od wstania z łóżka i potem posiłki co 3 godziny. Moja dietetyczka mysli,że od razu można uciąć się od słodyczy. Ja czasami jeszcze coś tam podjem. Ale staram się wtedy raczej z rana,żeby moc to spalić chociaż w połowie. I wtedy traktuję to jako posiłek. Np o 14 do kawy jakieś ciastko albo gorzka czekolada.
Jest coraz lepiej i myślę,że będzie jeszcze lepiej. Latem do tego dojdzie więcej ruchu i pracy na działce, więc będzie łatwiej zrzucić balast tłuszczyku. A jest go u mnie bardzo dużo. Mam nadzieję,że teraz jestem już na tyle  świadoma, że tak łatwo nie wrócę do złych nawyków. W niedzielę kupiłam sobie ciastka do kawy i powiem Wam,że wydały mi się tak mega słodkie, że aż było mi nie dobrze. Żałowałam,że zjadłam. Już wolę gorzką czekoladę. Ta przynajmniej ma jakąś ilość żelaza.
Także świadomość rośnie. Oby wraz ze wzrostem świadomości waga malała.
To taki update o mojej wadze.
A teraz do meritum.
Chciałam napisać o tym,że czuję w tym roku jakoś bardziej klimat świąteczny.
Może dzięki małemu bobaskowi,który przypomina mi jak ważne są to święta. Poza tym postanowiłam troszkę sama przywołać ten klimat.
Odebrałam poszewki świąteczne.
Wyjęłam świąteczne kocyki. No i kosz. Nie mogłam się oprzeć, widząc kosz u Gosi. Mój kupiłam na Allegro.
W tym roku kupiłam Jasiowi adwentowy kalendarz. Fajnie jest otwierać codziennie jedno okienko. Ja nie miałam nigdy takiego kalendarza także sama cieszę się jak dziecko.

W  salono-kuchni położyłam już świąteczne lampeczki. Kupiłam w Biedronce. Na baterie. Lampek nigdy nie za wiele. A musiałam kupić nowe bo te z zeszłego roku Jaś zepsuł. Są do uratowania,ale ja się w elektryka bawić nie będę.
Salono-kuchnia nie wykończona ale co tam.
Kupiłam ozdoby na pierniki. Pod koniec tygodnia,może w sobotę będziemy piekli. Myślę, że to pieczenie może się spokojnie stać naszą coroczną tradycją.
No i spakowałam prezenty świąteczne. Co prawda nie wszystkie,ale te mikołajkowe i niektóre świąteczne. Muszę dokupić jeszcze papier.
W zeszłym roku prezenty dawałam w torebkach i to nie był dobry pomysł. Wiem,że torebki można potem jeszcze wykorzystać, ale jednak wolę, żeby dzieci otwierały prezenty z papieru. Jest wtedy ta chwilka zniecierpliwienia i radość większa jak się rozrywa ten papier nie wiedząc co tam może być.

Jaś nie dostał dziś prezentu tylko rózgę. Wczoraj tak broil. Mimo mojego zapominania,że Mikołaj widzi. Nie mógł dostać prezentu. Musi wiedzieć,że jego zachowanie było złe. Jak widział rózgę wytłumaczyła mu i ciągle mówil,że teraz już będzie grzeczny. Może dam mu jutro te prezenty a może pod koniec tygodnia. Zobaczymy jak się będzie starał

piątek, 2 grudnia 2016

Smak szczęścia

Hej! Ktoś mnie tutaj jeszcze w ogóle czyta? Zostawcie proszę chociaż jedno zdanie, żebym wiedziała, że ktokolwiek chce jeszcze czytać te moje wypociny.
Dziś skończyłam czytać "Smak szczęścia" książkę Agnieszki Maciąg.

I piszę Wam o tym, ponieważ jestem zachwycona. Czegoś takiego teraz potrzebowałam. Potrzebowałam, żeby ktoś mi powiedział, że jednak jestem szczęśliwym człowiekiem. Nikt z bliskich czy znajomych mi tego nie uświadomił ani nie powiedział. Każdy zawsze tylko narzeka. Ja sama też tutaj niejednokrotnie narzekałam. Ale to normalne. To jest część naszego życia. Dzięki książce pani Agnieszki uświadomiłam sobie,że tak na prawdę mimo, iż nie zyjemy dla siebie to o sobie nie możemy też zapominać. U mnie to tak już powoli było. Już od dłuższego czasu nie maluję się dla przyjemności. Ostatnio gdy się umalowalam zrozumiałam ile mi to kiedyś dawało radości. Teraz robię to tylko,żeby jakoś wyglądać. Za bardzo chcę się przypodobać innym. Bo wiadomo każdy czegoś od nas oczekuje. A prawda jest taka, że ja już sama wystarczająco od siebie oczekuję. Powinnam robić rzeczy dla siebie i dla dzieci,dla M a nie dla kogoś kto tak na prawdę w potrzebie czy niedoli będzie miał mnie gdzieś. Za bardzo przejmuję się ludźmi, a przynajmniej przejmowałam. To wpędziło mnie w jakieś błędne koło. I zdałam sobie sprawę, że moje uciekanie w słodycze,potem w papierosy było ucieczką przed opinią innych. Jadłam, potem miałam wyrzuty sumienia, znowu jadłam i tak w kółko.
Czas z tym  skończyć. Moje ciało to moja sprawa i zdałam sobie sprawę, że jem po to by mieć energię do życia. Jak będę się obrzerac to w końcu tak się roztyje, że moi synowie będą się mnie wstydzili.
Ważne jest aby cieszyć się z każdego dnia, z każdej najprostszej czynności. Teraz już wiem dlaczego praca w ogrodzie daje mi tyle szczęścia i spokoju a rabanie drewna uspokaja jak żadne słodycze czy papierosy.
Dowiedziałam się jeszcze wielu rzeczy o sobie, ale takich o których nie chcę tutaj pisać.
Jedno jest pewne. Z czystym sumieniem mogę polecić Wam ta książkę. Warta jest swojej wartości.





Mam jeszcze jedną jej książkę po  którą teraz sięgnę "Pełnia życia".  Na pewno dam Wam znać.
I muszę się przyznać,że wielokrotnie widziałam panią Agnieszkę w " Pytaniu na Śniadanie " lub innych programach i nawet z ciekawości zerknęłam na jej bloga. Ale pomyślałam sobie w pierwszej chwili,że kolejna celebrytka trzepie kasę na pisaniu. Aż do momentu gdy chciałam zamówić coś sensownego do poczytania i poczytalam opinie o tej książce a wreszcie zamówiłam i sama przeczytałam. Jestem zakochana i na pewno teraz wrócę również na bloga pani Agnieszki i przewertuje go od nowa.
Tak myślę, że może po prostu teraz dojrzałam do tego typu książek.
Mam nadzieję, że i ja odkryję ten swój prawdziwy smak szczęścia oraz docenie go

środa, 30 listopada 2016

Prezenty,prezenty

Hej!
Mam tyle pomysłów na posty,niejeden jeszcze z lata ale brak czasu swoje robi. Jak chce się 4 razy w tygodniu jeździć na basen i jeszcze mieć czas na ogarnięcie tego całego majdanu to trzeba z czegoś zrezygnować.
Ale tego tematu nie mogę ominąć. Co roku z zazdrością podglądał u Was co tam za pomysły na Mikołajki i Święta.
Ja uwielbiam prezenty. Raczej kupować. Dostawać nie bardzo,bo przeważnie jakieś bzdety dostaję.
I wiecie co jestem zdania,że nie można nie umieć kupować prezentów. To jest tylko wymówka. Ale u mnie zawsze tak było. Już w szkole zawsze kupowałam koleżankom super prezenty, mimo,że musiałam odkładać dłuższy czas. Ale sprawiało mi to  dużą frajdę jak mogłam komuś kupic coś co się spodobało.
Zawsze kupuję prezenty w ten sposób. Kupię coś co sama chciałabym dostać  i z czego bym się ucieszyła.
Poza tym wymówka, że nie ma kasy też jest słaba. ( moja tesciowa ja ma co roku).Bo przecież tak na prawdę wiemy kiedy są Święta i możemy się na nie przygotować. Ja w tym roku mam na dzień dzisiejszy prawie wszystkie prezenty pokupowane lub zamówione. Staram się każdemu przeznaczyć ok 50 zł. I wiadomo, nie zawsze jest to równe pięć dyszek. Czasami więcej, czasami mniej. Ale nie postawie czegoś na półkę z powrotem tylko dlatego,że kosztuje np 56 czy 60 zł a ja mam 50 przeznaczone i koniec. To lepiej już nie kupować nic niż kupić prezent, który nie będzie się podobał czy nie będzie przydatny. Lub jeśli nie wiemy co kupić dajmy kasę. Choć tego też nie pochwalam. To pójście na łatwiznę. Tak jak kupienie zestawu kosmetyków w supermarkecie. Takie zestawy możemy komuś z pracy kupić, chociaż też słabo to wypadnie.
Oto moje pomysły na prezenty. Może kogoś zainspiruje.
Dla fanów słodkości i nie tylko. W Lidlu za 17,90 bodajże.Orzechy i migdały w czekoladzie. Mniam. Sama bym zjadła.
Dla kogoś kto jest zapachowymi freakiem, tak jak ja np. 
Niedawno odkryłam nowe świece i przepadłam. Są dość drogie. Jedną kupiłam dla siebie a jedną dla rodziców chrzestnych Jaśka. Ta mniejsza to koszt 89 zł a większą 139 zł. Mają knot z prawdziwego drewna i podczas palenia skrzy się tak jak drewno w kominku.Odpala się ją na godzinę lub dłużej i potem gasi i dopiero wtedy z tego rozgrzanego wosku unosi się intensywny zapach. Podczas palenia też pachnie a!e troszkę delikatniej. Ja kupuję stacjonarnie. Na moim basenie mają takie cuda. I wychodzi taniej niż w necie. A poza tym możecie powąchać.
Ja przepadłam. Mirek mnie zastrzeli jak się dowie ila zapłaciłam za jedną świecę.
Ale się nie dowie. Poza tym nie palę, nie piję ( w dużych ilościach), więc kto mi zabroni. Jedno szczęście,że mam teraz swoją kasę z macierzynskiego.
Jakby kogoś interesowały zapachy to ten mały to patchouli a duży to trio o zapachu pianek marshmallows z ogniska,brązowego cukru i piasku oraz drewna leżącego na plaży. 
Myślę, że te słodycze i świeca ucieszą ich. To w sumie prezent dla nich obojga. Mogą jeść te pyszności przy zapalone świecy. Wow!
Poza tym szkło po pustej świecy może nam śmiało zastąpić wazon lub pojemnik na płatki kosmetyczne. Ja na pewno mój do tego wykorzystam. Ma zamknięcie,więc super.
Kocyk z Pepco za 24,90 zł. Dla mojej teściowej. Ona nam nie kupuję prezentów. W zeszłym roku nawet dla Jasia nic nie miała.  Ale co ja tu będę się rozwodzić. 
Miała dostać na początku to,

ale mi się spodobało i M powiedział, że mam sobie  zostawić. W sumie racja. Tesciowa to by tylko odstawila na szafę i stałoby do czasu aż ktoś by to wywalił.Super na bakalie czy ciastka. Kupiłam w netto jakiś czas temu za 39,90 zł.
Mojej chrzesnicy kupiłam złote kolczyki. Powiecie,że za dużo. Nie. Licząc,że ona je chciała na urodziny. Kupiłam je niedawno. Jakiś miesiąc temu. Ona wie,że to prezent łączony na urodziny + Święta. Cena? Nie pytajcie! 
Prawie 400 zł. 
A najlepsze, że ona jeszcze sobie uszu nie przekula. Mam nadzieję,że w końcu się odważy. 
A teraz prezenty dla Jaśka. Wiem,że powiecie,że przesadzam.Ale Jaś nie dostaje od nikogo innego zabawek.
Ale może komuś pomogę w wyborze zabawek dla chłopca.

Warsztat lub stolik. Lidl 139 zł. Pewnie w sklepach z zabawkami pełno takich. Ja kupiłam,bo dawno chciałam go mu kupić a udało się teraz.
Taki garaż Jaś też kiedyś chciał. W tym tygodniu w Lidlu. 69,90 zł bodajże.

LEGO duplo z koparką. Jaśka marzenie. Ciągle na  Jim Jam pokazują to w reklamach i on ciągle mi krzyczy mama zobacz. Ma już dwa zestawy duplo. Więc będzie i trzeci. 39,90 bodajże. Też Lidl.



No i co by mój syn tylko zabaw w głowie nie miał. Coś do ćwiczenia rysowania po śladzie i nauki pisania. Powiecie,że oszalałam. 3 latek i pisać? Jaś już dawno ćwiczy szlaczki i super mu to wychodzi. Im więcej będzie ćwiczył tym lepiej.
Cena: 12,90 zł. Szkoda było nie wziąć.
I znowu coś dla zapachowych freakow. Woski Kringle u mnie zawsze pożądane. Myślę,że jak wiecie, że ktoś lubi świece ucieszy się również z wosków. Tutaj akurat moje woski. 
Coś dla wielbicieli herbaty oraz Ceramiki Boleslawiec. Nie jest tani, bo ok. 150 zł. Ale zawsze na większy prezent można się zrzucić. Nieprawdaż?
Również coś dla fanów Bolesławca. Poza tym od razu widzicie nowy wzór kubka. Ta ceramika mnie kiedys zrujnuje. Ceny od 25 zł wzwyż.
Citroen Balls. Chyba każdy je już ma. Bo kiedyś znikały z sklepów jak ciepłe bułeczki. W poniedziałek widziałam pełno w Biedronce i jakoś nikogo już nie ruszały. Te mam z netto i czekają aż wykończe kuchnio- salon. Wtedy zajmą tu miejsce. Mam jeszcze jedne w odcieniach fioletu i szarości ze strony http://cottonovelove.pl. Teraz mają tam pełno nowości. Może akurat komuś się spodoba. Fajne jest też to,że można sobie dobrać samemu kolory pasujące do wnętrza.
Dla facetów ja preferuję perfumy. W Rossmanie czasem można wychaczyc coś w miarę na jakiejś promocji. Te perfumy akurat kupiłam za niecałe siedem dyszek.
I moja nowa miłość. Powiecie,że oszalałam. Zaplacic 99,99 zł za jedną czapkę. Tak, zapłaciłam za cztery. Dlaczego? Nie,nie odbiło mi. Po prostu żadna czapka mi nigdy nie pasowała. Ciężko było znaleźć coś dość dużego i zarazem fajnie wyglądającego i ciepłego. I jak zamówiłam i przymierzylam jedną wiedziałam,że to jest czapka idealna i polowalam na inne kolory. A łatwo nie było.
To sklep mojej ulubionej youtuberki szusz 1313. Ona na swoim kanale pokazuje te czapki jak wyglądają. A na tej stronie można zamówić. I nie tylko czapki. Także ubrania, ubrania dla pupila itp.

Dla kogoś kto uwielbia czytać możecie zamówić z  Empiku książki. Ja w tym roku postanowiłam wrócić do czytania. Gdy chodziłam do szkoły byłam najlepszym czytelnikiem w szkole. Lektury miałam w jednym paluszku. Teraz sięgnęłam po coś motywujacego Agnieszki Maciąg,coś o dzieciach, coby być ciut mądrzejsza w tej kwestii. Na razie przeczytałam " Smak szczęścia" i jestem zachwycona. Ale o tym może coś skrobne.
Jedną z tych pozycji kupiłam również dla kogoś z rodziny. 
 A to najtańsza opcja prezentu. Zakupy każdy robi. Więc może Wam się udać tak jak mi zebrać tyle naklejek aby obdarować również kogoś ta książką z Lidla. 
Na pewno są osoby,które nie kupują tyle a chętnie chciałyby taka książkę.


Zrobiłam jeszcze mega duże zamówienie u koleżanki, które mieszka 2 km ode mnie.
Ona ma pracownie krawiecka, która swoją drogą Wam polecam. Ja zamówiłam te cuda

Kilka poszewki świątecznych, w różnych wzorach, nie tylko tych. Bo poszewki nigdy za dużo. Ja uwielbiam poduszki i poszewki różnorakie.
Pościel dla Jaśka. Miał już taką, tylko,że na mniejszą kołdrę. Pod tamtą się nie mieścił, więc musiałam zamówić nową do większej kołdry.
Dla bratanicy M.
Dla drugiej bratanicy M. Sówka z imieniem
Dla Jaśka i Franka zamówiłam tipi w podobnych kolorach. Na pewno Wam pokażę jak już je odbiorę.
Dla bratanka M. Misiak z imieniem.

Także to było na tyle. Dla M zamówiłam złoty łańcuszek. Kiedyś miał ode mnie srebrny i gdzieś go zgubił, bo się zapięcie psuło.
Jeszcze coś mojej mamie i Ani. Ale to mamie jakieś witaminy a Ani jeszcze pomyślę.

Mam nadzieję, że komuś podsunęłam pomysł na prezent. Jeszcze jest czas.
Udanych zakupów.
Buziaki














wtorek, 22 listopada 2016

Dieta cud- mniej żreć

Hej!
Jest prawie dwunasta a ja gotuje jeszcze słoiki dla M. W sumie to miał przyjechać w czwartek ale jak zwykle. Dziś niby stwierdził,że za dużo pracy jest. Ja nie wiem jak ja mam na niego wpłynąć, żeby przyjeżdżał częściej do domu.
I mam dziś takiego wkurwa,że o mało nie wywalila tych słoików przez okno. On sobie kompletnie nie zasłużył na to,żeby jeszcze mu jedzenie przygotowywać. Jestem taka głupia i potem mam podziękowanie. Sama wszystko ogarniam,bo nie umiem inaczej a on to widzi i wykorzystuje.
Ale nie o tym.
Przez te nerwy sięgnęłam po czekoladę. Na szczęście kupiłam kilka gorzkich 70% kakao,co by w razie fraki nie sięgać po inne świństwa.
Bo nie wiem czy wam pisałam,ale jestem na diecie. Wybrałam się w końcu do dietetyczki. Jakieś 5 tygodni temu już. Jakoś po tym moim poście o dietetyku.  No i mam mieszane uczucia. Na pierwszej wizycie kontrolnej okazało się,że schudłam tylko 0,7 kg. Czyli po 3 tygodniach. No i przyznam się,że te pierwsze 3 tygodnie były bardzo ciężkie. Nie raz zjadłam coś słodkiego. Wręcz słodycze kusiły mnie bardziej niż zwykle. Wiecie na zasadzie zakazanego owocu. Jednak po tej wizycie zdałam sobie sprawę, że oszukuję tylko siebie samą. No i zawzielam się. Zaczęłam też chodzić 4 razy w tygodniu na basen. A waga nadal nie spada jakoś spektakularnie w dół. I owszem może zdarzyło mi się czasem zjeść więcej niż powinnam i może nie do końca jestem fair z tymi słodyczami. Ale jem co 3 godziny,owoce tylko do 16,potem same warzywa, bardzo mało pieczywa. Żadnych drożdżowek, ciastek.Jedynie jak mnie ciągnie bardzo to mam owoce suszone,ale też wtedy tylko kilka lub ciastka które sama zrobiłam z płatków owsianych.
Nie wiem. Ko!ejna wizytę mam 1 grudnia i ja nie wiem co ja zrobię jak waga dalej będzie tak powoli spadać. O ile w ogóle spadnie. Jak ważę się w domu to po kolejnych dwóch tygodniach spadła o pół kilo.
Dietetyczka mówi,że jem za dużo jak na swój tryb życia. Po prostu mam mniej żreć a schudne. Ale żeby to było takie proste.
Dajcie jakieś rady jak wytrzymać w postanowieniu i się nie poddać. Łatwo nie jest.
Dobrej nocy

A tu moje łobuzy. Jaś jak widzi,że robię Franiowi zdjęcia też prosi o fotę.




A Franio już coś tam próbuje mi zakomunikować. Słodki jest.

piątek, 18 listopada 2016

Nie jestem słabym człowiekiem

Hej!
Nie pisałam długo. Wiadomo z jakiego powodu. Dzieci.
Brak czasu na wszystko a wszystko na mojej głowie.
Jaś mi ciągle choruje. Ledwo udało nam się uniknąć szpitala.
Jak nie katar, kaszel to jelitowka. Jaś zaraził się od innych dzieci. Jestem wściekła na przedszkolanki, bo jeśli widziały,że panuje jelitowka i już kilkoro dzieci  zwymiotowało to mogły uprzedzić. Ja na pewno bym nie posłała Jasia. Nie mam pewności czy i tak by go nie wzięło,ale jednak. Może by się udało. A tak przez tydzień miałam w domu szpital i dziecko wymiotujace z biegunką, kaszlem i katarem. Jaś dostał skierowanie do szpitala,bo był już bardzo słaby, ale udało mi się uprosic lekarza, żeby dał nam jeden dzień. Jak się nie poprawi to pójdziemy. Jaś się wystraszył szpitala tak samo jak ja i zaczął przyjmować picie i elektrolity. Dostaliśmy siate lekarstw i następnego dnia było lepiej. Zanim Jaś doszedł do siebie trwało to jakieś półtora tygodnia. Ja dochodzilam znacznie dłużej.  I srać na jelitowke. Mi to się trochę przydało. Od razu czułam się lżejsza. Ale psychicznie byłam wypompowana.
Oby. Katar i kaszel też jakoś opanowaliśmy a w zeszłym tygodniu widziałam jeden dzieciak chodził obsmarkany. Teraz tylko czekać jak Jaś coś znów złapie.
A tutaj zagwostka dla Was. Na jednym zdjęciu jest Jaś sprzed trzy i pół roku na kolejnym Franio. Kto zgadnie który Jaś a który Franio? 
I niech ktoś mi powie,że nie są podobni. A wiele osób twierdzi, że nie są podobni.



wtorek, 18 października 2016

Dietetyk

Hej! Długo mnie nie było,ale nie ogarniam czasami. Są takie dni kiedy Franio ciągle ryczy i mało śpi. A znowu jak Franio lepiej to Jaś mnje potrzebuje. Zauważyłam u Jasia, że jednak jest troszkę zazdrosny o Franka. Nic mu nie robi, w sensie, że nie budzi go czy nie bije,ale za wszelką cenę stara się na siebie zwrócić uwagę. W jaki sposób? Oczywiscie złym zachowaniem.  Wydaje mi się,że w przedszkolu widzi jak dzieciaki broja i próbuje naśladować te zachowania w domu.
Historia z  Olkiem szczególnie źle na niego wpłynęła. W przedszkolu nie pokazuje złości ani nerwów a w domu odreagowuje.
Z moim samopoczuciem i burzą hormonów jego fochy i złości nie wpływały dobrze na naszą relację. Nie raz zdarzało sie,   że wydzieralam się na Jasia. Zamiast to zrozumieć i go wesprzeć. Zła matka ze mnie.
Po za tym boję się,że nie kocham Franka tak samo jak Jasia. Nie wiem. To pewnie jakieś moje schizy, ale mam wrażenie, że przez to, że z uwagi na to że opiekuje się Jasiem Franio schodzi na dalszy plan. Nie mam zbytnio czasu,żeby się z nim  przytulać, leżeć i godzinami się na niego patrzeć,poświęcać mu więcej siebie. Poza tym odstawiła go całkiem od piersi,bo już raczej się zabawiał i spał przy niej niż jadł. Przez dokarmianie butlą u mnie pokarmu było coraz mniej. No i odstawiłam.
Do tego ciągle porównuję go z Jaśkiem. Jaś ogólnie wydawał mi się lepszym dzieckiem. Więcej spał, mniej płakał. Jak miał kołki to dużo ale poza tym jak miał sucho i był najedzony to spał lub leżał. Franio często płacze tak od sobie. Najedzony,odbity, z suchą pielucha a on i tak płacze. Może dlatego właśnie,że chce mojej obecności. Jak kładę go na piersiach to zasypia od razu a tak sam to nie zaśnie. Jaś zasypiał pięknie sam.
Także jest całkiem inny. Mimtez trudniej z dwójką. Stąd może moje odczucia,że jest gorzej.?!
Ale jak zwykle nie o tym chciałam pisać. Chciałam napisać,że dupa mi rośnie. Jakby mogła być jeszcze większa???? Moje stresy i rozterki zajadam słodkim. Często nie  mam czasu na posiłek, bo to trzeba przygotować. A jak jeden chodzi i marudzi,bo obsmarkany a drugi płacze bo głodny to wciągam batona, bułkę słodką czy czekoladę, ciastka. Cokolwiek,byle szybko i byle poprawiło humor na kilka minut.
Moja waga po wyjściu ze szpitala wynosiła 108,3 kg a dziś 112,5. Nie jest dobrze.
Poszłabym chętnie na siłownię ale w mojej okolicy nie ma nic. Są  siłownie ale sami faceci tam chodzą i pakują. Z klubem fitness,który jest u nas nie mam dobrych wspomnień i na pewno tam nie pójdę.
Moja  świadkowa chodziła do dietetyka i schudła bardzo dużo. Bez ćwiczeń, na samej diecie. Zastanawiam się czy też nie spróbować? Może fakt,że ktoś będzie mnie pilnował, będę jeździć na kontrole to zawsze się i schudne?
Co sądzicie?
Może wrócę też do Mel B. Ćwiczenia poprawiały mi samopoczucie i troszkę lepiej się czułam. A na wiosnę wracam na rower.
Muszę też wrócić na basen. Poproszę siostrę aby zostawała z dzieciakami i choć wieczorem będę jeździła. Muszę się wyrwać gdzieś do ludzi i zrobić coś dla siebie,bo od samego siedzenia z dzieciakami i ciągłego karmienia,przewijania, gotowania, sprzątania,prania można oszaleć.



niedziela, 25 września 2016

Wszy i inne historie przedszkolne

Hej!
Z tym Jasia przedszkolem dużo pożytku ale też dużo stresów i nerwów.
Jaś już po półtora tygodnia się rozchorował. Katar, gorączka i bol gardła. Tydzień był w domu.  I niby jak już wyleczony poszedł znowu. No i dziś rano znowu gorączka. Nic go niby nie boli, kataru nie ma. Nie wiem. Znajoma pracująca w przedszkolu mówi, że jej syn też chory, bo rodzice puszczają chore dzieci. Jej syn ma akurat kaszel i dostał antybiotyk. Na szczęście u Jasia obyło się bez. Kupiłam mu tran i witaminę C. I coś czuję, że będę musiała cały okres przedszkola mu podawać. Może po dłuższym podawaniu odporność się wzmocni?
Kolejna sprawa to wszy. Jednego dnia gdy odprowadzałam Jasia przeczytałam na drzwiach, że w przedszkolu pojawiły się wszy. Na pierwszy moment pomyślałam, że to jakieś jaja. Serio? Rozumiem wszystko,ale myślałam, że żyjemy w takich czasach, że coś takiego jak wszy to tylko w opowieściach.  Rozmawiałam z inną mamą i powiedziała, że kupiła jakiś preparat zapobiegawczy. Niby psika głowę corci rano. Ja byłam w aptece bo też chciałam kupić a!e w naszej lokalnej aptece nie było i pan farmaceuta poinformował mnie,że takie preparaty  nie działają, że to niby tylko taka ściema? Może wy mi powiecie? Mialyscie kiedyś styczność z czymś takim? Boję się, że Jaś też dostanie te wszy? Jakby wszystkiego innego było nam mało?
Jakby tego jeszcze było mało to mamy podobne problemy jak Marta kiedyś. Otóż Jaś padł ofiarą swoich dwóch kolegów. Jeden z nich Olek szczególnie się znęca nad nim. Nie  dość, że to Olek bije wszystkich to jeszcze jest taki ceny, że jak dostanie oddane to skarży do pani. I wiadomo jak uderzył Jasia ten się nie poskarżył tylko mu oddał i wychodzi na to,że mój Jaś jest tym złym. A inny chłopczyk wymyślą takie zabawy,że np bwili się w piaskownicy i on kopał mojego Jasia po nogach. A ten nie świadom takich zachowań myślał,że to taka zabawa. Cale nogi w siniakach.
Powiedziałam o każdej sytuacji jego pani ale one tłumaczy to tym,że nie jest w stanie kontrolować wszystkiego. Nie wiem. Nie wydaje  mi sie, żeby była tak zajęta. Poza tym nie jest sama- ma pomóc. Ja też pracowałam w przedszkolu i nie tolerowałam takich zachowań. W piątek na dodatek miałam spięcie z babcią tego Olka. Spotkaliśmy się z dziećmi w szatni i ten jej Olek powiedział : babciu,patrz to ten  Jaś, to ten Jaś mnie bije. No i ta nawiedzona babcia naskoczyła na Jasia. Powiedziała : Jasiu ja sobie nie życzę, żebyś bił mojego Olka, nie wolno bić innych dzieci. Myślałam, że mnie szlag trafi. Powiedziałam jakim prawem mówi coś takiego do mojego syna? I powiedziałam, że z tego co mi wiadomo to jej Olek bije inne dzieci. Ona na to,że zna swojego wnuka i rozmawiała z  panią a pani potwierdziła,że Jaś bije Olka. Powiedziałam, żeby poszła do pani i ja zaraz przyjdę to wyjsnimy ta sytuację. I myslicie, że poczekała? Nie, zwiała. Za to ja porozmawiam z panią i to Olek bije inne dzieci a dzieci mu oddają i to taki Tomek mu oddał i o tym ta babcia niby myślała. Poza tym to pani powiedziala, że nie wie jak radzić sobie z tą babcią, że ona robi krzywdę temu Olkowi,że rodzice nie mają nawet na nią wpływu, po prostu babcia rozpieszcza wnuka i on jej słucha a innych bije i umie wykorzystać,że babcia tak go kocha. M widział nawet jak ten Olek kopał swoją  mamę podczas gdy ta go ubierała. Także sami rozumiecie.
Ja się boję o Jaśka, bo on nie wie co go może spotkać, nie wiem jak go ostrzec czy uchronić przed takimi zachowaniami.



czwartek, 22 września 2016

Nie każą

Hej!
Mam chwilkę. Postanowiłam w końcu chwilkę odpocząć. Nogi mi bardzo puchną i powinnam niby leżeć, ale gdzie tu można leżeć jak tyle roboty. M pojechał wczoraj wieczorem z powrotem do pracy. Te ostatnie dni się poprawiło między nami i jak już było tak fajnie on musiał jechać. Nie  żeby  było sielankowo,  ale długo z nim rozmawiałam i widać może coś do niego dotarło. Mam tylko nadzieję, że nie na chwilkę.
Ciężko mi było dziś ogarnąć dzieciaki. Nakarmilam rano Frania, Jasia do przedszkola,potem na zakupy do Biedry i potem sprzątanie. M przestawił moje meble do tej nie do końca wyremontowanej kuchni, co bym już mogła sobie to ogarnąć. Zamontował zlew,bo w końcu przyszła szafka pod zlew.
Niby jak miałam te meble w pokoju to sprzątałam, ale zawsze jednak kurz i jakieś brudy są. No i każda szafkę umyłam ,wszystko powyciagalam. Lodówka też brudna, cała jakaś klejąca. Brudna po prostu. A ja jak wiecie albo robię coś porządnie albo wcale.
Jeszcze jutro i jako tako to ogarnę. A na sobotę planuję pranie. Nie mam nowej pralki i muszę prać ta ręczną. Także cały dzień znowu będzie z głowy.
Tyle.
Ale wracając do tematu jak zwykle nie o tym miałam pisać.
Wczoraj była położna na drugiej wizycie i gdy zważyła Frania kazała mi kategorycznie podać mleko sztuczne. Franio ciągle gubi wagę, nie robi kup,bo niby z mojego mleka się nie  najada. Mimo,że wydaje mi się że mam dość pokarmu położna twierdzi,że on śpi przy cycu.  Nie  pije aktywnie i się nie najada. Jestem załamana. Pomimo,że najpierw podałam moją pierś to już wieczorem Franio w ogóle nie chciał mojego cycka. I wychodzi na to,że nie ważne jak się staram to będę musiała karmić sztucznie.
Wkurza mnie to podwójnie,bo z Jasiem nie kazano mi podawać sztucznego. A wtedy nie miałam w ogóle pokarmu, dużo mniej niż teraz. A teraz jak mam więcej mleka to ta sama położna każe podać sztucznego. Widzę różnicę, bo Franio dobrze śpi i widać,że jest najedzony a przy moim życiu ciągle płakał i wisiał ciągle na nim.
I nie ważne nic tylko to by on był najedzony i zdrowy. Jednak taka postawa w stosunku do matek. Najpierw się wmawia kobiecie,że musi karmić piersią za wszelką cenę  i wręcz wpycha się nią w poczucie winy z tego powodu.  A potem jak już kobieta chce karmić to zamiast wsparcia, pokazania jak karmić, może jakichś technik mówi się jej że ma iść po najniższej linii oporu i podać butlę.
Kupiłam dziś laktator żeby odciągnąć moje i podać butelką, ale ten laktator ręczny można sobie wsadzić w tyłek. Nic mi nie odciąga. A jak ścisnę ręką to mleko samo leci. Czy warto może kupić laktator elektryczny? Czy szkoda pieniędzy? Czy olac to i podawać tylko butelkę?
Poradźcie.